VIII

137 8 0
                                    

|||||||||||||||||||||||||||||||||||||

— Proszę, proszę... — Melodyjny głos zdawał się wgłębiać w duszę młodych narzeczonych. — Paniczu, dlaczego nie śpisz? Sen jest niezbędny do prawidłowego rośnięcia. — Lokaj przybliżył się jeszcze bardziej, a przerażeni nastolatkowie w miarę możliwości wycofywali się.

Phantomhive uspokoił się nieco, wiedząc, że demon nie zdradzi warunków umowy przy Elizabeth i nie będzie sprawiał większych kłopotów. Był zawiedziony, że jego plan się nie udał i nie zapewni bezpieczeństwa swojej rodzinie. Potarł kciukiem pozłacany sygnet, ciesząc się w duchu za swoją nietykalność wobec piekielnego służącego. Postanowił wykorzystać ten przywilej, by pokazać narzeczonej jak bardzo odważny stawał się być.

— Byle jakiemu słudze, nie wypada śledzić swojego pana, nie uważasz? — Ciel podniósł pewnie głowę do góry, niemo przekazując Sebastianowi, że jakikolwiek teraz ruch wybierze, będzie on przychylny hrabiemu i jego uzdolnieniami strategicznymi. Tym razem to właśnie Phantomhive postawił krok w stronę demona i z obojętnością chwycił sługę za krawat tak, aby ich twarze były na równym poziomie. Młody panicz zamachnął się i uderzył Sebastiana z całej siły i pokładów złości jakie w tym momencie górowały w psychice Ciela.

Elizabeth oniemiała, stała za mosiężnym popiersiem któregoś z władców Anglii. Zlękniona hrabianka spoglądała na całe zajście, nerwowo mierzwiąc chusteczkę, którą trzymała w kieszeni ozdobnej sukni.

— Cielu Phantomhive! — Zawołała zdenerwowana blondynka, natychmiast pojawiając się centralnie przed lokajem swojego przyszłego męża.

Niebieskooki zawiesił wzrok na narzeczonej, przypatrując się jej z niedowierzaniem. Puścił lokaja, który równie zaskoczony impulsem ze strony hrabianki, skłonił się w stronę dziewczyny, wykorzystując okazję do zrewanżowania się swojemu kontrahentowi.

— Proszę o wybaczenie, tego haniebnego zachowania mojego panicza. — Ujął dłoń dziewczyny i musnął lekko ustami jej porcelanową skórę. — To się więcej nie powtórzy.

Ciel stał z obrzydzeniem analizując wzrokiem bestię, która tylko czeka na zaskarbienie sobie czyjejś uwagi i wykorzystanie okazji do zmanipulowania. Nie mógł tak tego zostawić.

— Lizzy! — Wydarł się Ciel — Nie ufaj mu, Elizabeth.— Powtórzył się, zawieszając wzrok na Sebastianie, który jak tylko wyłapał niepewność w oczach swojego pana, posłał mu zwycięski uśmiech. Sługa w sekundzie zmienił wyraz twarzy na cierpiętniczy i rozgoryczony, chcąc udowodnić hrabiance, że to właśnie jej ukochany jest sprawcą całego zamieszania.

— Ciel... — Wydukała zmieszana szlachcianka, ze łzami w oczach — Jak mogłeś w ogóle coś takiego zrobić!?

Sebastian wstał z klęczek, wykorzystując okazję do kłótni młodego hrabstwa, przybrał niewidzialną postać, pojawiając się koło Ciela. Lokaj porządnie uszczypnął nastolatka w policzek, przyprawiając o taki ból, by jak najwięcej przekleństw wyleciało z ust młodego arystokraty. Po chwili znów pojawił się u boku swojego panicza, z niewinnością na mlecznej twarzy.

Ciel zaangażowany wymianą zdań z narzeczoną, nie spostrzegł się, że lokaj gdzieś zniknął. Pochłonięty argumentami i ostrzeżeniami, całkowicie tym zaabsorbowany, poczuł jakby ktoś próbował mu co najmniej na siłę pobrać krew do badań. Tego było już stanowczo za dużo. Krzyknął tak głośno, że Elizabeth musiała zatkać sobie uszy, by nie zemdleć od decybeli.

Blondynka podbiegła do nastolatka, uderzając go w lewe ramię. Patrzyła z pogardą na intensywnie wpatrzone w nią tęczówki szlachcica, nie mogąc wyjść z podziwu jak drastycznej zmianie uległ jej młody, uroczy narzeczony. Tak bardzo chciała go chronić i była do tego gotowa w każdej minucie swojego życia. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że ten sam człowiek mógł aż tak poniewierać swoją służbą.

Miodowe lata CielaWhere stories live. Discover now