Rozdział 5

21 3 3
                                    

Camila wychodzi z pokoju. Uśmiecha się, ale niewyraźnie, coś w jej spojrzeniu podpowiada mi, że udaje przede mną, stara się zachować, nie zdradzić uczuć. Ale ja znam niektóre z tych sztuczek za dobrze, by można było mnie oszukać.

- Kazała wejść - mówi Cmaz cicho. Nie wysila się nawet, by na mnie spojrzeć. Mija mnie bez słowa. Wygląda, jakby zamierzała się odezwać, ale ostatecznie zamyka usta. Przybiera obojętny wyraz twarzy, nie przygląda mi się tym przeszywającym spojrzeniem, chociaż krzyczę do niej w myślach, żeby przynajmniej na mnie zerknęła. Wzrok ma utkwiony w jakimś nieokreślonym punkcie, jest kompletnie nie obecna duchem.

Siada na ławeczce zgarbiona i ukrywa twarz w dłoniach. Nie ruszam się z miejsca, ale moja dłoń sama wędruje w jej kierunku. Nie wiem, co chcę przez to osiągnąć. Mój instynkt każe mi ją pocieszyć, dotknąć ramienia.  Mogłabym przysiąc, że czuje jakieś nieokreślone emocje, które się w niej gnieżdżą. Przygryzam wnętrza policzków. Cofam rękę.

- Wszystko okej? - Potakuje.

Nie mam obowiązku się o nią troszczyć. Poprawka - nie jestem osobą, która troszczy się o innych. Daleko mi do tych którzy poświęcają się.

Poprawiam pasek od plecaka na ramieniu i po raz ostatni spoglądam na Camile. Na szczęście nie patrzy w moją stronę, więc nie może dostrzec, że się na nią gapie. Szybkim, niepewnym krokiem wchodzę przez drzwi. Idę przed siebie, bo nie mam innej opcji. Z półmroku wyłania się rozmazany obraz wróżki siedzącej przy okrągłym stoliku. No to przedstawienie czas zacząć.

Po tym co wywróżyła mi wróżka, gwałtownie odsuwam się od stołu krzesło. Oddycham szybko, Nic się nie dzieje, wrócę do domu i skończę to... mam dość. Wyjmuje z kieszeni trzydzieści dolarów i rzucam je na stół. Następnie zarzucam plecak na jedno ramię, nie kłopocząc się z jego zakładaniem. 

Odwracam się i idę jak najszybciej do wyjścia. Nie obchodzi mnie, jak zostanę odebrana. Chcę już tylko wyjść. Trzaskam drzwiami. Przemierzam długość poczekalni niemalże biegiem. Mijam kurtynę z frędzli i docieram od razu do frontowych drzwi. Wychodzę na dwór. Łapię oddech.

Nie chce tu być. Chce już do domu.

Ruszam ścieżką. Boję się, że za moment stracę panowanie nad sobą.

- Zaczekaj! - woła ktoś za mną, kiedy docieram do bramy. Nie, nie, nie. Po prostu przechodzę przez furtkę i ruszam wzdłuż chodnika. Ktoś łapie mnie za ramię i odwraca przodem do siebie.

To Camila.

Muszę stąd odejść. Jak najszybciej. Nie mogę patrzeć na jej łagodną twarz. Nikt jeszcze nie był dla mnie tak miły jak ona. Przez cały czas słyszałam jaka to jestem gruba brzydka, nie potrzebna, a ona tak po prostu śmiała się z moich żartów, albo nie poddawała się i rozmawiała ze mną. 

- Lauren... - mówiła zdyszana, a ja drgnęłam na to jak mnie nazwała. Biegła za mną od domu wróżki. Nie rozumiem tylko, z jakiego powodu jest tutaj. Powinna już dawno znaleźć się u siebie, z daleka od tego miejsca. Ode mnie. Zapomnieć, że kiedykolwiek zamieniła ze mną kilka zdań.

- idź sobie.

Chcę odejść, ale Camila mnie powstrzymuje. W jej oczach widzę taką troskę, że chcę się tylko schować, by nie widziała, co się ze mną dzieje. Dotyka mojego ramienia, a ja jej na to pozwalam. Nienawidzę dotyku innych ludzi, wtedy czuję się  jakbym została skażona. Za to dotyk Camz nie wywołuje takiej reakcji. Czuję się tak po raz pierwszy. Ręka Camili jest ciepła, przyjazna. Natychmiast chcę więcej, chcę ją przytulić.

- Daj mi coś powiedzieć, Lauren. - Mówi Camila. Jej głos na tyle pełen emocji, że nie mam siły jej przerwać. - Czytałam to... - Wyciąga z kieszeni składaną kartkę... Jest to ta sama kartka, na której zapisałam wszystkie za i przeciw, kiedy to czekałam na swoją kolej u wróżki... Zapisałam tak moje myśli, to że mam ochotę się zabić.

Kręci głową, a jej oczy robią się szkliste.

- Czytałam i chcę ci powiedzieć, że  to nie musi się tak skończyć. - wyrywam się jej.

- Nie znasz mnie, nie wiesz co przeżywałam kiedy ona mnie poniżały na każdym kroku. Rozmawiałaś ze mną praktycznie dziesięć minut. Nie masz prawa twierdzić, że jesteś ekspertem od mojego życia. - Marszczy brwi. Mam skądś to wrażenie, że dobrze ją znam i wszystko o niej wiem.

- Czego ty ode mnie chcesz Camila? Daj mi wrócić do domu.

- Przestań zachowywać się, jak byś była tępa, i chociaż mnie wysłuchaj do diabła! - Dziewczyna wyrzuca ręce w górę.

- Czas mi się kończy więc mów.

- Chcesz to wszystko skończyć? Zabić się? A gdybym powiedziała ci, że myślenie da się zmienić w jeden dzień? - pyta cicho, bezradnie. Jej spojrzenie zahacza o moje.

- Daj mi wrócić do domu i zająć się swoim życiem. - mówię powoli, dobitnie, używając mojego najbardziej stanowczego tonu.

- Dobrze. Zawrzyjmy układ. - Już wiem, że jest w tym haczyk. Pokazuję gestem, żeby kontynuowała. - Daj mi dwadzieścia cztery godziny. Za tyle czasu dam ci zająć się swoim życiem. - Patrzy na zegarek. - Równo o dwudziestej dam ci odejść.

Patrzę na nią. A ona na mnie, bo czeka na odpowiedź. Dwadzieścia cztery godziny. Przytakuję.

- Przysięgasz, że się na to zgadzasz?

- Przysięgam.



----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




You Are My LightWhere stories live. Discover now