Część dziesiąta

196 6 0
                                    

  Powieszą mnie tam, gdzie wszystko się zaczęło...  

***

— Nie tak. — Poprawiłam bruneta. — Podczas ataku nie odsłaniaj swojego ciała! Wystarczy, że zrobię teraz tak. — Cięłam w odsłonięty bok, ale nie uderzyłam. — Widzisz? Byłbyś już ciężko ranny.

   Mój pierwszy tydzień w Cytadeli minął pod znakiem poznawania okolicy. Gdy tylko Malik wrócił do swoich zajęć w Bibliotece, ja udałam się do Mistrza. Shalim przyjął mnie w swoich komnatach, gdzie wysłuchał, jak żyłam przez ostatnie lata. Szczególnie interesował go czas z wyspy. Zadawał pytania i potakiwał głową jakby w zamyśleniu. W końcu mnie odprawił i poprosił, abym następnego dnia przyszła ze swoją bronią. Zaraz po skończonej wizycie, poszłam do ogrodu, w którym wcześniej rozmawiałam z Malikiem. Chłopak już tam czekał z ćwiczebnymi mieczami, zabranymi ze zbrojowni. Od tamtej chwili upłynęły trzy godziny, a brunet nadal nie opanował podstaw. Westchnęłam i usiadłam na ławce, przypominając sobie, że chłopcy na Amie pojęli to w krótszym czasie. Malik przysiadł się obok.

— Nie potrafię — wymamrotał. — Jestem jak z drewna.

— Musimy ćwiczyć codziennie — odparłam spokojnie, może nawet lekko pobłażliwie. — To jedyny sposób, abyś w końcu się nauczył. Małymi krokami i będzie dobrze. Wstawaj.

   Wykonał niechętnie polecenie, dostrzegłam w nim pewne zrezygnowanie. Stanęliśmy naprzeciwko siebie.

— Kiedy ja się uczyłam, jedyne co miałam do dyspozycji, to wspomnienia z obserwowanych przeze mnie treningów i swoją komnatę. Żadnej broni. — Odłożyłam miecz. — Żadnych nauczycieli. Tylko ja i moja pamięć. Powtarzałam to, co pamiętałam. Odtwarzałam ruchy, potem dopiero uczyłam się więcej. Ale wszystko powoli i samotnie.

— Czyli nam pójdzie łatwiej, bo jesteśmy we dwójkę, tak? — spytał, a jego twarz rozjaśnił uśmiech. — To zabierzmy się do dalszej pracy.

— Ta postawa mi się podoba. — Także się uśmiechnęłam. — Codzienne treningi, ćwiczenia poprawiające wydolność i mięśnie, a za kilka tygodni opanujesz wszystkie podstawy. Nawet więcej.

   Mając w pamięci to, czego dokonałam w dwa tygodnie z przyjaciółmi na Amie, wiedziałam, że i jego uda mi się nauczyć, nawet gdyby zajęło to dłużej. Do wieczora spędziliśmy czas na powtarzaniu. Katowałam go unikami tak długo, aż potrafił je wykonać.

   Krótko po zmierzchu poszliśmy do swoich komnat. Wzięłam koszulę nocną, czy też po prostu zwykłe ubranie, które przeznaczyłam do spania, i poszłam na dół. Któregoś dnia Malik pokazał mi zapomniane przez większość łaźnie. Chłopak wolał się tam nie zapuszczać, ale ja stwierdziłam inaczej. Trochę tam posprzątałam i zamieniłam w miejsce miłego relaksu. Rurociągi działały bez zarzutu i już po kilku chwilach wannę wypełniła gorąca woda. Zanurzyłam się w niej, zdjąwszy wcześniej odzienie i odłożywszy je nieopodal. Ukryte ostrze leżało na wyciągnięcie dłoni, jak zawsze blisko mnie. Spędziłam w wodzie trochę czasu, dokładnie zmywając ze skóry resztki piachu, po którym toczyłam się podczas treningu. Zrobiłam też porządek z włosami. Wyjęłam sztylet i kilkoma ruchami ścięłam niesforne pukle. Skracała je regularnie, gdy sięgały ramion, obcinałam je ponownie do połowy karku.

   Wytarłam się, ubrałam i udałam na spoczynek. Po drodze spotkałam jednego z mężczyzn, którzy naskoczyli na mnie drugiego dnia. Obdarzył mnie nieprzyjemnym spojrzeniem, ale odrzuciłam tylko włosy i poszłam dalej. Rankiem siedziałam już w komnacie Mistrza. Na blacie leżały moje wszystkie bronie. Ostry jak brzytwa miecz, pistolet, dziesięć noży do rzucania, sztylety, ukryte ostrze i nadal nie do końca opanowany przeze mnie łuk. Mistrz Shalim przyjrzał się im uważnie, obejrzał z każdej strony i przeniósł wzrok na mnie.

Nothing Is True, Everything Is Permitted [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now