Rozdział 8

11.3K 478 90
                                    

-Także, to jest taki rynek. Jest w samym środku miasta, a z niego rozchodzą się inne ulice przy,których wiele jest restauracji, sklepów...- zaczęłam wymieniać. Czułam się jak jakiś przewodnik.
I czułam jakbym mówiła do niego jak nie do spełna rozumu chłopca. Raczej nie będę w przyszłości przewodnikiem...

-Idziemy na lody?- nagle chłopak zmienił temat o mieście. Chyba też stwierdził, że nie mam talentu do bycia przewodnikiem. W sumie nawet gdyby Nathan sam wyszedł to by na pewno zwiedził okolicę sam. Ale samo wyjście to przyjemność!

-Jasne, z chęcią- uśmiechnęłam się radośnie. Uwielbiam lody. One powinny zaliczać się do cudów świata.

Gdy podeszliśmy do budki, zaczęłam grzebać w torebce za portfelem, jednak Nathan zatrzymał moją rękę.

-Zapłacę- puścił mi oczko po czym zapytał o smak.

-Naprawdę Nathan, ja zapłacę- wykłócałam się. Nie lubię, gdy ktoś płaci za mnię czuję się wtedy...lekko zawstydzona, że sama sobie nie kupiłam tylko ktoś mi. Może się to wydawać dość dziwne, ale taka prawda.

-Nie wypada dawać kobiecie płacić- zaśmiał się i zamówił lody. No i po ptakach.

-Eh, to ja idę zająć ławkę- fuknęłam siadając na odosobnionej ławce w dość...odludnionym miejscu, bo niewiele ludzi tędy przechodziło. No, bo w sumie ławka stała w miejscu , gdzie zaczynała się ślepa uliczka. Ale przynajmniej będzie cicho, a chciałabym trochę porozmawiać z czarnowłosym na inne tematy od miasta.

Tak więc czekałam i czekałam... Do momentu, aż podeszła do mnie grupka pijanych mężczyzn.

-Co taka śliczna dziewczyna robi tutaj sama?- mówi jeden, chyba najbardziej wstawiony z całego towarzystwa.

-Siedzi- nagle zjawił się obok mnie Nathan- i nie sama tylko ze mną- mówił luźno, co mogłoby doprowadzić do kontrowersji. Albowiem pijaki nie lubią, gdy ktoś jest pewny siebie przy nich. Tym bardziej w tym mieście.

-Oj, kolego to nie jest partia dla ciebie.

-Ah, tak? A dla pięćdziesięcioletniego menela to jest sztos partia? Nieźle, żeś wyczaił- zaśmiał się i podał mi loda.

-Ty chyba nie wiesz z kim zadzierasz, gówniarzu- warknął jeden z tyłu.

-Ty nie chciałbyś wiedzieć do kogo ty w tym momencie zadzierasz- mruknął ze złowieszczym uśmiechem.

Dokładnie, odebrało mi głos. Cieszyłam się, że Nathan mnie bronił, to był bardzo miłe, ale tym może doprowadzić do bójki czego bym chciała uniknąć i chyba to przerwę.

-Nathan, chodź...- szepnęłam lekko zdegustowana obecnością zapachu wódki i piwa zalatującego od facetów i pociągnęłam lekko chłopaka za rękę na co lekko się wzdrgnął. Czyli tak działa na niego mój dotyk? Ciekawe...

-Ok...ok- odparł obojętnie odchodząc od menelów.

-Tchórzysz!- zaśmiała się banda.

-Wybacz, Rose, ale ja nigdy nie tchórzę- powiedział lekko poddenerwowany. Chyba go lekko wytrącili z równowagi, ale co mu zależy na tchórzostwie...on jest zwykłym człowiekiem i każdy w końcu tchórzy.

-Nathan, co ty planujesz?...- zapytałam, jednak chłopak w szybkim tępie odwrócił się i podszedł do pijanych facetów.

-Który to?- warknął. Było to dziwne i groźne. Pierwszy raz usłyszałam ten ton ze strony złotookiego, który był przerażający i skłaniający do poddania się.

Grupka pijaków znacznie spojrzała na swojego kolegę stojącego po lewej strony, a Nathan bez wahania zamachnął się i uderzył chłopaka w szczękę z ogromną siłą, że wylądował na chodniku z lekko zakrwioną dolną częścią twarzy. Po tym Walker przykucnął nad nim.

-Posłuchaj mnie...nie pruj się do osób z wyższej rangi, typie- po czym wstał z dumą, a w jego oku przemknęła iskierka wyższości.

Nie znałam go z tej strony...co prawda znałam go około tygodnia, ale nie spodziewałabym się, że może być tak...tak okrutny. Przecież on tylko powiedział, że stchórzył. Takimi ludźmi nie warto się przejmować, ale Nathana to nadzwyczajnie ruszyło i to z duż potęgą.
Byłam w szoku, nie byłam w stanie drgnąć. Patrzyłam na ledwo przytomnego mężczyznę z lekko zakrwawioną twarzą.

-Nathan...coś ty narobił- szepnęłam ledwo słyszalnie.

-Spokojnie, to było delikatne- mruknął zadowolony. Delikatnie? Tak jak jest mocno?- poza tym uderzyłem w część, którą tylko potrzeba nastawić, a krew jest ze względu na mocno rozciętą wargę, która prysnęła niczym wulkan- zaśmiał się- nic mu nie grozi, to była nauczka.

-Ale...- nadal byłam w szoku. Jego koledzy byli na tyle pijani, że nie potrafią mu pomóc.

-Uwierz mi- spojrzał mi głęboko w oczy.

-Nie, musimy mu pomóc!- pisknęłam, a czarnowłosy wywrócił oczami cofając się z niechęcią do faceta.
Gdy zbliżył się do jego ciała, koledzy poszkodowanego patrzyli na nim z ogromnym strachem.
Tuż za Walkerem podreptałam ja.

-Ops, jednak nie jest do nastawienia- Nathan dotknął palcem szczęki, która sobie luźno latała.

-Złamałeś ją?!- krzyknęłam zdruzgotana.
Co on narobił. O, matko.

-Spokojnie, wyklepie się- zaśmiał się po czym położył dłoń na klatce piersiowej faceta i przymknął oczy.

-Co ty...?- zdziwiłam się, a po chwili pijak gwałtownie oprzytomniał- Boże, Nathan jak ty to zrobiłeś?

-To czyli co?- zapytał udając jakby nic się nie stało.

-No...- wskazałam palcem na jego rękę- jakim cudem oprzytomniał?

-Powiem ci tyle...nie jestem mnichem z uzdrowicielskimi umiejętnościami, ok- powiedział z zabawną powagą.

A czy po tym zdarzeniu nie powinnam być na niego wściekła, a nie...ciekawa? Czuję jakby cała moja złość wyparowała. Ze mną dzieje się na poważnie źle.

Gdyby jutro się nie pojawił 😜💋✨

Gwiazdki i komentarze zawsze mile widziane!💭✨

Kim Ty Jesteś? [[ZAKOŃCZONE]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz