Rozdział 5

103 6 6
                                    

Po drodze mijaliśmy przeróżne punkty Obozu Herosów. Najpierw obejrzałam wszystkie domki. Było ich dwadzieścia, po jednym dla każdego z bogów, którego dziecko tu przybyło. Wszystkie odznaczały się specyficznym urokiem, jednak każdy był unikalny. Jeśli dobrze znało się grecką mitologię, można było już po jednym spojrzeniu stwierdzić do kogo budynek należy.

-Myślicie, że uwierzą mi na słowo i dadzą zamieszkać w swoim? – zadała nam pytanie Liz, gdy mijaliśmy Domek nr 1. Szczerze mówiąc, wyglądało na puste, zimne i nieprzystępne, ale pewnie lepsze to, niż gnieżdżenie się na campingu dla uchodźców, znanym też jako Domek Hermesa.

Minęliśmy teatr, zbrojownię i kuźnię, a wtedy przed nami zaczął się rysować Wielki Dom. Już raz przed nim stałam, jednak teraz wyłapałam więcej szczegółów. Budynek miał trzy piętra i wieńczył go wiatrowskaz w kształcie orła z brązu. Dom pomalowany był na błękitno-biało, co było połączeniem miłym dla oka, acz specyficznym jak na elewację zewnętrzną. Otaczający go ganek wypełniony był stolikiem i kilkoma fotelami.

Przystanęliśmy na chwilę przed szeroko otwartymi podwójnymi drzwiami i popatrzyliśmy po sobie z niepewnością. Niby nic, a jednak czuło się jakąś grozę od tego miejsca. Kate wzruszyła ramionami i postawiła pierwszy krok na schodkach. Chcąc nie chcąc, musieliśmy pójść za nią. Przez chwilę krążyliśmy bez celu po korytarzach, aż usłyszeliśmy znajomy, pewny siebie głos.

-Ach, córka Hadesa – dyrektor podszedł i klepiąc mnie po plecach, zaczął prowadzić przed siebie w głąb domu, wprawiając mnie tym samym w konsternację, a moim przyjaciołom nakazując iść z tyłu. – Powiem ci, że jeszcze żaden obozowicz nie miał tak efektownego wejścia. Czy raczej wyjścia! – zaśmiał się głośno, głębokim głosem, w którym było coś z końskiego rżenia. – Usiądziemy sobie w salonie.

Wprowadził nas do jakiegoś pomieszczenia, które bardziej przypominało szklarnię niż pokój. Po suficie i ścianach wiło się mnóstwo winorośli. – To pozostałości po poprzednim dyrektorze, Dionizosie – szepnęła Liz, przechodząc koło mnie. Oprócz tego zauważyłam kamienny kominek i staromodny monitor z Pac Man'em. Opadłam razem z Kate i Liz na jedną ze skórzanych kanap, Joachim z Elodie zajęli drugą. Przyjrzałam się wiszącej na ścianie bogatej kolekcji masek z teatru greckiego, a wtedy rzuciła mi się w oczy głowa lamparta, zawieszona tak, aby można było swobodnie do niej sięgnąć. Szczerze mówiąc, nie chciałam pytać.

-Jesteś Rita, prawda? – spytał, a ja pokiwałam głową. – Miałem nadzieję, że przybliżysz mi trochę sytuację.

Tak więc, na jego prośbę, odtworzyłam odwiedziny u Hadesa już po raz drugi tego dnia. Tym razem skupiłam się raczej na jego opisie zdarzeń niż na sukience i diademie. Gdy skończyłam, zauważyłam że marszczy brwi sprawiając, że zmarszczka między nimi jeszcze bardziej się pogłębiała.

-No cóż, pozostaje mi sądzić, że Różowy Pan jest rzeczywiście tak potężny, jak sam przewidywał grożąc nam.

Po chwili milczenia wszyscy siedzący parsknęli śmiechem. Spojrzałam na Liz, chcąc się upewnić czy się nie przesłyszałam, jednak po jej twarzy wygiętej w uśmiechu domyśliłam się, że nie.

-Przepraszam, czy ty powiedziałeś ,,Różowy Pan"? – spytała Kate. Gdy potwierdził, parsknęliśmy jeszcze głośniej, niż poprzednio. Nie mogliśmy przestać jeszcze dobrych kilka minut, gdyż wzajemny widok jeszcze bardziej nas napędzał.

-Jasne, śmiejcie się, pewnie – przerwał nam wreszcie zirytowany Chejron. – Ciekawe czy też wam będzie do śmiechu, gdy przyjdzie, żeby was zabić.

Momentalnie urwaliśmy, choć brzuchy nadal bolały a łzy zlatywały z policzków. Skupiliśmy wzrok na dyrektorze, dając mu kontynuować.

-Słuchajcie, wiem że to śmieszna nazwa, ale bez przesady – upomniał nas. – Ech, Korneliusz był specyficznym chłopcem.

-Tak naprawdę – zaczęła Elodie. – Zawsze jest jakiś Czarny Pan, albo Czerwony Pan, to czemu nie miałoby być Różowego Pana?

-Sądzę, że miał taki sam tok myślenia – podsumował centaur. – Prawda jest taka, że jesteście teraz na linii ognia – wpatrywał się we mnie i w Liz siedzące obok siebie. Jakby się zastanowić, od początku ignorował resztę. – Jeszcze całkiem niedawno, patrząc z perspektywy osoby nieśmiertelnej, bogowie mieliby w nosie to, co się stanie z herosami. Jednak był taki chłopiec, Percy Jackson. Szczerze mówiąc, jest kolejną legendą naszego świata, zaraz obok Achillesa i Heraklesa, więc dużo o nim usłyszycie na lekcjach. W pewnym momencie swoich bohaterskich działań dostał od bogów propozycję. Jako nagrodę za to, co zrobił dla Olimpu, mógł otrzymać nieśmiertelność i sam stać się bogiem. Jednak odrzucił tę możliwość – każdy z nas wydał cichy okrzyk zdziwienia. Chejron kontynuował. – Nie odszedł wszak z tamtąd z niczym. Kazał im obiecać, że od tamtej pory lepiej się zajmą wszystkimi swoimi śmiertelnymi dziećmi. Na początku oczywiście szło to bardzo ciężko, ale teraz bogowie naprawdę zaczęli bardziej skupiać uwagę na tym, co dzieje się tu na dole.

-No a co to ma wspólnego z nami i Korneliuszem? – zapytałam.

-To właśnie wykorzystał. Zauważył, że nie jesteście już bogom tak obojętni. Wywnioskował w kogo najlepiej uderzyć i odnalazł was. Co prawda zamaskowałyście przez przypadek innych herosów, ale przynajmniej tak samo jak bogowie, nie widziały was też potwory – szczerze mówiąc, zaczęło mnie denerwować to, jak określił moich przyjaciół. ,,Inni herosi". Tak jakby machnął na nich ręką. Chciałam już stąd iść. – Jednak teraz, gdy już znacie prawdę, czar przestał działać. W Obozie jest bezpiecznie, ale prawdziwy świat jest tam, gdzie potwory. A żebyście mogli do niego wrócić, musicie ćwiczyć. Pamiętajcie, żeby zapisać się na zajęcia.

Chciał kontynuować swój wywód, jednak szybko się podniosłam i pociągnęłam za sobą Liz.

-To my już pójdziemy – rzuciłam mu szybki zdenerwowany uśmiech i patrząc ponaglająco na przyjaciół, wypadłam na zewnątrz.

-Co ci się stało, Rita? – spytał Joachim. – Przecież chcemy wiedzieć jak najwięcej o tym, co tu się dzieje.

-No tak, tylko czemu on cały czas nas tak świdrował wzrokiem? I w ogóle nie zwracał uwagi na resztę.

-Hmm, może rzeczywiście trochę nas ignorował, ale jestem pewny, że... To nie było specjalnie.

-Zresztą to o was w tym wszystkim chodzi – zauważyła Kate.

-Nie – zatrzymałam się. – Siedzimy w tym wszystkim razem. Jeśli przyjdzie na to pora, możemy same z Liz się z nim zmierzyć. Ale na razie nie umniejszajcie swojej roli, okej? Jesteście wręcz poszkodowani! Przez nas byliście oddzieleni od swojego prawdziwego życia na tak długo.

-Noo, tu ma rację – przyznała Liz.

-Hej, nikt nikogo nie obwinia – uspokajała córka Ateny. – Może lepiej skupmy się na tym co mamy, a nie czego nie mieliśmy?

Zgodnie pokiwaliśmy głowami i w półmroku wróciliśmy do swoich domków. Mój krótki pierwszy dzień w Obozie właśnie się zakończył.

Uciekając przed zorzą //świat Obozu HerosówOnde histórias criam vida. Descubra agora