IV. Powtórka z rozrywki.

Start from the beginning
                                    

O proszę.

Miałam już zwiewać, ale szybko się to zmieniło. Usiadłam prosto, napawając oczy przyjemnym widokiem. Może było to trochę niegrzeczne, ale chciałam przypatrzeć mu się bliżej. Bez namysłu, zaczęłam się gapić na nieznajomego, ciekawa tego, czemu się tutaj zjawił.

- Cześć, babciu. - przywitał się, zamykając drzwi za sobą i poprawiając włosy. Wtedy zawiesił na mnie wzrok. - Ooo... masz... gościa...? - spojrzał na nią, znacząco zwężając powieki, na co ona uśmiechnęła się do niego ciepło i powoli skinęła głową, przymykając oczy. Chłopak zrozumiał znak, który mu dała i niemal od razu znalazł się przy mnie. - Cześć. Jestem Nate, miło mi. - wyciągnął rękę. Z tej odległości był jeszcze przystojniejszy. Zaskoczyło mnie to miłe powitanie, ale po chwili uścisnęłam jego dłoń.

- Skyler.

Macie tu takich więcej?

- Przeszkadzam? - uśmiechnął się do mnie, po czym zwrócił się do swojej babci.

- Daj nam jeszcze chwilę. - kobieta uniosła palec w górę, a brunet posłusznie skierował się do wyjścia.

- Na co? - zapytałam, gdy chłopak zamykał już za sobą drzwi. Staruszka wzięła długi głęboki wdech, ponownie nie spiesząc się zbytnio z odpowiedzią.

- Jest bardzo dużo rzeczy, o których jeszcze nie wiesz, a...

- Ale do czego pani zmierza? - bez dłuższego namysłu weszłam jej w słowo, dając wreszcie upust swojej frustracji. - Przyszłam tutaj tylko po ten durny rower, a tu... O co w ogóle tutaj chodzi? Kim wy jesteście?

- Spokojnie, kochanie. Wiedz tylko, że to nic dziwnego. Taka już jesteś. A nam potrzeba takiego kogoś jak ty...

- Co? - znowu skrzywiłam się w niezrozumieniu. Chciało mi się śmiać. Żadnych konkretów. Czy oni byli wariatami? - Nie, ja wracam do domu... - wstałam, wzięłam worek i skierowałam się do wyjścia. Nic nie wyniosłam z tej rozmowy. Chyba więcej stawiałam pytań, niż dostawałam odpowiedzi. Po co ja tu w ogóle przyszłam? Czułam się jak idiotka, że wdałam się w taką rozmowę. Chwyciłam za rower i chciałam już znieść go z ganku, by jak najszybciej wrócić do domu.

- Poczekaj, pomogę ci. - powiedział Nate, wstając ze schodów.

- Nie, dzięki. Dam radę. - odparłam, nie chcąc wchodzić z nim w jakąś głębszą konwersację. Tym bardziej, że byłam coraz bliżej wybuchnięcia, a nie chciałam się na nim wyżywać, bo nic mi przecież nie zrobił. Chłopak jednak zignorował moją odmowę. Zabrał mi rower z rąk i zniósł na ziemię. - Dzięki... - wydusiłam przez zęby, po czym złapałam mój mały pojazd za kierownicę i zaczęłam go prowadzić wzdłuż ścieżki.

- Co jest? - zapytał i szybko dorównał mi kroku, gdy został z tyłu.

- Nic. Nie mam czego tutaj szukać. Twoją babcię chyba pokręciło...

- To nie jest moja babcia. - wtrącił, jakby miało to teraz jakiekolwiek znaczenie w tym wszystkim.

- To czemu tak się do niej zwracasz?

- Długa historia... Ale wcale jej nie pokręciło.

- Jezu, ty też...? - przewróciłam oczami, nie chcąc ponownie bawić się w to, czego właśnie próbowałam uniknąć.

- Tak. A ty - jak widzę - nawet nie dałaś nic sobie wyjaśnić...

- Obędę się i bez tego. Nie mieszajcie mnie w takie coś...

- Nie musimy.

- No właśnie.

- Już jesteś. - dokończył, wzdrygując ramionami. - Taka się urodziłaś i taka umrzesz.

Legenda || KOREKTA ✍️Where stories live. Discover now