Rozdział 29

36 1 2
                                    

Teraz malował się przed nimi rozległy las. Chociaż trafniej byłoby powiedzieć, że był wszędzie dookoła nich, tak jakby sami dopiero co z niego wyszli, choć oczywiście tak nie było. Obrócili się i ze zdziwieniem zauważyli, że brama znikła. Razem z nimi pojawił się tu Dexter, chociaż nic nie mówił.

Polana na której stali była całkowicie okrągła i otoczona drzewami. Po drugiej stronie niespodziewanie pojawiły się trzy osoby.

-Liz! Rita! – wykrzyknęli zrozpaczeni, jednak nic to nie dało. Dziewczyny stały niemrawo, z czarnymi oczyma wpatrującymi się w przestrzeń.

-Witajcie herosi – odezwał się gospodarz tego okropnego miejsca. – Widzę, że przeszliście swoje wyzwania. To bardzo dobrze, udowodniliście swoją przydatność. Teraz możemy przejść do interesów.

-Nic nie będziemy z tobą omawiać! – wykrzyknął Joachim. – Oddaj nasze przyjaciółki i pozwól nam wszystkim odejść!

- Ale spokojnie, po co ten pośpiech. Moja propozycja może się wam spodobać. Choć będzie skierowana głównie do jednej osoby – powiedział Korneliusz i wskazał Elodie. Ta zdziwiła się tak, że aż cofnęła o krok.

-Czego chcesz? – zapytała.

-Jesteś córką Afrodyty. Twoja matka jest tak potężna, a jednak nikt o tym nie pamięta. Może ona sama o tym zapomniała, obracając się w kręgu tych zapyziałych bóstw. Ale jest nadzieja – ciągnął Różowy Pan. – Czy nie denerwuje cię, że wszędzie obowiązuje narzucona hierarchia? Popatrz na te dwie kruche półboginie – wskazał na Liz i Ritę. – Niby są córkami Wielkiej Trójki i powinny być potężne, tak jak wszyscy o nich myślą. Tymczasem tak łatwo przejąć nad nimi kontrolę. Teraz są zdane na moją łaskę. I na jakiej podstawie one mają być ważniejsze od nas?

Elodie spojrzała na przyjaciółki z niebezpieczną iskrą żądzy w oczach. Joachim i Kate pobladli z przerażenia. Nigdy jeszcze jej takiej nie widzieli.

-My dwoje się rozumiemy, prawda? – kontynuował Korneliusz. – Oboje mamy wpływ na ludzkie umysły. Twój dar jest wrodzony, mój to sprawa magii. Ale jesteśmy do siebie podobni. Przejdź na moją stronę, Elodie Krum, a gwarantuję, że ustanowimy nowy porządek. Ład, w którym to tacy jak one – znów wskazał dwie kuzynki – będą na samym dole hierarchii.

Żądza w oczach Elodie utrzymywała się na tyle długo, żeby obserwujący stracili wszelką nadzieję. Widzieli, że Korneliusz ją omamił, ale nie mogli w żaden sposób interweniować. Stali na straconej pozycji. Tymczasem Elodie podeszła kilka kroków do przodu i stanęła przed Różowym Panem. Wtedy jej twarz zmieniła się. Teraz widniała na niej wściekłość i poczucie wyższości. Złapała Korneliusza za poły płaszcza i przemówiła. Ten był tak zaskoczony, że ktoś przeciwstawił się jego czarowi, że nie mógł się ruszyć.

-Posłuchaj mnie uważnie. Może i moja matka jest niedoceniana. Może i w naszym świecie obowiązuje hierarchia. Może bogowie zadecydowali o naszym życiu, nawet gdy nas jeszcze nie było na świecie. Ale ja nie dam sobą kierować – oznajmiła władczo. – Ani im, ani tobie. I nie wiem, która strona ma rację i którą powinnam poprzeć – twoją czy ich. Jednak jedno wiem na pewno. Jeśli każesz mi wybierać, ja zawsze wybiorę stronę moich przyjaciół – mocniej zacisnęła ręce na płaszczu syna Hekate. – A jeśli coś im się stało – wskazała oczami dwie przyjaciółki. – Jeśli skalałeś je swoim mrokiem, jeśli zmieniłeś ich życie w koszmar, to obiecuję ci, że przyjdę do ciebie i stanę się twoim koszmarem. Tak przerażającym, że będziesz się bał zamknąć oczy. I obiecuję ci, że z tego koszmaru, nigdy się nie obudzisz.

Wszyscy stali jak zamurowani. Począwszy od Korneliusza, przez Liz i Ritę, Joachima, Kate i Dextera, aż do Elodie włącznie. Chyba sama nie spodziewała się, że może kiedyś wypowiedzieć takie słowa. Puściła płaszcz i cofnęła się kilka kroków. Na nieszczęście, pierwszy otrząsnął się Korneliusz.

-Na co czekacie? – spytał drżącym głosem, jednak zaraz wykrzyknął już pewniej. – Zabić ich!

Uciekając przed zorzą //świat Obozu HerosówWo Geschichten leben. Entdecke jetzt