Rozdział 31

5.9K 305 19
                                    

Biegłam do momentu, gdy w lesie napotkałam mężczynę z bronią w ręce. Momentalnie moje nogi zaczęły się cofać w przeciwną do niego stronę. Mężczyzna szybko złapał mnie oplatając wookół szyi ręką, przykładając mi broń do skroni oczekując na nadejście kogoś.
W ułamku sekundy zza drzew wyskoczył szary wilk, który wbił się łapami w ziemię i zaczął ostrzegająco warczeć na napastnika.

Gdyby nie to, że miałam przyłożony pistoket do głowy zaczęłabym się wyszarpywać, ale to byłby w tym momencie największy błąd.

-Chris...uciekaj- murknęłam, czując zaciskującą się rękę przy szyi- zawiadom Nathana.

Chris przez chwile stał w zamyśleniu co do moich słów, jednak trwał w swojej postawie.

-Dobra, koniec tej zabawy- wymierzył broń w Chrisa, który miał już się na niegi rzucać, jednak było po czasie- dostał.

-Nie!- wykrzyknęłam z rozpaczą, przyglądając się miejscu po pocisku. To nie była zwykła kulka, a strzykawka. Czyli...to środki nasenne. Chris żył, oddychał!
Ale nie byłam w stanie sprawdzić jego stanu, ponieważ zostałam brutalnie pociągnięta w inną stronę.

-Puść mnie!- warknęłam złowrogo, ale nie uzyskałam na to odpowiedzi- skończysz bez bez głowy- szarpnęłam się.

-Jasne...- mruknął prowadząc mnie dalej.

Po chwiki doszliśmy do małego domku z betonu, przypominającego bunkier. Rozejrzałam się po okolicy, której kompletnie nie znałam. To już po mnie. Jedyną nadzieją na moją ucieczkę jest Melanie, albo Nathan, który zna las jak własną kieszeń.

-Gdzie my jesteśmy?- zapytałam i ponownie nie została udzielona mi odpowiedź.

Facet wepchnął mnie do środka bez żadnych zastrzeżeń, a sam został na zewnątrz.

W środku nie było zbyt przyjemnie. Materac, lampka zwisająca z sufitu z której można było zobaczyć wszystkie kable, stolik, krzesło... No w sumie- czego można więcej było się spodziewać po moim ojcu?

Po niedługim czasie zza drzwi usłyszałam głosy.

-Masz ją?- zapytał mój ojciec.

-Tak, przy okazji uśpiłem jednego wilkołaka. Chyba dobrze się znali- stwierdził mój napastik.

-Dobra robota.

-A ty? Złapałeś tego czarnego?- zapytał.

-Niestety nie. Wybił mi sporo osób i był za szybki. Trudno było go trafić. Następnym razem- mruknął- zrobię sobie z jego futra bluzę- zaśmiał się złośliwie.

Od razu po jego słowach zagotowało się we mnie. Gwałtownie się poderwałam z ziemii i podeszłam do drzwi, uderzając w nie pięścią.

-Ty pieprzona mendo! Osobiście oskóruję cię, jeżeli znowu tak powiesz!- warknęłam.

-Ma charakterek- powiedział mężczyzna, który mnie porwał.

-Niestety tak- prychnął- nie będziesz miała okazji córeczko- roześmiał się.

-Zobaczymy- na mojej twarzy zawitał cwany uśmiech.

Podeszłam do krzesła, biorąc je w ręce po czym uderzyłam nim o drzwi robiąc w nich dziurę, przez którą byłam w stanie zobaczyć kto stoi po ich drugiej stronie.

-Przekaż Melanie, że nienawidzę jej i jest tak samo nic niewarta jak ty. Jest dla mnie nikim. I niech się nie zdziwi, gdy nie będę reagować, gdy jakiś wilk jej odgryzie rękę- warknęłam głosem przepełnionym spokojem, jednak było w nim czuć tą nutkę wkurzenia.

Po tych słowach faceci odeszli w głąb lasu. Byłam bezradna

Nathan POV.

-Gdzie oni do cholery jasnej są?!- wykrzyknąłem. Byłem wściekły. Chrisa i Rose nie było już pół godziny po akcji. Zaczynałem się obawiać.

Nagle do domu wszedł sam Chris z miną jakby opadał ze wszystkich swoich sił.

-Oni...oni złapali, Rose. Wybacz, Nathan, ale dostałem pociskiem usypiającym i nie miałem szans- powiedział, ciężko dysząc.

-Zajebie ich- warknąłem uderzając pięścią o ścianę- jutro z rana wyruszamy na poszukiwania waszej luny! Bądźcie gotowi o 6 rano!- warknąłem ze złością.

Kim Ty Jesteś? [[ZAKOŃCZONE]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz