Rozdział 19

47 3 4
                                    

Jedyne, co pamiętam z wybudzania się, to to, że wszystko było rozmazane i wirowało. Czułam się jakbym chodziła po statku, dryfującym na morzu podczas ogromnego sztormu. Potykałam się o przeróżne rzeczy w pokoju, zahaczałam o meble i sztywnymi rękoma łapałam, co się dało, chociaż w efekcie lądowało na podłodze. Gdy wreszcie udało mi się dobrnąć do drzwi i wydostać na świeże nocne powietrze, moje nogi odmówiły posłuszeństwa i sturlałam się z drewnianych schodów. Następne co pamiętam, to zwracanie olimpijskich dań prosto na trawę, podczas gdy cały świat nadal kręcił się wokół mnie. Potem jednak zawroty się uspokoiły i zdołałam stanąć na własnych nogach. Obrazy z koszmaru zaczęły wracać do mnie gwałtowną falą. Potwór pożerający ludzkie mięso, ludzie wykrwawiający się na śmierć. Ale przede wszystkim to, że nie miałam absolutnie żadnej władzy nad sobą samą. Ktoś mną sterował i nie mogłam nic na to poradzić przy okazji czując, że chcę tych wszystkich okropności, których byłam świadkiem.

Usłyszałam krzyk. Był on tak głośny, że w oknach wszystkich domków zaczęły zapalać się światła. Złapałam się za głowę i próbowałam uspokoić. Musiałam przestać krzyczeć! Jednak to nie byłam ja. Gdy tylko to sobie uświadomiłam, otworzyłam szeroko oczy i w oddali, na końcu rządu domków, dostrzegłam drugą, kulącą się w ten sam sposób co ja, osobę. Ruszyłam na chwiejnych nogach ku niej, przewracając się po drodze tylko dwa razy. Wreszcie wpadłyśmy sobie w ramiona, nie zważając na nastolatków gromadzących się na gankach swoich małych posiadłości.

-Korneliusz, on... Ty też to widziałaś? – wysapała Liz z czystym przerażeniem wypisanym na twarzy. Wiedziałam, że jeśli czuje choć połowę tego strachu, co ja, nie jest z nią dobrze.

Pokiwałam twierdząco głową. Wtedy dobiegli do nas nasi pozostali przyjaciele, rozczochrani i w piżamach. Pytali co się dzieje, jednak nie potrafiłyśmy i nie chciałyśmy odpowiadać.

-Czy możemy po prostu... posiedzieć gdzieś w świetle? – spytałam cicho, całkowicie wykończona dotychczasowymi przeżyciami tej nocy. Jojo, Elodie i Kate niepewnie pokiwali głowami. Sytuacja musiała stawać się poważna, jeśli córka Hadesa prosi o przebywanie w świetle. Niczego nie komentując, otoczyli nas ramionami i zabrali do wiecznie palącego się ogniska Hestii, od którego czuć było bezpieczeństwo, akceptację i spokój. To wszystko, co sen zabrał ze sobą, być może już bezpowrotnie.

***

Od olimpijskiej kolacji minęły cztery dni. Obrzydliwy koszmar śnił mi się już cztery razy. Co dziwniejsze, także i Liz. Wystarczyły cztery dni, aby dwie dość popularne, towarzyskie i radosne nastolatki stały się cieniami, snującymi się bezgłośnie po Obozie. Ludzie przestawali pytać. Nie było sensu. To tak, jakbyśmy zapomniały jak się używa języka.

Sny zmieniały się w niewielkim stopniu. Dwie ostatnie sceny pozostawały te same. Jeśli zaś chodzi o spotkania z Echidną – za każdym razem były inne, jednak zawsze kończyły się na rozrywaniu i pożeraniu ofiary. Bynajmniej w mojej wersji. Nie wiem jak u Liz, ze sobą też nie rozmawiałyśmy.

