Rozdział 4

26 2 5
                                    

Po raz pierwszy słyszę jej śmiech. Spogląda na mnie, a w policzkach pojawiają się jej dołeczki. Z jakiegoś niewiadomego powodu robi mi się ciepło na sercu. Może to dlatego że śmieje się szczerze i to nie zemnie. 

- Nagle nabrałaś ochoty na rozmowę, i to od razu o problemach?

- Nie - Odpowiadam. - Nie musimy gadać. Nie czuję potrzeby rozmawiać - Dodaję.

- Przerażasz mnie - mówi.

- Niby czemu? 

Unosi brwi, zaciskając palce na kolanach.

- Co ,,Czemu"? - pyta, nie rozumiejąc. Przechylam głowę. Czy ona udaje?

- Powiedziałaś, że cię przerażam. Czemu?

Teraz marszczy brwi i lekko się ode mnie odsuwa. Na jej twarzy wyraźnie maluje się niedowierzanie.

- Naprawdę powiedziałam to na głos?

- Słyszałam przecież.

- Niech ci będzie. - Wzrusza ramionami, starając się pokazać, jak bardzo ją to nie obchodzi. Wyciąga rękę w moją stronę. Na jej twarzy pojawia się lekki uśmiech, a ja już wiem, że mi się to nie podoba.

- Jestem Karla. A właściwie to Camila.

Odwzajemniam uścisk, a gdy nasze dłonie się spotykają, czuję dziwne mrowienie, jakby mi ręka zdrętwiała. Puszczam jej dłoń i natychmiast krzyżuje ręce.

-Jauregui.

- To imię czy nazwisko? - dopytuje Camila.

- Nazwisko.

- A imię?

- Nie używam - mówię. - Chociaż mam na imię Lauren, to i tak nikt się do mnie nie zwraca w ten sposób.

- W takim razie ja będę tak do ciebie mówić. - puszcza mi oczko i lekko się uśmiecha. - Zawsze jesteś taka ponura? Czy po prostu boli cię, kiedy się uśmiechasz? - chociaż brzmi to, jakby chciała mi dogryźć, to wiem, że stara się żartować.

-  A ty zawsze zadajesz pytania jak agentka CIA?

Parska śmiechem, a jej ciało nieco się rozluźnia. Kładzie dłonie na ławce, przez co zajmuje więcej przestrzeni i skraca dystans między nami. Tym razem Camila ignoruje mój sarkastyczny komentarz. Postanawia zmienić temat:

- Dlaczego tu jesteś?

- Masz na myśli, dlaczego jestem na tym ziemskim padole? Jaki jest tego powód? Wagarowałaś na biologii? Mam powtórzyć z tobą materiał o kwiatkach i motylkach? - puszczam do niej oko, zanim zdążę zapanować nad tym. Camila też się śmieje i z jakiegoś powodu lubię na to patrzeć. Miło jest wiedzieć, że ktoś się śmieje w twojej obecności. Z tobą, a nie z ciebie.

-Nie. Chodzi mi oczywiście o to. - zatacza ręką koło. - Dlaczego właśnie tu przyszłaś? Nie wyglądasz na osobę, która wierzy w takie rzeczy.

- Bo nie wierze, Camz. - Czemu jej imię brzmi tak znajomo, tak przyjaźnie, że mam ochotę wypowiadać je w kółko.

- Camz?- podnosi brwi zdziwiona, lekko jej kącik ust się podnosi. - podoba mi się.

Zbywam jej wypowiedź to jak do niej powiedziałam, ale jeżeli jej się podoba to mogę mówić do niej tak.

- A ty? - pytam.

- Wierze, w magie. - Uśmiecham się najszerzej jak potrafię. Camila otwiera usta, jednak w tym momencie bez niczyjej pomocy, za to ze słyszalnym skrzypnięciem drzwi otwierają się na całą szerokość.

- Zawsze stosują tu takie groteskowe sztuczki?

Camila powoli kręci głową. Stara się sprawiać wrażenie, że się nie przejęła, ale widzę, że coś ją ruszyło. Z pokoju obok dochodzi dziwny głos, brzmiący jak z horroru.

- Wejść.

Nie wiem czemu, Ale czuję, że muszę dodać Camz otuchy, więc mówię:

- Założę się, że u każdego starają się wzbudzić taki strach. - Następnie dodaję szeptem: - To żebyś uwierzyła w tę ich magię. Dzięki temu będziesz skłonna zapłacić więcej za wróżby. Ale nie martw się, ja tu będę. Więc w razie, gdyby chcieli okroić cię z ostatniego drobniaka krzycz. Camila dziękuje mi pojedynczym skinieniem głowy i znika w pokoju.

Świetnie czeka mnie teraz pół godziny nicnierobienia. W tym czasie będę mogła się zastanowić co ja, do cholery wyrabiam i czy serio chcę się zabić. Dlaczego żartuje sobie w najlepsze, jakbym znalazła koleżankę do plotek przy latte jak każda zwyczajna nastolatka? ja już praktycznie umieram. Życie jest nic nie warte... 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

:3

You Are My LightUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum