Rozdział 7

20 1 0
                                    

  – To powiedz mi o swoich pasjach – odzywa się Camila, ale jej ton brzmi, jakby starała się na siłę być wesoła. Domyślam się, że ten telefon wyprowadził ją z równowagi bardziej, niż to pokazuje. Ale nie pytam, o co chodzi. Ona nie zna szczegółów z mojego życia i jest w nim tylko epizodem, więc nie powinno mnie nawet obchodzić, co się dziejez nią i jaki ma problem. Może jakaś mała część mnie chciałaby jej pomóc, przejąć się, ale nie dopuszczam jej do głosu.

 – A co jeśli jestem jedną z osób, które nie mają w ogóle pasji, nie mają znajomychi nie robią kompletnie nic?

 – To będziemy miały problem – mówi z powagą w głosie, która dziwnie do niej niepasuje. 

– Mogłabym wymienić większość rzeczy, które masz w torebce.

 – Założę się, że nie dałabyś rady, ale... 

– Przekonamy się? – proponuję z niepodobną do mnie werwą.

 – Hej – mówi, kładąc ręce na stole. Odkryłam, że im więcej gestykuluje, tym bardziej angażuje się w jakiś temat, stuprocentowo skupiając na nim uwagę. Teraz nierozgląda się po wnętrzu kawiarni, nie analizuje osób siedzących w pobliżu. Z pozoru może się wydawać, że ja też tego nie robię, ale zdążyłam otaksować wszystkich w minutę po wejściu. Wiem, gdzie jest wyjście, wiem, ile jest osób i starannie odnotowuję wejściekażdej kolejnej. To zapewnia mi pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Jestem spokojna, bo odzyskałam kontrolę. 

– Lauren, zauważyłam, że lubisz sabotować moje pytania albo wypowiedzi, ale chociaż spróbujmy prowadzić normalny dialog...

 – Co chciałabyś wiedzieć? – pytam z udawanym entuzjazmem, szyderczo kopiującjej ruchy i kładąc ręce na stole. Ona zdaje się tego nie dostrzegać. Dzielą nas dwa kubki kawy, mieszadełka i puste opakowania po cukrze. Siedzimy pod oknem. To ja wybrałam to miejsce, by mieć widok na całą kawiarnię i to, co dzieje się na zewnątrz. Zaczyna padać deszcz, a ja zastanawiam się, co dalej, gdzie my pójdziemy w taką pogodę i co się wydarzy podczas następnych dwudziestu trzech godzin.   

  – Nie rób tego – odzywa się Camz. Budzę się z zamyślenia. 

– Czego? – pytam.

 – Nie wyłączaj się. Nie teraz.

 – Zadałam ci pytanie – przypominam.

 – A ja ci odpowiedziałam – mówi Camila łagodnie, bez uśmiechu. Nie lubię tego tonu. Zamyśliłam się i dlatego nie zarejestrowałam, co odpowiedziała. Czekam, więc dziewczyna powtarza:

 – Szkoda tracić czasu na takie pierdoły. Wolę teraz jechać do centrum i zabrać cię w jedno miejsce. 

– Gdzie konkretnie?

 – Niespodzianka. Nie lubisz niespodzianek, mam rację?

 – Nienawidzę – mówię.

 – Tym razem jakoś to przebolejesz. – Szczerzy się, jakby brała udział w reklamie pasty do zębów. Wstaje z krzesła, bierze kubek do jednej ręki i wyciąga drugą w moją stronę. 

– Gdzie jedziemy? Podaj mi chociaż kierunek.

 – Teraz? Do centrum handlowego. – Puszcza do mnie oko. Jej dobry humor i skautowska motywacja wróciły. Patrzę na jej wyciągniętą dłoń. Jest taka przyjazna, zachęcająca. I mimo że nieznoszę kontaktu fizycznego i unikam go, jak mogę, ta zasada nie działa w przypadku Camili. To sprawia, że mój umysł działa na najwyższych obrotach, starając się rozłożyć tę emocję na części pierwsze. Dotykam jej dłoni i czuję, jakby przez moje ciało przeszedł impuls elektryczny. Dotykam jej dłoni, która wydaje się taka znajoma. Dotykam jej dłoni, chociaż jestem osobą, której przestrzeń osobista obejmuje setki kilometrów kwadratowych. Dotykam jej dłoni i wiem, że będą z tego kłopoty. Ale nie znajduję ani słowa sprzeciwu.  

  – Cholera, nie lubię, jak pada deszcz – mówi Camila, kiedy wychodzimy z kawiarni. Jest już po dwudziestej drugiej, a nasz wspólny czas topnieje w mgnieniu oka.

 – Na szczęście już przestaje. – Na wszelki wypadek zakładam kaptur.W pierwszym momencie chciałam oddać bluzę Camili. Ale zaraz, stop. Nie jestem empatyczna, nie ma powodu, dla którego miałabym być dla niej miła. Nie jestem tu z nią, żeby zawierać nowe znajomości. Znalazłam się tutaj z przymusu, więc czas przestać się zachowywać, jakby rzeczy miały się inaczej.

 – Gdzie teraz? – pytam, nie mogąc się powstrzymać. Camila spogląda na mnie, a jej wargi rozciągają się w uśmiechu. – Powiedz mi – ponaglam ją, kiedy odwraca się i rusza przed siebie bez odpowiedzi. Nie ogląda się, czy idę za nią. Dlatego chcę odejść. Nie przejmuję się nawet tym,że mój chód jest nerwowy, sztywny. Po prostu idę jak najszybciej, jak najdalej od Camili.

   Mam nadzieję, że zanim zdąży się obejrzeć, ja już będę dwie ulice stąd. Więc muszę jak najprędzej skręcić i uciec. I... w tym momencie Camila obejmuje mnie w pasie i odwraca w drugą stronę. Ma uśmiech na twarzy, ale czuję, że jest nieco zirytowana. Od jej dotyku przechodzi mnie fala gorąca. Ale to nic dziwnego. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś dotykał mnie, był tak blisko. Dziewczyna grozi mi palcem. 

– Lauren, nie mam ochoty tracić czasu na zabawę w berka. Może kiedy wyczerpią mi się pomysły, to zaczniemy spełniać twoje fantazje, ale na razie zachowuj się chociaż w miarę grzecznie i nie uciekaj. 

– Gdzie idziemy? 

Wzdycha, jakby była niemożliwie zmęczona.

 – Na stację metra. - Łapie mnie za rękę, tłumacząc natychmiast: – To żebyś nie uciekła. 

– Camila, gdzie potem? Dokąd jedziemy metrem?

 – Hm. Wiesz co? Podróż będzie raczej krótka. A ja niestety mogę ci powiedzieć tylko, co zrobimy w przeciągu godziny. Więc pójdziemy do centrum handlowego.

Po paru minutach dochodzimy do stacji i ruszamy do kasy, żeby kupi bilety.

  – Możemy już pójść na peron i wsiąść do metra? – pytam, ignorując to, co do mnie mówi. Rzuca mi spojrzenie wyrażające więcej niż tysiąc słów.

 – Dobrze. – Bierze mnie za rękę, a ja się znowu nie sprzeciwiam.  

  Wciąż szukam przyczyny, dla której ciągle wydaje mi się, że skądś znam tę dziewczynę. Bo jest mi w pewien bardzo zadziwiający sposób bliska i znana. Może chodzi tu o zapach jej perfum, który przywołuje jakieś dobre wspomnienie, albo kolor oczu, budzący skojarzenie z kimś bliskim?Wsiadamy do wagonu. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

You Are My LightWhere stories live. Discover now