Wreszcie piątej nocy postanowiłam nie kłaść się spać. Po prostu nie mogłam zmusić się do przeżywania w kółko tego samego okrucieństwa i zniewolenia. Zamiast tego, gdy już wszyscy położyli się do łóżek a plac przed domkami wyludnił się, wychynęłam z mojego schronienia. Zabrałam ze sobą koc i ciepłą bluzę, po czym ruszyłam nad zatokę. Rozłożyłam posłanie na mokrym piasku, z dala od jakichkolwiek drzew i położyłam się twarzą ku niebu. Było tak cicho i spokojnie. Gdyby nie rozrywający mój umysł i wnętrzności strach, mogłoby być nawet przyjemnie. Leżałam tak, rozkoszując się nocną bryzą, rześkim powietrzem i ciemnymi barwami wszystkiego wokoło, gdy moje rozmyślania przerwał odgłos łamanej gałązki. Poderwałam się w trybie ekspresowym i odsunęłam prawie do morza.

-Hej, hej, spokojnie – Lou uniosła ręce w obronnym geście. – Przybywam z pokojowymi zamiarami.

Być może w innych okolicznościach, w tym momencie rozluźniłabym się i zaśmiała. No cóż... Skierowałam na nią oczy i posłałam bezgłośne pytanie.

-Wiem, że zasadniczo nie chcesz ostatnio z nikim rozmawiać... – przyznała, zbliżając się do mnie powolnymi kroczkami. – Ale chciałam ci to koniecznie dać, a zobaczyłam przez okno, że wychodzisz.

Wyciągnęła przed siebie dwa czarne pudełka. Otworzyłam jedno z nich. W środku znajdowała się bransoleta stworzona z kilku czarnych, skórzanych rzemyków. Łączyły się w miejscu, gdzie umieszczony był czerwony przycisk i dioda.

-Nie wiem czy jeszcze pamiętasz, ale kilka dni temu poprosiłaś nas o zrobienie czegoś, co pomoże w komunikacji z twoim tatą. Więc wymyśliłam takie bransolety. Są uniwersalne, a gdy tylko jedno z was będzie chciało wezwać drugie, wystarczy wcisnąć przycisk. Wtedy na drugiej bransolecie zacznie mrugać czerwone światło – wyjaśniła. Przyznaję, że sama zapomniałam o tej prośbie, a to że o tym pamiętała tak mnie rozczuliło, że wreszcie zdołałam się trochę rozluźnić.

-Dziękuję – wyszeptałam i przysiadłam na skraju koca, kierując twarz w stronę moich ukochanych gwiazd. – Chociaż chwilowo nawet Hades jest bezużyteczny. On także nie popisał się podczas wypadku na kolacji.

W Obozie wszyscy wiedzieli już dokładnie, co stało się na Olimpie. Jedni uważali to za zbyt mało prawdopodobne, że Korneliusz wtargnął na górę, inni nie chcieli wierzyć, że bogowie dali się omamić. Każdy miał swoje zdanie, jednak to nasza piątka znalazła się w środku wydarzeń. Chcąc nie chcąc, musieli słuchać naszej wersji.

-To trochę zastanawiające, że dziecko Podziemia tak uwielbia gwiazdy, nie uważasz? – zagadnęła po dłuższej chwili ciszy, jednak zaraz się speszyła i wycofała. No cóż, skoro wysuwała takie wnioski, musiała mnie wcześniej obserwować. – To może ja już pójdę. Powinnaś porozmawiać z Liz. Już od wczorajszej nocy pali się u niej światło.

Pokiwałam ze smutkiem głową i odwróciłam się w stronę szumiącego żywiołu Posejdona. Gdy przekręciłam głowę znowu, Lou już nie było. Zostały jedynie czarne pudełka leżące obok mnie. No cóż, co musiało, już się zaczęło. Teraz należało się zastanowić, jak można to wszystko sobie poukładać.

Uciekając przed zorzą //świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now