16

1.5K 83 18
                                    

Siedząc w małych, zimnych pomieszczeniach użalaliśmy się nad całym przebiegiem sytuacji. Naprawdę ciężko było nam pogodzić się z myślą, że zanim dotrzemy do Góry Dzień Durina przeminie, o ile w ogóle tam dotrzemy. Nic się na to nie zapowiadało, ale tylko jedna osoba zdawała się całkowicie nie tracić nadziei. Kto by pomyślał, że Thorin pokładał całą swoją nadzieję w pewnej osobie. Gdybym tylko wiedziała kogo miał na myśli. Naprawdę w tamtej chwili nie domyślałam się wielu rzeczy. Nie potrafiłam skupić się na niczym innym niż na wyznaniu krasnoluda. Z jednej strony ulżyło mi, gdyż wszystko sobie wytłumaczyliśmy, ale z drugiej byłam rozszarpana emocjonalnie. Zdruzgotana, a to wszystko dlatego, ponieważ jak zawsze myślałam, że będzie inaczej. Wierzyłam w coś co od początku nie mogło być prawdziwe. Znów zawiodłam się na samej sobie. I tylko do samej siebie mogę mieć pretensje.

Nagle drzwi od celi otworzyły się, a na samym środku stanęli strażnicy. Spojrzałam wykończona w jego stronę. W tamtej chwili potrzebowałam odpoczynku, który ciągle ktoś zakłócał.

- Ty pójdziesz z nami - odparł jeden wskazując na mnie. Choć byłam przerażona, to miałam gdzieś to co ode mnie chcieli. Byłam strzaskana tym co dzisiaj usłyszałam. Niespiesznie podniosłam się z ziemi i podeszłam do nich. Nagle gwałtowny ruch wykonał Thorin.

- Dokąd ją bierzecie? - spytał groźnie, a jego zatroskane spojrzenie wylądowało na mojej osobie.

- Odsuń się, bo potraktujemy cię jako stawiającego opór! - warknął elf.

- Bo stawiam! Thranduil jej nie dostanie! - wysyczał i rzucił się na strażników. Wystraszona odskoczyłam na bok, by przez przypadek nie oberwać od któregoś z nich. Zatkałam ręką usta widząc ich zaciętą walkę.

- Uciekaj! - głos krasnoluda rozbrzmiał w moich uszach i choć nie chciałam go zostawiać, to nie miałam wyjścia. To był ton nie wznoszący sprzeciwu. Nie mogłam nic w tej sprawie zróbić. Ruszyłam przed siebie. Uważnie biegłam tam gdzie wydawało mi się, że jest to dobra droga. Po schodach wspinałam się coraz wyżej, starając się unikać każdego elfa mieszkającego w królestwie. W końcu znalazłam się na długim korytarzu. Obejrzałam się w jedną jak i drugą stronę. Nie miałam pojęcia gdzie iść. Z każdej strony słychać było nadciągających strażników. Prawdopodobnie już wiedzieli, że uciekłam. Nie mogłam teraz dać się złapać. Wtedy poświęcenie Dębowej Tarczy poszłoby na marne. Na spokojnie wzięłam głęboki wdech starając się obmyślić plan wydostania reszty kompani. Ruszyłam na prawo. Biegłam najciszej jak się dało, dokładnie rozglądając się dookoła. Wtem zatrzymałam się gwałtownie widząc jak w jednym z pomieszczeń, na stole leżał mój miecz. Ulżyło mi, że nie straciłam go na zawsze. Szybko weszłam do pomieszczenia i z wielkim uśmiechem wzięłam go do ręki. Jak zawsze prezentował się wspaniale. Schowałam go do pochwy, gdy nagle usłyszałam okrzyki strażników.

- Znajdźcie ją! - ten rozkaz nie zabrzmiał pogodnie. Wiedziałam, że jestem w kropce, dopóki nie poczułam jak czyjaś ręka zatyka moje usta i prowadzi za zaułek ściany. Serce trzepotało jak szalone. Bałam się co mnie czeka. Starałam się z wszelką cenę wyrwać, ale niestety uścisk był silniejszy. Ucichłam na chwilę, gdy przez korytarz przeszła grupka elfów. Kiedy tylko znaleźli się w dalekiej odległości postać puściła mnie, a ja odskoczyłam spoglądając za siebie.

- Bilbo? - spytałam zdyszana, nie wierząc, że to on.

- Cii! - poradził błagalnie. Widać, że był zestresowany. Uśmiechnęłam się do niego ciepło zdając sobie sprawę, że nic mu nie jest. Hobbit także uniósł swoje kąciki ust. Jego ręka wystrzeliła lekko w górę, po czym zatrząsł miedzianymi kluczami, które wydały z siebie charakterystyczne brzęczenie.

- Jesteś wielki! - z błyskiem w oczach wpatrywałam się w trzymany w jego rękach przedmiot - Chodźmy! - ponagliłam.

•°•°•

Niezauważeni znaleźliśmy się w lochach. Podzieliliśmy klucze po połowie i każde z nas poszło w inną stronę. Mieliśmy mało czasu, za mało. Podeszłam do pierwszej celi. Niepewnie zajrzałam do środka, gdzie panował półmrok. Na samym końcu siedział Thorin. Krew spływała z jego rozciętej wargi i nosa. Wyglądał okropnie. Oczy były przymknięte, a klatka powoli unosiła się i opadała. On zrobił to dla mnie. Martwił się o mnie w ten sam sposób  jak o każdego z kompani. Włożyłam klucz i cicho otworzyłam zamek. Pchnęłam drzwi, które zaskrzypiały ze starości. Mężczyzna nie wykonał żadnego ruchu.

- Thorin - wyszeptałam, a on gwałtownie poderwał się z ziemi, starając ukryć się ból.

- Udało ci się - posłał mi lekki uśmiech - Wiedziałem, że dasz radę

I NEED YOU ~ [ZAKOŃCZONE] ~ [W Trakcie Popraw]Where stories live. Discover now