IV. Powtórka z rozrywki.

19.3K 801 63
                                    

- Usiądź sobie. - mówiąc kojącym tonem, kobieta weszła do chatki, wskazując dłonią na krzesło po jej prawej stronie od drzwi wejściowych. - Herbaty?

- N-nie, nie. Nie trzeba. Podziękuję. - odparłam, oglądając się dookoła, by bliżej i przede wszystkim - na spokojnie przyjrzeć się całemu wnętrzu. Czułam się nieswojo. A poza tym przyszłam tu tylko po rower, a nie na plotki przy ciastku i herbacie. Tym bardziej, że dzień wcześniej ta staruszka nieźle pogoniła mi kota. Mimo to po co zgodziłam się na to, aby tu wejść? Sama nie wiem. Nalegała. Wzbudziła we mnie trochę zaufania... Choć co sekundę moje moje odczucia się zmieniały. Byłam zmieszana. Wiem, że to było głupie, ale ostrożnie stawiałam kroki. Zresztą, w każdej chwili mogę stąd wyjść, a naszej dwójki to chyba ja mam więcej siły, co nie?

Dziwne było to, że nawet się nie znałyśmy, a ona chciała mnie ugościć jakbym była jej jakąś wnuczką. Zabawne, bo nawet nie kazała mi ściągać brudnych butów, nie przejmując się wcale tym, że wnoszę błoto do środka.

Usiadłam na drewnianym krześle, które cicho zaskrzypiało. Ściągnęłam kaptur z głowy, czekając na rozwój wydarzeń. Staruszka, nie spiesząc się, zajęła miejsce na przeciwko mnie. Od kominka biło przyjemne ciepło. Było tutaj bardzo przytulnie, ale nadal czułam się niekomfortowo. Siedziałam przy stole z jakąś starą wiedźmą z lasu. Było dziwnie, ale wyglądało na to, że chce po prostu ze mną pogadać. Kobieta wzięła głęboki wdech, po czym zaczęła do mnie mówić.

- Porozmawiajmy o wczoraj...

- Wiem, przepraszam... To było głupie... - automatycznie zaczęłam się tłumaczyć. Trochę wstyd, bo przecież wczoraj włamałam się do jej domu i bez najmniejszych skrupułów buchnęłam jej własność... Dla mnie to była tylko jakaś zwykła stara książka, ale dla niej przecież mogła być czymś ważnym... Czułam jak się czerwienię.

- Nie musisz przepraszać. Ja cię w pełni rozumiem. - powiedziała, kończąc zdanie cichym śmiechem. I znowu zrobiło się dziwnie, ale pokusiłam się o sztuczny uśmiech. Ona była trochę specyficzna. - Prawda, nigdzie nie znajdzie się takich informacji jak w spisach naszych przodków. Chciałaś się tylko dowiedzieć czegoś więcej o sobie, chociaż można to było zrobić w nieco inny sposób...

- Co? - nie zrozumiałam. Osłoniłam usta dłonią, ukrywając delikatnie unoszące się kąciki. To powoli robiło się śmieszne.

- Książka. - wskazała.

- A, tak, już. - zaczęłam szperać w worku, w którym nadal spoczywał mój upragniony dowód Vanessy.

- A powiedz mi, jak się o tym dowiedziałaś...? I skąd w ogóle ten pomysł, by dopuścić się takiego czynu? Mogłaś uzyskać ją po dobroci...

- Może pani jaśniej? Nie rozumiem...

- Jak to nie rozumiesz? To w jakim celu zabrałaś książkę?

- Eee... Bo w sumie... - popatrzyłam na okładkę chcąc się zastanowić, czy powiedzieć jej prawdę, czy może lepiej wymyślić jakąś ciekawszą wymówkę. Ten pomysł jednak szybko rozpłynął się w mojej głowie w momencie, gdy zwróciłam uwagę na tytuł znaleziska, które trzymałam w dłoniach.

,,Wilkołaki".

- Co to jest? - skrzywiłam się, z lekkim obrzydzeniem odkładając starą brązową księgę na stolik przede mną.

- Teraz to ja zaczynam ciebie nie rozumieć... Żartujesz sobie? - kobieta zaśmiała się znowu, powodując, że już totalnie się pogubiłam. Spojrzałam podejrzliwie na staruszkę. Sytuacja była absurdalna. Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi i co się tak naprawdę dzieje. Sama myślałam, że robi sobie ze mnie żarty. Z nią czy ze mną było coś nie tak? A jakby jeszcze tego było mało, po kilku głuchych sekundach nagle ktoś wszedł do domu, przerywając naszą rozmowę. Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam skrzypienie drzwi za moimi plecami. Przycisnęłam worek mocno do siebie. Odwróciłam się niemal od razu, będąc już gotowa do powtórki wczorajszej ucieczki. Wtem w progu zobaczyłam przemokniętego, wysokiego bruneta.

Legenda || KOREKTA ✍️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz