30

1.2K 64 11
                                    

- Elin za tobą! - ostrzegł mnie Bilbo. Gwałtownie odwróciłam się do tyłu, przez co ujrzałam przed sobą jednego z orków. Stwór o szkaradnej twarzy machnął mieczem, lecz w porę ugięłam się do tyłu. Ledwo brakowało, a ten odciął by mi głowę. Korzystając z okazji szybkim ruchem podcięłam mu nogi mieczem, a następnie ugodziłam go ostrzem w pierś. Ten konając wydał z siebie jęk wypełniony bólem, a czarna maź osadziła się na broni kiedy wyjmowałam ją z martwego ciała.

Na jednym wrogu się nie skończyło. Padali jeden za drugim, lecz w tak samo szybkim tempie pojawiali się kolejni. Zdawało się, że te szkarady klonują się na boku, przez co na pewno nie było to rzeczą korzystną dla nas.

Walczyliśmy jak tylko mogliśmy. Ile mieliśmy tylko siły. Niestety same chęci nie wystarczały na pokonanie wroga. Nie dawaliśmy rady, gdyż niestety byli zbyt potężni. Nasze szanse na wygraną zanikały. Krzyki, jęki i płacz. To jedyne co można było słyszeć.

Dale było po brzegi wypełnione kreaturami. Niektórzy chronili miasteczko, inni rozgrywali bitwę na otwartej przestrzeni. Będąc w mieście chroniłam mieszkańców, którzy nie mogli brać udziału w walce. Byli to przede wszystkim dzieci oraz kobiety. Sam widok ich przerażonych spojrzeń budził we mnie współczucie oraz rozżalenie. Ci ludzie nie zasłużyli na śmierć.

Gdzie się podziała sprawiedliwość o okrutny losie?

W pewnym momencie przede mną pojawiło się dwóch, przerażających swoim widokiem orków. Po moim ciele przeszły ciarki, gdy przyjrzałam się ich zaniedbanym, obleśnym cielskom. Powoli kierowali się w moją stronę, tak jakby obawiali się, że się spłoszę i ucieknę jak jakieś zwierzę. To nie pora ucieczek. Ten okres czasu pozostawiłam za sobą.

- No dalej, wy śmierdzące gnidy! - warknęłam starając się ich podpuścić. Zadziałało. Obaj ruszyli na mnie z dużą prędkością i mrożącym krew w żyłach rykiem. Uniosłam miecz ma wysokość oczu po czym gotowa do walki zaczęłam zadawać ciosy. Miałam szczęście, że ta broń była tak dobrze dopasowana do moich proporcji ciała. Nie była za ciężka, ani też zbyt lekka. Bez problemu mogłam zabijać nią wrogów, co ogromnie mnie usatysfakcjonowało.

Jeden i drugi padli martwi na ziemię. Wtem pojawili się kolejni. Ork zaatakował mnie od tyłu chcąc zadźgać nożem. Na szczęście nie udało mu się to, gdyż w porę spostrzegłam jego poczynania. Myślałam, że to koniec jak na ten moment, ale myliłam się. Odwróciłam się i po chwili poczułam lodowatą rękę, która zacisnęła się przy mojej szyi. Potwór popchnął mnie pod ścianę i zaczął podduszać. Czułam jak brak powietrza powodował, że mój organizm słabł. Chciałam się wyrwać, lecz on okazał się być o wiele silniejszy ode mnie. Obraz rozmywał się powoli, a ja byłam pewna, że za chwilę stracę przytomność i zarazem życie. Powoli docierało do mnie, że tutaj zakończę swój żywot. Ból w szyi stawał się być coraz silniejszy, lecz wiedziałam, że za chwilę ustanie, a pojawi się ciemność.

Byłam gotowa na wszystko.

Jednak zamiast głębokiego snu zaistniało zupełnie co innego. Stwór wydał z siebie głośny krzyk wypełniony cierpieniem, a jego uścisk rozluźnił się, przez co ja swobodnie opadłam na kolana. Zaczęłam gwałtownie nabierać powietrze, a siły powracały. Powoli udawało mi się wyrównać oddech, który stawał się coraz bardziej spokojny. Spojrzałam na leżące obok martwe ciało orka. Zmarszczyłam brwi będąc w rozkojarzeniu.

Niepewnie skierowałam wzrok ku górze. Od razu dotarły do mnie mocno rażące promienie słońca tym samym utrudniając widoczność. Jednak męskie, dobrze rozbudowane ciało zasłoniło owe światło. Wstrzymałam oddech na widok krasnoluda. Mężczyzna pomógł mi wstać, a ja z drżącym ciałem wpatrywałam się w niego z niedowierzającym spojrzeniem.

Był tutaj.

Bez korony.

Bez mordu w oczach.

Bez żądzy władzy.

Ja to widziałam i wiedziałam.

On wrócił.

Czułam jak łzy cisną mi się do oczu, szukając ujścia, aby w końcu pojawić się na zewnątrz. Trzymałam wszystkie emocje w sobie, gdy przypomniałam sobie to co miało niedawno miejsce.

- Jesteś - stwierdziłam możliwe, że trochę zbyt ostro.

- Jestem - odpowiedział patrząc na mnie ze smutkiem. Widząc jego wzork nie potrafiłam się gniewać. To było ponad moje siły - Elin.. - gdy wypowiadał moje imię czułam się jakbym znów była dla niego ważna. Tak jakby traktował mnie jak dawniej. Był taki jak prawdziwy Thorin, którego zawsze kochałam - Wiem, że cię zawiodłem - wyjąkał łamiącym się głosem - Byłem głupcem i nic mnie nie usprawiedliwia - chwycił moją dłoń widząc jak bardzo cierpię. Tym oto gestem zmusił mnie, abym spojrzała w jego błękitne oczy - Nadchodzi najgorsza bitwa.. ale zanim zacznę walczyć chcę wiedzieć jedno - miałam ochotę rzucić się w jego ramiona i pozostać w nich do końca życia - Wybaczysz mi? - te dwa słowa sprawiły, że czułam się bezradnie wobec niego. Kochałam go i nigdy nie uległo to jakiejkolwiek zmianie. Choć bałam się, że go stracę to nigdy nie traciłam nadzieji na to, że się zmieni. To co się wydarzyło może i pozostanie w naszych wspomnieniach, ale na Durina, ja go kocham! Przez ten cały czas poświęcałam dla niego życie, więc i teraz też tak będzie.

- Już ci wybaczyłam - odparłam i posłałam mu lekki, pełny ciepła uśmiech. Dłużej nie wytrzymując nagłego przypływu emocji, przytuliłam się do niego. Thorin od razu zamknął mnie w szczelnym, mocnym uścisku.

- Przepraszam - wyszeptał, a jego ton głosu był inny niż zwykle, o wiele bardziej ciepły.

Traciłam nadzieję, że się zmieni, ale jednak zrobił to. Pokonał samego siebie. 

I NEED YOU ~ [ZAKOŃCZONE] ~ [W Trakcie Popraw]Where stories live. Discover now