Rozdział 23

40 1 9
                                    

-Przypomnij mi dlaczego nie możemy wszyscy pojechać do Hadesu? – spytał Joachim. Siedzieliśmy teraz na moście, machając nogami, jakbyśmy wcale dopiero co nie walczyli z mitycznymi potworami. Wschód słońca był bardzo piękny, szczególnie że mogłam go obserwować w otoczeniu przyjaciół. Jeśli chodzi o Joachima, jego noga zagoiła się szybciej niż nakazuje natura i jak sam stwierdził, nie ma co się martwić zakażeniem. Jedyny ślad jaki pozostał to porwane spodnie, jednak chwilowo nie stać nas było na nowe.

-Bo nie mogę przenieść tylu osób na raz. Już samotna podróż w dwie strony nieźle wykańcza – oznajmiłam. Przysięgam, że jeśli bym mogła, przeniosłabym nas wszystkich tam pod ziemię. Ale niestety, było to niemożliwe. – Poza tym daję głowę, że syn Apolla zwariowałby w takim miejscu. Wiem, że trudno to sobie wyobrazić, ale to naprawdę kraina bez słońca. Nad sobą masz tylko ziemiste sklepienie.

Jojo zasępił się i już nic nie mówił. Przyjrzałam się reszcie moich przyjaciół. Kate jak zwykle wyglądała, jakby obmyślała misterny plan. Nawet gdy spała wydawało się, że jej mózg jest na najwyższych obrotach. Miałam szczerą nadzieję, że zaraz wstanie, wykrzyknie ,,Eureka!" i odfruniemy na pegazie w kierunku szczęśliwych zakończeń i braku rozczarowań. Jednak póki co, po prostu siedziała. Liz znowu bawiła się wiatrami. Odkąd odkryła, że ma tę moc, praktycznie cały czas robiła coś z rękami, wprawiając wietrzyki w ruch. Być może stało się to jej punktem stałym, czymś, co zawsze było, więc też pozwalało się jej uspokoić w trudnych sytuacjach. Elodie natomiast wpatrywała się w podarte jeansy Joachima. Nie potrafiłam nic odczytać z pustego wyrazu jej twarzy, ale sądząc po tym, jak długo się w nie wpatrywała, być może doszukiwała się analogii między nimi a naszą sytuacją. Wtedy się odezwała.

-Jak ciebie nie będzie, powinniśmy kupić mu nowe spodnie – wymówiła do mnie, jednak patrzyła się w dal, tym razem na rzekę.

-No super pomysł, jaka szkoda że nikt wcześniej na to nie wpadł – odezwał się Joachim z rozpaczliwą ironią w głosie. Trudno mu się dziwić, wszyscy byliśmy głodni i niezadowoleni.

-Możemy wykorzystać kartę debetową, którą dostałam od Afrodyty – wzruszyła lekko ramionami, dalej wpatrzona w jakiś punkt daleko stąd.

Cała czwórka wpatrzyła się w nią z niedowierzaniem. Dopiero po dłuższej chwili Elodie zorientowała się, że coś jest nie tak i przeniosła wzrok na nas.

-Przez cały ten czas miałaś kartę... – zaczęła Kate.

-I nic nam nie powiedziałaś? – dokończył Joachim.

-No bo... Ona... Ja ją dostałam tylko żeby kupować ciuchy... Oj – Elodie wreszcie dostrzegła swój błąd. Czerwień na jej twarzy pogłębiła się i chyba nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. Zanim któreś z nas zdążyło doskoczyć do jej gardła, podniosłam się i oznajmiłam:

-Wiecie co? To ja już pójdę. Kupcie co trzeba, zjedzcie coś... Nie czekajcie na mnie, najem się u taty.

Zeszłam z murku i ruszyłam w stronę wysokiego filara, który rzucał duży cień na drogę.

-Czekaj! – Kate zawołała za mną. – A gdzie się spotkamy?

-Hmm – zastanowiłam się. – Może w tym opuszczonym domu, który widzieliśmy wczoraj po drodze? – zaproponowałam. Nie był daleko stąd, więc raczej nie istniało ryzyko, że któraś z części naszej wycieczki się zgubi.

Gdy pokiwali głowami na zgodę, weszłam w krąg cienia i, życząc im powodzenia, przeniosłam się do domu. W momencie, gdy otoczyła mnie ciemność, zrozumiałam, że to był błąd. Wszystkie wątpliwości, ból i strach momentalnie wróciły i kiedy moje nogi stanęły na posadzce Sali tronowej, moje oczy zalały się łzami, akurat w idealnym momencie, aby ujrzała to, stojąca przede mną Persefona.

Uciekając przed zorzą //świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now