Rozdział 3

15.9K 586 94
                                    

-Rose! Coć to cud się stał!- naskoczyła na mnie gwałtownie od tyłu Melanie, co poskutkowało moim lekkim podskoczeniem.

-Przestań mnie straszyć, bo kiedyś stracisz żebro- burknęłam, odwracając się do niej.

-Trudno! Ale patrz! Od teraz siedzisz z tym chłopakiem co ci się przyglądał- poruszyła dwuznacznie brwiami.

-Przesadzasz, to tylko jedna lekcja- westchnęłam- co prawda jest miły.

Właśnie. Przegadałam z nim sporą część lekcji, na co o dziwo nauczycielka nie przykładała zbyt dużej uwagi i stwierdzam, iż należy do sympatycznej i miłej części grupy społeczeństwa. Przynajmniej nie jest to typ chłopaka, który lata za ławtymi panienkami na jedną noc, których u nas w szkole na szczęście jest mało i jakoś nie przyczepiają się do innych na każdym kroku.

-Ohoho, już się tak zapędzacie?- zaśmiała się dziewczyna za co porządnie ją skarciłam swoim wzrokiem- dobra, dobra, bez nerwów, ale przyznam, że pasujecie do siebie- dodała.

-Może tak, może nie...- westchnęłam.

...

Wracając do domu byłam zmuszona przejść przez las, który od rana mnie przerażał.
No, bo do cholery- te zwierze może mnie zabić! Wiem, brzmi śmieszne, ale co prawda, to prawda.

Gdy miałam już wejść w ten dziki busz, zatrzymała mnie ręka- duża, ciepła ręka.
Moja reakcja była oczywista, że gwałtownie odskoczyłam od tej osoby.

-Hej, hej, spokojnie- zaśmiał się chłopak ze znanym mi głosem.

-O, sorry, taki odruch- odwróciłam się do Nathana i wzruszyłam ramionami.

-Rozumiem...nie powinnaś się szwędać po tym lesie, nie wiadomo co tam jest- stwierdził troskliwie czarnowłosy.

Dlaczego jest taki troskliwy? Znamy się dzień...co prawda czuję do niego coś w stylu...przywiązania, chociażby nie wiem skąd to. Czuję jakbym mogła mu się zwierzyć ze wszystkiego co leży mi na sercu i...bezpieczeństwo.
Dobra, to brzmi trochę już strasznie. Nawet bardzo.
W sumie co do tego uczucia moja opinia nie jest zbyt dobra. Bo to jest obca mi osoba, więc skąd mogłoby to się wziąć?

-Gdybym nie mieszkała kawałek za nim to bym się nie "szwędała"- zrobiłam cudzysłów.

-Oh, mieszkasz tam?- upewniał się.

-Owszem, dobrze słyszałeś- odparłam.

-Może cię odprowadzę, bo w sumie to mieszkam niedaleko stąd- wzruszył ramionami- przy okazji lepiej mnie poznasz- posłał mi swój cudowny uśmiech.

-W sumie miło by było- odesłałam uśmiech i ruszyłam razem z chłopakiem do wewnątrz lasu.

Zgodziłam się nie tylko ze względu na poczucie bezpieczeństwa. Po wydarzeniu z rana trudniej niż zwykle byłoby mi się samej dziś przedostawać przez sam środek lasu. Czułam, że przy Nathanie nic mi się nie stanie. Dziwnie się z tym czułam, ale nic na to nie poradzę.
Drugim plusem jest okazja poznania go. Nie mogłam jej stracić.

-A więc... Przeprowadziłeś się do naszego miasta, czy zmieniłeś szkołę?..- zapytałam pierwsza, bo moja ciekawość przezwyciężyła wszystko.

-Um...- zawahał się- przeprowadziłem się.

-Oh, to pewnie niewiele wiesz o mieście...- mruknęłam.

-Nie, że coś, ale gdybyś zaproponowała mi oprowadzenie po mieście z wielką chęcią bym się zgodził- powiedział chłopak z szerokim uśmiechem na ustach na co się zaśmiałam.

-Czyli jesteśmy umówieni?

-Jasne, podałabyś mi swój numer?- zapytał z lekkim zawahaniem.

-Jasne- wyjęłam telefon i podyktowałam chłopakowi numer- pewnie nic nie wiesz o tym lesie, co?- westchnęłam i rozejrzałam się trochę dookoła.

-Coś tam słyszałem..- mruknął wbijając wzrok przed siebie- możesz mi opowiedzieć o nim, jak chcesz.

-A więc...kiedyś mój tata opowiadał mi, że stare historie o nim bazują na nadprzyrodzonych istotach, a dokładniej na wilkołakach.

Gdy wypowiedziałam słowo 'wilkołaki' Nathan niemal od razu jakby się bardziej wsłuchał i lekko wzdrgnął. Czy on uwierzył w to?

-Um, mówił, że od wieków zamieszkują najgłębsze obszary tego lasu, a swoje ofiary bardzo zwinnie łapały po czym zaciągały w nieznane miejsca. Mówiono,że były to najokrutniejsze stworzenia jakiekolwiek były...- nagle przerwano mi.

-Wątpie, że są okrutne, przecież każdy ma inne poglądy i mogły się zmienić przez te czasy...- fuknął z lekkim... podirytowaniem?

-Wierzysz w ich istnienie?- zdziwiłam się. Przecież takie rzeczy są tylko w bajkach do straszenia dzieci.

-Nie...ale w sumie jak niektórzy ludzie się zmieniają to czy i one nie mogły się zmienić?

-Mówisz, że gdyby istniały?- upewniałam się co do jego słów.

-No tak, tak...- mruknął- nikt żadnego nie widział, więc trudno wierzyć- powiedział zmieszany.

-Czy ja wiem...- nagle moje wspomnienia z rana wróciły.

Te zwierzę...było ogromne, straszne i miało sierść czarne niczym smoła, ale gdyby sobie się tak przyjrzeć temu wspomnieniu... przypominało psa, a może nie psa, a wielkiego wilka? Może ja popadam w paranoję? Ale ja naprawdę to widziałam, jestem w stu procentach pewna swoich słów. Czyżby wilkołaki naprawdę istniały?
Moje poglądy diametralnie zaczęły się zmieniać.

-Rano... Ja rano widziałam gigantyczne, czarne zwierzę, czarne...biegło za sarną, albo jeleniem...ono miało kształt wilka, ej, a może one jednak istnieją...- mówiłam słowotokiem, którego ja sama zaczynałam nie rozumieć- czy ja popadam w paranoję, że myślę, że wilkołaki istnieją?

Nathan zdrętwiał na ostatnie moje zdanie. Jakby nagle odleciał z tego świata.

-Nie, na pewno nie- zaczął desperacko zaprzeczać moim słowom, co było dziwne i dawało mi sporo do myślenia. Może on coś wie?

Wybaczcie, że taki słaby rozdział, ale mój mózg słabo dziś pracuje 😞❤❤

Gwiazdki i komentarze zawsze mile widziane!✌

Kim Ty Jesteś? [[ZAKOŃCZONE]]Where stories live. Discover now