12

1.6K 98 6
                                    

Beorn wraz z krasnoludami, Gandalfem oraz hobbitem prowadził rozmowę w swojej chatce. Chciałam być tam razem z nimi, ale nie mogłam. Bałam się spojrzeć w oczy osobie, która była w środku. Rozczarowanie towarzyszyło mi przez cały czas, a smutek tego dnia postanowił mnie nie opuszczać. Zdawałam sobie sprawę, że unikanie siebie na wzajem długo nie potrwa. Zbliżała się dalsza część podróży, a ja po raz pierwszy nie byłam na nią gotowa. Pragnęłam zapomnieć o tym co było, lecz jak? To niestety nie było takie proste. Omamił mnie swoją osobą, a ja uległam. Tak po prostu. W tamtej chwili rozum mówił nie, a serce krzyczało tak.

Jedyną rzeczą jaka pozostawała mi do potwierdzenia zebranych faktów, była rozmowa. Szczera. Tylko niby jak mam z nim porozmawiać? Nigdy nie należałam do odważnych osób. Zawsze bałam się zrobić pierwszego kroku. Tak było i tym razem. Przerażała mnie myśl, że muszę to zrobić po tym co między nami zaszło. Od teraz to nie mogła być zwykła pogawędka. Zbyt wiele się wydarzyło, aby tak mogło być.
Mój plan był dosyć prosty, ale za razem najtrudniejszy na świecie. Musiałam jedynie podejść i spytać czy.. Same te słowa nie przeszłyby mi przez gardło. Jednak szybko porzuciłam ten pomysł. Westchnęłam głęboko. Może poczekam, aż on coś zrobi? W tamtej chwili to wydawało się być najlepszym rozwiązaniem.

Podeszłam do starej szopy. Pchnęłam drewniane, lekko uszkodzone drzwi, które wydały ciche skrzypnięcie, po czym weszłam do środka. Kurz unosił się w powietrzu, a delikatne promyki słońca przedostawały się przez szczeliny w ścianie wykonanej z drewna. Stare skrzynie z rzeczami były przykryte płachtami, co oznaczało, ze przez długi czas nikt je nie ruszał. Wykonałam parę kroków w przód i szybkim ruchem zdjęłam nakrycie, które skrywało pod sobą różne bronie. Mosiężne tarcze, które już zardzewiały pod upływem lat, nadal robiły wrażenie. Stare, już niezbyt wytrzymałe strzały do łuku wystawały ze skrzynki. Obejrzałam wszystko przelotnie, gdyż zależało mi tylko na jednej rzeczy. Najważniejszej. Miałam nadzieje, że to coś nadal się tu znajdowało.

Nie myliłam się. Pod ścianą w kącie, na specjalnie robionym stojaku znajdował się miecz. Nieduża broń, w sam raz pasująca do mojej postury. Uśmiechnęłam się delikatnie widząc owy przedmiot, po czym ruszyłam w jego kierunku. Niepewnie się do niego zbliżyłam. Delikatnie przejechałam opuszkami palców po rękojeści, a gdy poczułam zimną stal przypomniałam sobie osobę, która była wcześniejszą posiadaczką miecza. Nie byłam pewna, czy powinnam to robić. Miałam pewne obawy.

Nie pragnę byś walczyła. Nie musisz tego robić, ponieważ nie jest to ostatecznym rozwiązaniem. Lecz jeżeli jest to słuszna sprawa, walka przeciwko złu, a ty będziesz stać po stronie dobra, nie zawahaj się użyć tego czego się nauczyłaś. Postąp tak, co uważasz za słuszne, a ja będę z ciebie dumny.
Zawsze byłem.

Te słowa utkwiły mi w pamięci. Ojciec miał racje. Dziwiłam się, bo niezależnie co powiedział zawsze ją miał. Trudno było mi to wszystko zrozumieć w wieku 5 lat, ale teraz mogłam to pojąć bez problemu. Chwyciłam za broń podnosząc ją do góry. Ten idealny kształt, piękne rzeźbienia. Coś wspaniałego. Czułam całą energię jaka wydobywała się z miecza. Ostrze było spragnione krwi. Od wielu lat stało bezczynnie w miejscu, a kurz powoli osiadał się na nim, pozbawiając miecza blasku.

- Tato, obiecuję, że cię nie zawiodę - wyszeptałam. Czułam, że mnie słyszy, choć było to nierealne. Może.. ale nigdy mnie nie opuścił.

Wyszłam na zewnątrz chowający mieczyk do pochwy tuż przy pasie. Zaczerpnęłam świeżego powietrza i spojrzałam przed siebie, gdzie ujrzałam kompanię szykującą się do drogi. Podeszłam do wysokiego mężczyzny.

- Będziecie już ruszać - oznajmił i podał mi do ręki wodze z gotowym do podróży kucem.

- Dziękuje ci za gościnność i cierpliwość do moich towarzyszy - posłałam mu dziękczynny uśmiech.

- Pamiętaj, że zawsze możesz tu wracać. To także twój dom - wyjaśnił z troską w głosie.

- Tak wiem, ale czas abym znalazła swój własny.

Wsiadłam na wierzchowca i spojrzałam na zatroskaną minę Beorna.

- Uważaj na siebie i nie rób rzeczy, które później będziesz żałować - poradził. Szkoda, że mówił to tak późno, bo niektórych wydarzeń już żałowałam.

- Ruszamy! - stanowczy głos Thorina dotarł do moich uszu, a po ciele przeszły ciarki. Wspomnienia z dnia poprzedniego powróciły.

Jechaliśmy już od paru godzin. Jak zawsze w ustalonej kolejności. Każdy miał swoje miejsce i tego zazwyczaj się trzymał. Po raz pierwszy cieszyłam się, że jestem ma samym końcu. Moim zadaniem było sprawdzanie tyłów, a przynajmniej taki rozkaz dostałam niegdyś od Dębowej Tarczy. Uśmiechnęłam się pod nosem myśląc o tamtym dniu, nawet nie tak odległym. Każdy w kompani miał jakieś zadanie, za które był odpowiedzialny. Wyjątkiem byłam ja, przez co czułam się bezużytecznie.
Thorin po długich i męczących namowach postanowił się zgodzić. Lecz w tamtej chwili nie sądziłam, że szybko będę tego żałowała. Było już za późno. Mężczyzna wymyślił mi na poczekaniu najgorsze zadanie jakie mogło istnieć, a mianowicie jechanie na samym końcu kompanii. Wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Przez dugi czas cieszył się i powtarzał jaka to cisza panowała, gdy ja jechałam z dala od niego. Twierdził, że czasami bywałam bardziej nieznośna od Bilba, czemu zaciekle protestowałam, a on prawie niewidoczne się uśmiechał.

Nie zawsze był oschłym, gburowatym krasnoludem. Potrafił się uśmiechać, lecz niekiedy  przychodziło mu to z wyraźnym trudem. Lubiłam patrzeć na to niecodzienne zjawisko zachodzące na jego twarzy. Wtedy do szczęścia niczego mi nie brakowało.

I NEED YOU ~ [ZAKOŃCZONE] ~ [W Trakcie Popraw]Where stories live. Discover now