Część siedemnasta

Start from the beginning
                                    

— Lepiej zacznijmy działać — powiedziałam. — Każdy dostanie jakiś cel do zlokalizowania, jednak zajmę się tym po ich naradzie. Jutro dostaniecie wytyczne.

   Rozeszli się w swoje strony. Udałam się do swojej komnaty, gdzie przygotowałam się. Szykowaliśmy małą niespodziankę dla Ezia. W końcu miał zostać wypalony na jego palcu nasz symbol. Chociaż pozostali członkowie Bractwa wyglądali dość sceptycznie, kiedy pytałam ich o zgodę, szczególnie moi przyjaciele z wyspy, to osiągnęliśmy consensus. Żałowałam tylko, że nie byliśmy w komplecie. Spojrzałam na siebie w lustrze. Poprawiłam koszulę, aby dobrze się prezentować. Sięgnęłam po grzebień i rozpuściłam warkocz, którego nie ścinałam od czasu bitwy w Cytadeli. Minęły już dwa lata, a na myśl o Mistrzu i jego zbezczeszczonym ciele nadal czułam żal. Rozczesywałam włosy, kiedy ręka zamarła mi w pół ruchu. Przybliżyłam się do tafli lustra. Chciałam dokładnie zobaczyć, czy moje oczy się nie pomyliły. Na przednich kosmykach zauważyłam kilka siwych pasm. Rzadko czesałam się przed lustrem i nie dostrzegłam tego wcześniej. Niedawno minęły moje dwudzieste urodziny, nie mogłam siwieć w tak młodym wieku, a jednak moje włosy temu przeczyły. Gdybym miała ciemniejsze, to byłoby bardzo widoczne. Zaczesałam je tak, aby niepożądany kolor zakryły inne włosy i wyszłam. Przyjaciele uszykowali już główną salę, przygasili część pochodni i uszykowali palenisko. Samuel, Jack, Paola, Federico. Grono okazało się naprawdę niewielkie, pozostali nadal zajmowali się swoimi zadaniami poza Stolicą. Ezio zaraz po naradzie wyszedł z siedziby, aby odebrać raport od Francesca z informacjami, dotyczącymi sytuacji w porcie. Niedługo po tym, jak wszystko było gotowe, chłopak wszedł do środka.

— Ezio — zaczęłam, wyciągając do niego rękę. — Czas, abyś i ty przystąpił do nas.

   Chwycił moją dłoń i razem zeszliśmy po schodach. Zaprowadziłam go do paleniska i rozpoczęłam Ceremonię. Gdy na jego palcu widniał już nasz symbol, chłopak delikatnie się do mnie przysunął. Pozwoliłam sobie na lekkiego buziaka i szybko odwróciłam głowę.

— Paola, Federico, udajcie się do swoich siedzib. Pozostali również mają wolne.

   Bez dodatkowego słowa wyszłam na ulicę. Przesuwałam się uliczkami, obserwując nędzę. Całe dochody przeznaczono na wojnę, ludzie zamykali stragany, nie mogąc ich utrzymać przez wysokie podatki. W połowie drogi dogonił mnie ukochany.

— Nie pozwolę ci iść tam samej. — Zatrzymał mnie.

— To już postanowione — odparłam. — Idę i wracam, w dwójkę narobimy więcej hałasu.

— Nie po to cię szukałem, aby teraz stracić. — Ujął moją twarz w dłonie. Chociaż minęło prawie pół roku, czasem nadal rozłąka kładła się bolesnym wspomnieniem na nasze myśli. — Zbyt cię kocham.

— Ja ciebie też kocham. — Ujęłam na moment jego rękę, ale odsunęłam się od niego. — Jednak teraz jestem twoim Mistrzem. Nakazuję ci udać się do siedziby i spędzić trochę czasu z naszymi Braćmi. Ciągle widzę u was znajomość na zasadzie współpracy. Wykonać.

— Tak jest, Mistrzu — powiedział, odchodząc tyłem i posyłając mi całusa.

   Odpowiedziałam uśmiechem i poszłam dalej. Musiałam być ostrożna i bardzo czujna. Templariusze może i nie podejrzewali naszej działalności na terenie Stolicy, ale straże były zawsze obecne. Poszłam do pałacu od północnej strony, tak jak wskazał Federico. Wyczuliłam wzrok i odszukałam wejście, o którym mówił. Rozejrzałam się. Stało tam dwóch strażników. Wystawili dodatkowe straże, wiedząc o wejściu. Wyszłam z cienia budynku. Podeszłam do nich równym krokiem.

— Stój — powiedział jeden ze strażników. — Nie wolno tutaj przebywać.

— Czyli odpada spacer w okolicach pałacu? — spytałam, podchodząc jeszcze bliżej.

Nothing Is True, Everything Is Permitted [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now