Część siódma

Magsimula sa umpisa
                                    

— To było dla nas oczywiste, aby spróbować ci pomóc — urwałam na moment. — Jest jednak kilka kwestii, które nie dają nam spokoju od dawna. Ciągną się za nimi pytania, na które odpowiedzi chcę poznać, a ty możesz mi ich udzielić. — Spojrzałam na Aarona. Brat skinął głową, więc kontynuowałam — Im prędzej o nie spytam, tym lepiej. Czekamy z rozwikłaniem ich zdecydowanie dłużej, niż byśmy chcieli.

— Mów w takim razie. Jeżeli faktycznie będę w stanie udzielić odpowiedzi, to z pewnością to zrobię. — Nadal uśmiechał się kojąco, wręcz ojcowsko.

   Nigdy nie widziałam takiego uśmiechu. Gubernator nigdy tak na mnie nie spojrzał, nigdy nie obdarzył uwagą, troską. Zawsze obowiązki stawiał wyżej od rodziny, nawet pierworodnego syna traktował bardziej jak podwładnego mu wojskowego niż swoje dziecko. Jeżeli poświęcał komuś uwagę, to było warte zapamiętania święto. Odepchnęłam wspomnienia. Nie powinnam zaprzątać sobie głowy kimś takim, jak Bernard, nie teraz, kiedy nareszcie mogłam usłyszeć wyjaśnienia na nurtujące mnie tematy. Jeszcze raz spojrzałam na brata, ale ten nie kwapił się do włączenia do rozmowy. Wzięłam głęboki wdech.

— Zacznę od samego początku — powiedziałam, wskazując prawą ręką na stolik. — Zapewne przejrzałeś to, co tam leży. W takim razie wiesz, że w jednym z notesów prowadzę notatki. Naszkicowałam tam kilka rzeczy, w tym płaszcze i mechanizmy tego. — Dotknęłam jego karwasza. — Wzory płaszczy wykonałam osobiście, a wyglądają prawie identycznie jak twój. To najprawdopodobniej zbieg okoliczności, ale co do pozostałych elementów nie ma takiej szansy. Kowal z wyspy dysponował szkicami twojej broni. Opisał dokładnie ciebie jako osobę, która dała mu kiedyś do naprawy ukryte ostrze. Podobnie było z mapą. Jedną skradliśmy, gdy udaliśmy się po twoje rzeczy, ale to nie pierwszy egzemplarz, jaki miałam w rękach. Ten wcześniejszy otrzymałam od kapitana, który twierdził, że sprzedałeś mu ją w pośpiechu. — Spojrzałam w szare oczy mężczyzny. — Chociaż odrzucałam teorię Aarona, wszystko to, w połączeniu z kilkoma informacjami, jakie wpadły nam w uszy i ręce, wskazuje, że jesteś kimś, kogo nazywają Asasynem — urwałam, mając nadzieję, że nie brzmiałam zbyt chaotycznie.

— Jeżeli więc tak jest, to wyjaśnij nam, kim są ci Asasyni — Aaron przejął inicjatywę. — I Templariusze, bo taka grupa też przewinęła się w całej tej historii.

   Mężczyzna odetchnął głęboko, zabierając dłoń z mojego ramienia. Zamknął na chwilę oczy, po czym spojrzał na Aarona, na mnie i stół. Po chwili wstał, powoli podszedł do stołu i sięgnął po trzy kubki. Zawahał się, ale w końcu nalał do nich wina i podał nam. Wymieniłam szybkie spojrzenia z bratem. Milczenie przeciągało się, powodując nieznośnie napiętą atmosferę. Myślałam, że już nigdy nie zacznie, ale wtedy usłyszałam jego głos. W porównaniu z wcześniejszym tonem, teraz brzmiał, jakby ktoś wyciągał z niego siłą bolesną przeszłość.

— Nie mogę udzielić odpowiedzi, na wszystkie zadane teraz pytania — urwał, biorąc tęgi łyk. — Nie od razu. To byłoby zbyt wiele na jeden moment, szczególnie po tym, ile się dzisiaj wydarzyło. Nie mam tu na myśli faktu, że miałem zawisnąć, a to, że postawiliście mnie przed faktem dokonanym, ryzykując własnymi głowami. — Wziął głębszy wdech i kontynuował — Jeżeli chodzi o tego kowala z wyspy, Marka, tak, naprawiał moją broń. To mój stary znajomy i nie bałem się powierzyć mu tak delikatnego mechanizmu do odnowy. Nie myślałem jednak, że będzie w stanie stworzyć je od podstaw. Co do mapy i kapitana. — Pokiwał głową w zamyśleniu. — Francesco Pedro, dobrze pamiętam? Facet jest znany z zainteresowań nowinkami z dziedziny kartografii. Szczególnie często szukał takowych u Czarnych Bander. Mapę miałem od dawna, ale od jakiegoś czasu była problematyczna. Sprzedałem mu ją za bardzo niską cenę. Powiedzmy, że jej posiadanie stało się dość problematyczne. — Ponownie upił łyk trunku. — No i zostali nam jeszcze Asasyni oraz Templariusze. Na te tematy przyjdzie czas, ale i tak już połączyliście pewnie fakty. Obie grupy się nienawidzą, co zresztą łatwo zauważyć, gdy się już o nich wie. Ratując mnie, wplątaliście się w ciężką walkę o to, która strona wygra odwieczny konflikt o dominację. Jak zapewne wyczytałaś z notesu naszego sędziego i ja jestem częścią tej walki. — Odstawił kubek, wzdychając ciężko. — Przynajmniej byłem, a jeżeli Mistrz przyjmie mnie z powrotem, to nadal będę. Teraz jednak czas, abyście odpoczęli, szczególnie ty, Shadow. — Spojrzał na mnie w sposób, który można było nazwać troskliwym. — Postrzał to nic strasznego, ale sen leczy najlepiej. Kajuta jest wasza. Jutro wyjaśnię wam więcej.

Nothing Is True, Everything Is Permitted [ZAKOŃCZONE]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon