VII. Korzenie.

14.5K 617 58
                                    

- Że ja? - zapytałam, zdziwiona nagłą propozycją. To wszystko zaczęło mnie już przytłaczać. Tego było za dużo...

- No, a kto? - chłopak wyszczerzył się do mnie, ukazując swój szeroki uśmiech.

- Yyy... Nie, wolę nie. - próbowałam się wycofać, by móc już powoli zmykać do domu.

- W końcu musisz sama spróbować... - upomniała staruszka. - Pierwsza przemiana nie jest taka prosta, dlatego warto dokonać jej pod okiem kogoś doświadczonego...

- Innym razem... Myślę, że wystarczy mi już wrażeń na dzisiaj. - podsumowałam. - Po prostu powinnam była już wracać, zanim rodzice zaczną się o mnie martwić i będę miała niemały problem...

- Boisz się?

Zaraz mu strzelę prosto w twarz.

- Nate, jeszcze słowo, a... - zbliżyłam się do niego, wyciągając przed siebie wskazujący palec. Typ prosił o liścia za każdym razem, kiedy tylko otworzył usta.

- Zrozumiałe. - odparła siwowłosa, trącając chłopaka w bok. Kobieta nie chciała napierać, w przeciwności do denerwującego nastolatka, stojącego przede mną i próbującego wmówić mi, że tchórzę, co rusz. To już naprawdę stawało się nudne... - A może masz jeszcze jakieś pytania, zanim pójdziesz?

- Prawdę mówiąc to tak. - zdecydowałam po chwili, nim znowu siedliśmy razem przy stole. Z trudnością powstrzymywałam się od wydrapania oczu Nate'owi. Wiadomo też, że nie mogłam dowiedzieć się wszystkiego na raz, ale chciałam chociaż zahaczyć o najbardziej interesujące mnie wątki. Dalej byłam w szoku i pewnie niewiele mogłam wynieść z tej rozmowy, lecz nie chciałam wychodzić stamtąd bez niczego.

- ...czyli moi rodzice też są... tacy jak ja? Skoro urodziłam się z tym darem to oni też go muszą mieć...

- Dokładnie. - powiedziała kobieta, potwierdzając to, że dobrze zrozumiałam historię, którą przed chwilą mi opowiedziała.

- Ale dlaczego mi sami o tym nie powiedzieli?

- Może chcieli być tylko ludźmi i to zatajali. A może myśleli, że nie jesteś jeszcze gotowa... - odparła. - W dzisiejszych czasach trudno być wikołakiem.

To prawdę mówiąc - wy im właśnie to zepsuliście...

- Nie rozumiem tego... Muszę z nimi o tym porozmawiać... To trochę dziwne. Wiedziałabym o tym od początku, mimo wszystko... Przecież jestem z nimi tak blisko... - zaczęłam się rozczulać.

- To chyba jednak nie jesteś... - głupek prychnął bezsensownie pod nosem.

- Zamknij się, Nate.

- Jeśli nie masz już więcej pytań to Nate chętnie cię odprowadzi i przeprosi za swoje zachowanie. - wtrąciła babcia, dając nacisk na ostatnią część tego zdania. Sama dobrze widziała, że coraz bardziej mnie irytuje, ale zamiast wybawić mnie z opresji, wpakowała mnie w jeszcze większe bagno. Przecież poradziłabym sobie sama...

- Dziękuję za troskę, ale nie trzeba. Do widzenia! - rzuciłam pospiesznie, by za mną nie podążył i udałam się do wyjścia.

- Mam nadzieję, że jutro wrócisz. Wtedy będziemy mogli rozpocząć twoje szkolenie.

- Szkolenie? - zapytałam przy wejściu, zaskoczona tym, co powiedziała.

- Tak. - odparła. I szczerze mówiąc tyle mi wystarczyło. Nie chciałam zadawać kolejnych pytań, a przede wszystkim nie chciałam rozpoczynać nowego wątku, bo w ten sposób chyba musiałabym zostać tu do nocy. Jednak to już był czas, by wrócić do domu, zanim dostałabym szlaban. Pożegnałam się ze starszą kobietą i wyszłam na zewnątrz, opuszczając to dziwne miejsce. Założyłam kaptur na głowę, chcąc osłonić się przed zimnym wiatrem. Myślałam, że w tym momencie będzie to moje największe zmartwienie, ale szybko uświadomiłam sobie, że mój problem będzie tysiąc razy gorszy.

Legenda || KOREKTA ✍️Where stories live. Discover now