Rozdział 10

14 1 0
                                    



Czekam na Camile przed sklepem. W centrum handlowym jest jeszcze mniej ludzi niż dwie godziny wcześniej. To dlatego, że jest już po pierwszej i normalni ludzie już śpią. Udało mi się opanować. Nawet nie analizuje sytuacji sprzed chwili. Mam nadzieje, że Camila nie będzie do niej wracała. 

Nie muszę czekać długo, bo po niecałych dziesięciu minutach wychodzi ze sklepu ubrana w czerwoną sukienkę. W ręku niesie reklamówkę. Pewnie ma w niej swoje ubrania. Musiała zdjąć sukienkę, iść z nią do kasy. Potem wrócić do przymierzalni i ją z powrotem założyć. Moja myśl: kto jej tym razem zapiął suwak? Camila uśmiecha się na mój widok. Stoimy i milczymy. Cisza w naszym wykonaniu brzmi zupełnie inaczej niż wszystko, co znam. Dziewczyna wyciąga do mnie rękę i pyta:

- To co? Idziemy do klubu?

Nie przyjmuje jej dłoni, bo już  wiem jakie uczucia to we mnie wywołuje. Wiem, że to by mnie nadmiernie poruszyło.

- Nie da ci się tego pomysłu wybić z głowy, prawda? - Mierzę wzrokiem jej sukienkę.

- Skąd. Jasne, że nie - zaprzecza gwałtownie. Uśmiecha się. Odsuwam się od barierki i wyciągam rękę przed siebie.

- Proszę bardzo. Prowadź. - Wychodzimy z centrum w dość chłodną noc. Na świeżym powietrzu zdecydowanie mi lepiej.

- Jedziemy? Czym? - pytam od razu.

- Nie, klub jest dość blisko. Da się dość na piechotę.

Więc idziemy, a Camila prowadzi. Mówi, że to niedaleko i wystarczy piętnaście minut. Zostało mi jeszcze niecałe dziewiętnaście godzin. To bardzo mało. Camila jednak nie wraca do tego, co się stało. Z praktycznego punktu widzenia nic się nie stało, ale obie wiemy, że to nie prawda. To było o tyle więcej, niż powinno być, że i mnie i ją zalała wezbrana fala uczuć. Camila opowiada o swojej siostrze, nie mówi jak się nazywa, może sądzi, że mnie to nie interesuje lub zapomnę. Widzę zaangażowanie, z jakim o niej mówi i jak się o nią troszczy.

- To tutaj. - Sama też dostrzegałabym to miejsce. Przede mną błyska neonowy szyld. ,,Noxatra" budynek jest obskurny. Od frontu ma wmontowane drzwi garażowe. Stoi przy nich wysoki ochroniarz z założonymi rękami.

- Musimy wejść innym wejściem - mówi Camila, ciągnąc mnie za ramię. Ochroniarz zdąża mnie tylko zmierzyć wzrokiem.  Już chwile później znikamy w uliczce pomiędzy klubem a drugim budynkiem. 

- Gdzie mnie prowadzisz? - pytam.

- Od zaplecza są drugie drzwi, nie będziemy musiały się legitymować.

- Nie wpuściłby nas - mówię z myślą o ochroniarzu - nie mamy osiemnastu lat.

- No właśnie. Problem z głowy. - Camila mruga do mnie. Okazuje się, że drzwi z tyłu są jeszcze bardziej obskurne. 

- To wygląda jak nastoletnia ćpalnia. - kwituje.

- Nie przesadzaj. - Camila widzi po mojej minie że nawet nie mam zamiaru dotykać tych drzwi. Ona wchodzi pierwsza. Po zamknięciu drzwi robi się ciemno.

- Czekaj - szepcze Camila, szukając po omacku włącznika. Rozlega się pstryk i nad naszymi głowami zapala się żarówka. Posyłam Camili spojrzenie i mam nadzieję, że nie muszę wypowiadać tych słów na głos. 

Dziewczyna uśmiecha się przepraszająco.

- Zaraz przestaniesz być zła. Chodźmy na górę, tam jest impreza.

- Tak, na pewno przestanę być zła, kiedy zostanę wrzucona w zbitą ludzką masę spływającą potem i na pół głuchą od głośniej muzyki.

Widzę jak przewraca oczami. I robi coś niespodziewanego. Przytula mnie do siebie. Nie na tyle mocno, by wydusić ze mnie powietrze, ale też nie na tyle lekko, żebym mogła się wyrwać. Dotyka delikatnie moich włosów, co całkiem mnie zaskakuje, i chociaż nie powinnam tego robić, stanowczo nie powinnam tego robić, to nie sprzeciwiam się. Zostało nam jeszcze kilkanaście godzin.

- Racja, zostało nam jeszcze trochę czasu - mówi mi do ucha i wypuszcza mnie z ramion. Nie patrząc w moją stronę, bierze mnie za rękę i ciągnie za sobą na schody.

Znowu zachowuje się tak, jakby czytała mi w myślach. Camila otwiera drzwi u szczytu schodów, uderza mnie specyficzny zapach sztucznego dymu i perfum. Widzę w dwóch kolorach , niebieskim i różowym. Pomieszczenie jest ogromne, składa się z trzech poziomów. Ja i Camila znajdujemy się teraz na drugim z nich. stoją tu stoliki i kanapy oraz palmy w dużych donicach. Na wyższym poziomie, na który prowadzą znajdujące się tuż przy nas schody, jest ustawiony bar, a przy nim dwaj barmani mieszają ludziom drinki. Natomiast na parterze kotłują się ludzie. Cały tłum ściśnięty na ogromnym kwadracie sali. Camial bierze mnie za rękę i ciągnie na schody prowadzące na dół na parkiet. 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział. Mam nadzieje że się podoba, zapraszam do komentowania i gwiazdkowania :)

You Are My LightWhere stories live. Discover now