XIV

61 1 0
                                    

— Mam tego dość — wyszeptał pod nosem szlachcic.

Siedzieli z Sebastianem w malutkim pokoiku, tuż obok recepcji, którą Ciel już nieraz miał okazję odwiedzić. Ciężki kawałek chleba dla młodego hrabii stanowiły zdecydowanie kontakty z rówieśnikami. Nie to, że się nie starał. Po prostu nie wiedział, co powinien robić. Starał się jak tylko mógł. Był spokojny, nie wdawał się w złe towarzystwo, a jak na złość właśnie stał się ofiarą żartu na dość niskim poziomie.

— Paniczu — westchnął Sebastian — nie przejmujesz się tym za bardzo?

— Nie — odburknął wzburzony Ciel — zdaję sobie sprawę z zaistniałej sytuacji, ale ja po prostu nie mam już na to siły. Tyle razy zdarzało mi się na misjach od królowej wpadać w tarapaty, ale jeszcze nigdy nie przyszło mi się z nimi konfrontować w tak wczesnym stadium.

Lokaj przysiadł obok szlachcica, wyciągając z kieszeni kieszonkowy zegarek, wprawiając Ciela w niemałe osłupienie.

— Nadal go nosisz? — przykuł uwagę służącego — Byłem pewny, że porzuciłeś wszystkie rekwizyty kamerdynera — uśmiechnął się zadziornie.

— Owszem — rzucił lokaj — ale mimo to, w Twojej obecności, Paniczu nadal pozostaję jedynie kamerdynerem.

Do pomieszczenia, w którym się znajdowali wkradła się niewielka ilość światła. Soczyste pomarańczowe promienie rzucały swój cień na uroczą twarz Ciela, otulając ją swoim przyjemnym ciepłem.

— Paniczu — odezwał się lokaj, odkładając srebrny zegarek — paniczu! — Chwycił Ciela za ramiona i lekko nim potrząsnął.

— C-co!? — wykrzyknął szlachcic, podrywając się z kanapy — co ty robisz, Sebastianie?

— Nie kontaktowałeś — odparł spokojnie lokaj — czy wszystko w porządku?

— Tak — nastolatek przyłożył ręce do głowy, odczuwając nieprzyjemne dudnienie. Czuł jakby ktoś starał się z nim skontaktować, rozmawiać. Ewidentnie usłyszał delikatnie echo, które odbijało się w jego głowie, nie chcąc dać mu spokoju. — Po prostu jestem zmęczony.

— Na pewno? Za chwilę należy się stawić na pierwszym zebraniu obozowiczów. Jeżeli coś Cię trapi, później nie jestem pewny, czy dam radę Ci pomóc, paniczu.

— Wystarczy! — warknął hrabia — gdzie jest to spotkanie?

— W głównym hallu — lokaj uśmiechnął się życzliwie — i rozpoczyna się — zerknął na swoje notatki — właśnie teraz.

*

Wszyscy uczestnicy stawili się o umówionej godzinie na korytarzu, tuż przed głównym wejściem do hotelu. Ciel z Sebastianem dotarli jako ostatni, co zwróciło niemałą uwagę opryskliwej kadry. Kiedy wszyscy byli już w komplecie, zajęli miejsca na idealnie wypastowanej podłodze i oddali się uważnemu słuchaniu.

— Drodzy obozowicze — zaczęła szczupła brunetka — witam Was wszystkich na tygodniowym wyjeździe — posłała wszystkim serdeczny uśmiech.

— Dzisiaj spotykamy się tutaj, by omówić nasz program wyjazdu — kobieta usiadła na drewnianym krześle pod ścianą — a na koniec mam dla Was mały konkurs.

— Otóż — kontunuowała szatynka wyciągnęła lekko pomiętą kartkę i ubrała okrągłe okulary z grubymi, szarymi oprawkami — pierwszy dzień naszego wyjazdu spędzimy głównie na świeżym powietrzu. Będziemy grać w podchody, szukając największych zabytków w Gizie. Po południu będzie czas na zrobienie zakupów pamiątkowych, zważywszy na to, że w kolejnych dniach nie będzie na to czasu.

Miodowe lata CielaWhere stories live. Discover now