14

1.5K 81 7
                                    

- Nie mogła sobie od tak zniknąć! - krasnoludy przerażeni swoim losem szukali dróżki z której zeszliśmy pewien czas temu. W głowie wciąż miałam przestrogę daną przez Gandalfa. Jednak Thorin jak zawsze uznał, że wie lepiej i popełnił swój kolejny błąd. Głowa pękała mi od natłoku różnych myśli i głosów kompanów. Nikt nie wiedział co się dzieje, a las działał na naszą niekorzyść otumaniając nas i zwodząc na manowce.

- Patrzcie! Kapciuch - głos któregoś krasnoluda rozbrzmiał mi w uszach.

- To są krasnoludy - zauważył Dori lekko zataczający kółko wokół siebie. Nikt nie mógł bezproblemowo utrzymać się na nogach.

- Krasnoludy z Gór Błękitnych - dodał Bofur dokładnie oglądając pokrowiec - Wygląda jakby moje..

- Pokażcie mi to - poprosiłam. W moje ręce trafiło małe, materiałowe opakowanie, które rzeczywiście należało do krasnoluda - Niech to! - jęknęłam ze zrezygnowania - Kręcimy się w kółko! Zgubiliśmy się! - oznajmiłam. Towarzysze westchnęli ze zmęczenia.

- Nie, idziemy na wschód!

- Ale gdzie jest wschód? Nie widać słońca - rzekł jeden z nich. Atmosfera nie była za dobra. Krasnoludy zaczęli się przekomarzać, który z nich ma rację, aż zaczęło dochodzić do popychanek.

- Słońce - szepnął niziołek, a ja będąc na tyle blisko niego dosłyszałam jego uwagę. Oboje spojrzeliśmy w stronę korony drzew, gdzie dostrzegliśmy lekkie promyki słoneczne przedzierające się przez gęsto liściaste drzewa. Wielka Gwiazda nazywana słońcem znajdowała się nad nami - Trzeba znaleźć słońce - powtórzył o wiele bardziej pewnie.

-  Dobrze mówisz  -  pochwaliłam  go i posłałam mu szczery uśmiech - Pomyślmy. Trzeba wyjść nad korony.. - stwierdziłam z zadowoleniem. Naszą radość przerwały odgłosy dochodzące z lasu.

- Co to było? - spytał Thorin zastanawiającym się głosem, ale krzyki kompanów zagłuszały go - Cisza! - towarzysze szybko ucichli nie chcąc narażać się na gniew króla - Ktoś nas obserwuję - to były ostatnie słowa które usłyszałam. Wraz z Bagginsem zaczęliśmy wdrapywać się po konarach drzew coraz wyżej i wyżej.

Na grubych gałęziach znajdowały się duże pajęcze sieci. Powoli stawałam się zaniepokojona myślą, że mogły tu mieszkać pająki mutanty. Taki stwór bezproblemowo mógłby zjeść nas w całości. Będąc na samym szczycie ujrzeliśmy światło. Lekki wiatr powiewał sobie spokojnie, a my zaczerpnęliśmy rześkiego i świeżego powietrza. Trzeba było przyznać, że widok był bardzo zjawiskowy i cudowny.

- Zobacz! Tam jest jezioro! I rzeka - powiedział uradowany hobbit, nie mogąc nacieszyć oczu - Popatrz! Czyż to nie jest..

- Samotna Góra! - dokończyłam za niego patrząc na wznoszący się szczyt - Jesteśmy już blisko! 

- Słyszycie?! Znaleźliśmy drogę! Halo! - nikt nic nie odpowiadał na wołanie Bilba. Spojrzałam w dal i zobaczyłam ruszające się drzewa.

-O nie! Bilbo musimy stąd uciekać!  - nakazałam, a niziołek  pokiwał głową że  zrozumieniem. Staraliśmy się nie zachaczyć nogą o sieci, lecz nasza niezdarność przejęła kontrolę i oboje wpadliśmy w pajęczą pułapkę. Nie mogliśmy się ruszyć, biorąc pod uwagę to, że sieć była bardzo lepka.

- Tak jak myślałem. Tu są.. - zaczął, a przed nami pojawił się ogromny pająk. Widząc to monstrum ledwo powstrzymałam się od krzyku przerażenia. Potwór obwinął nas w kokon i zabrał do swojej nory. Gdy byliśmy w środku ujrzałam więcej tych olbrzymich pająków. W środku roiło się ich pełno, a każdy z nich zajęty był swoim jedzeniem. Na szczęście nie dostrzegłam krasnoludów, którzy zapewne zdążyli iść już dalej, kiedy to my byliśmy na szczycie korony drzew. Pająk podszedł najpierw do niziołka, a później do mnie. Zaczął oglądać swoją zdobycz, czyli mnie. Czułam na sobie jego mrożący krew w żyłach oddech oraz wydobywający się z jego paszczy okropny odór. Pomimo tego, że byłam zawinięta w pajęczą sieć, dosięgnęłam ręką mój cenny miecz i kiedy tylko pająk znalazł się nade mną wbiłam ostrze w jego tułów. Stwór runął zabity na ziemię wydając z siebie pisk z bólu. Szybko obrałam się z sieci i podbiegłam pomóc Baginsowi, który jak się okazało także świetnie sobie poradził i moja interwencja nie była konieczna.

- Musimy znaleźć resztę - oznajmił, ciężko przy tym dysząc. Zgodziłam się z nim i gdy tylko mieliśmy stawiać pierwsze kroki, usłyszeliśmy krzyki, które bez problemu rozpoznaliśmy.

- Chodźmy! - ponagliłam. Przedzierając się przez gęste krzaki w oddali dostrzegliśmy walczących krasnoludów. Bez zastanowienia pobiegliśmy im na pomoc. Stanęłam na chwilę w miejscu widząc jak Thorin broni się przed jednym z mutantów, a za jego plecami skradał się kolejny.

Wiedziałam, że sam nie da rady. Mieczem zablokował paszczę pająka, który był dosyć silny i starał się pożreć Dębową Tarczę. Mężczyzna usłyszał za sobą syk drugiego stwora i widząc w jakiej niekorzystnej sytuacji się znalazł nie wiedział co zrobić. W tamtej chwili odblokowałam w sobie pewność siebie. Szybko podbiegłam do szatyna i mocnym ruchem ostrego miecza przecięłam ciało stwora, a Thorin bez większego problemu zabił pająka stojącego przed nim.

Z ognikami w oczach wpatrywałam się w mężczyznę. Nadal czułam do niego coś w stylu żalu, ale także czułam to co czułam zawsze. Nie wiem na co liczyłam w tamtej sytuacji. Możliwe, że na to proste słowo ,,Dziękuję" wypowiedziane z jego ust, a znaczące tak wiele. Niestety towarzyszyła nam cisza, nie licząc krzyków walki. Sądziłam, że może coś da się naprawić. Wciąż posiadałam złudną nadzieję.

I NEED YOU ~ [ZAKOŃCZONE] ~ [W Trakcie Popraw]Where stories live. Discover now