17

1.4K 76 9
                                    

- Wchodźcie! - polecił niziołek, gdy znaleźliśmy się w pomieszczeniu pełnym beczek po winie. Nadal uciekaliśmy, a według Bilba był to jedyny sposób na wydostanie się stąd niezauważonym.

- Zwariowałeś? Znajdą nas! - rzekł Thorin, nadal szepcząc. Wciąż istniała szansa, że nas znajdą, a wtedy władca Leśnego Królestwa nie okaże się już taki łaskawy.

- Nie! Nie znajdą! Proszę zaufajcie mi - mówił błagalnym głosem, nie wiedząc w jaki sposób ich przekonać. W sali rozbrzmiały jęki niezadowolenia. Narzekanie i marudzenie zostało już zapisane na dobre w naturze krasnoludów, co doprowadzało mnie do szału. Miałam już dość stania z boku i chowania języka za zębami. Ja też miałam tutaj coś do powiedzenia.

- Wsiadać do beczek! Już! Bez zbędnego gadania! - warknęłam rozzłoszczona, nie poznając samej siebie. Kompania w dosyć szybkim czasie umilkła i z oczami niczym zbitego szczeniaka patrzyła to na mnie to na Thorina licząc, że on stanie w ich obronie. Lecz mężczyzna także zdawał się być zaskoczony i zakłopotany.

- Róbcie co każą! - rozkazał ze zmieszanymi uczuciami. W głębi ducha cieszyłam się ze swojego ostrego charakteru, który w końcu udało mi się pokazać. Nie czekając dłużej wszyscy wsiedliśmy do drewnianych zbiorników, które nie należały do najwygodniejszych miejsc.

- I co dalej? - spytał zaciekawiony Fili.

- Weźcie oddech! - odparł i pociągnął za dźwignie. Duża klapa pod nami otworzyła się i wszyscy zaczęliśmy turlać się w dół, by następnie wpaść do wody. Zimna woda na moment pokryła całe moje ciało. Trzymając w ustach powietrze czekałam na wynurzenie. Gdy ten moment nastał zaczęliśmy płynąć gęsiego wraz z nurtem rzeki. Jak na razie wszystko przebiegało zgodnie z planem. Każdy był ucieszony, że udało nam się opuścić te okropne miejsce.

 Wtem przed nami pojawił się dosyć spory wodospad.

- Trzymajcie się! - krzyknął Thorin. Zanurzyliśmy się na chwilę pod wodę, ale po chwili znów byliśmy na powierzchni. Rzeka jednak okazała się kręta, przez co często obijaliśmy się o wystające duże skały i kamienie. Na szczęście nikomu jak do tej pory nic się nie stało.

Byliśmy już blisko wyjścia. Niewiele dzieliło nas od pełnej wolności. Wtem usłyszeliśmy wycie rogu oznaczającego zamknięcie wrót. Ogarnęło mnie przerażenie, a w głębi  duszy błagałam o to, aby nam się udało. Żeby choć teraz los nam sprzyjał. Niestety życie miało inne plany wobec nas. Wrota zamknęły się  tuż przed naszym nosem. Wśród towarzyszy dało słyszeć się głosy rozczarowania i zdenerwowania, ponieważ nadal przebywaliśmy w królestwie elfów. Spojrzałam na elfickich strażników, którzy stali na moście tuż nad nami. I wtedy wydarzyło się coś zadziwiającego. Jeden z nich upadł martwy na ziemię zraniony przez strzałę, a przecież nikt z nas nie miał przy sobie łuku. Wyostrzyłam spojrzenie i wtedy strach zwiększył swoją moc.

- Orkowie! - krzyknełam widząc jak jeden z nich próbuje wtargnąć na tereny królestwa. Głowy przyjaciół zwróciły się w odpowiednią stronę. Stwory zabrali się za atakowanie królestwa, a także  i  nas. Kili wyskoczył z beczki i  nie zważając na słowa sprzeciwu innych osób pobiegł w stronę dźwigni, która była odpowiedzialna za zamykanie i otwieranie wrót.  Nam pozostało jedno. Walka. Każdy walczył tym co się dało. Chcieliśmy się bronić, pomimo tego, że nie mieliśmy do tego warunków.

Chłopak był już bardzo blisko. Zaledwie kawałek dzielił go od uwolnienia nas z opresji, lecz niestety jeden z orków postrzelił go strzałą w nogę. 

- Kili! - krzyknął jego brat. Potwór biegł z mieczem w stronę bruneta, ale został on zabity. Zmarszczyłam brwi i zwróciłam wzrok w stronę skąd strzała została wystrzelona. Była to elfickia kobieta. To ona uratowała Kiliego od śmierci z rąk potwora. Pomimo uprzedzeń co do tej rasy, byłam jej bardzo wdzięczna za to co zrobiła dla niego. Osłaniała Kiliego zabijając zbliżających się do niego stworów. Ku mojemu zdziwieniu do nas dołączyła reszta elfów. Kiliemu udało się pociągnąć dźwignię i zaczęliśmy płynąć dalej. Orkowie strzelali do nas z łuków i nie tylko. Robili wszystko aby nas tylko ukatrupić. Legolas, syn Thranduila i Tauriel biegli za nami osłaniając całą naszą kompanię. My też walczyliśmy jak tylko mogliśmy. Wymienialiśmy się bronią, zabijając Orków.  Potwory nie odpuszczały i gonili nas, czekając na odpowiedni moment by zadawać cios. Kilka strzał powędrowało w moją stronę. Schowałam się do środka beczki, lecz na szczęście strzały nie zdołały jej przebić. Spojrzałam przed siebie, gdzie na samym czele płynął Thorin. Obserwowałam jego ruchy, które były tak idealne i wspaniałe jakby posługiwanie się mieczem nie sprawiało mu żadnego większego problemu. Uderzał z gracją i ogromną siłą. Tak jakby robił to od urodzenia. Nagle jakaś wielka siła popchnęła moją beczkę, która wywróciła się, a ja wpadłam do głębokiej wody. Zdążyłam jedynie nabrać powietrze do ust. Nurt rzeki zabrał mnie na dno. Pomimo tego, że umiałam pływać w tamtej chwili nie potrafiłam tego robić. Przerażenie przechwyciło nade mną kontrolę. Zawładnęło mną. Brak powietrza sprawiał, że czułam ucisk w gardle, a obraz rozmazywał się i ciemniał. Opadałam z sił czemu bezsilnie się poddawałam. W końcu nadszedł moment, gdzie pozostała już tylko ciemność.

I NEED YOU ~ [ZAKOŃCZONE] ~ [W Trakcie Popraw]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora