Rozdział 25

7.4K 361 19
                                    

-No, no...Nathan, zawsze wiedziałem, że masz szczęście, ale twoja mate przewyższa wszystko- zaśmiał się brunet o zielonych oczach. Po jego słowach było mi strasznie miło, jednakże w małej części poczułam się potraktowana jak rzecz, ale po słowach bruneta Nathan się niechętnie uśmiechnął.

-Jak masz na imię?- zapytał chyba, najbardziej sympatyczny z nich, a mianowicie blondyn.

-Rose, Rose Hurt- odparłam z delikatnym uśmiechem na twarzy.

-Tak samo jak moja mama- uśmiechnął się szeroko blondyn. Co za zbieg okoliczności.
Nie, nie jestem jego mamą.

-Jak się poznaliście?- zapytał zielonooki.

-W szkole- odparł Nathan z wyraźnym zniesmaczeniem. Chyba nie przepadał za chłopakami, a głównie za zielonookim brunetem.

-A jak się dowiedziałaś o naszego Nathana wilkołactwie?- ponownie odezwał się blondyn z uśmiechem, który nie schodził mu z twarzy.

-Nakryłam go- wzruszyłam ramionami.

Rozmowa był naprawdę nudna, non stop jakieś pytania, na które niechętnie odpowiadałam, jedynie ze względu, że to rada, bo ja nie jestem osobą, która z otwartością rozmawia o swoim prywatnym życiu miłosnym.
W dodatku tylko ta dwójka chłopaków się dopytywała o wszystko, a mężczyzna w podeszłym wieku i chłopak siedzący koło niego się w ogóle nie udzielali, tylko wsłuchiwali w rozmowę z powagą wypisaną na ich twarzach.

...

Po około godzinie rozmowy w końcu mogłam odetchnąć, bo rada musiała pilnie wracać, bo pojawił się problem, o którym nic nie mówili.

Od razu jak usłyszałam, że odjeżdżają, pojawił się na mojej twarzy duży uśmiech. W końcu!
Ta rozmowa była tak nudna i monotonna, że chciało mi się ziewać cały czas ich pobytu, a i tak skończyło się tak, że zaczęli pieprzyć o jakiś problemach jakie się zdażają w watahah. Sam Nathan nie wydawał się, ani troche zainteresowany tą całą rozmową. Jestem pewna, że był tak samo znudzony jak ja.

-To była...najbardziej...żenująca rozmowa jakąkolwiek w życiu odbyłam- westchnęłam, padając na łóżko- nie przepadam za rozmawianiem o moim życiu miłosnym z osobami, które pierwszy raz na oczy widziałam- prychnęłam z dezaprobatą.

-Dlatego nie cierpię jak tu przyjeżdżają. Za każdym razem wpieprzają się w moje życie, zamiast pogadać o rzeczach formalnych i ważnych, które są związane z moją watahą- przekręcił oczami.

-Bo oni od tego powinni być, a nie od dociekiwania o życie twoje i moje- mruknęłam- dobrze, że chociaż ty w przyszłości będziesz wiedział po co się zjawiać.

-Nie chcę do nich dołączać- chłopak przegryzł wargę- już za dość mam tej papierkowej roboty. Dopiero teraz jestem z nimi do przodu i nie muszę tyle siedzieć w biurze.

-Ale to chyba jest nieuniknione, co?- zapytałam.

-Można tak powiedzieć- wzruszył ramionami- idę coś zrobić sobie do picia. Też coś chcesz?

-Nie, dziękuję- uśmiechnęłam się, szukając ręką telefonu po łóżku. No właśnie! Mel! Pewnie się martwi, całkowicie o niej zapomniałam przez to wszystko.

Odblokowałam telefon i pierwsze co wpadło mi w oczy to, aż trzydzieści nieodebranych połączeń od Mel i dużo więcej wiadomości. Powinnam do niej zadzwonić...

Wybrałam numer do blondynki i oczekiwałam na pierwszy sygnał.

-Matko, Rose! Co się z tobą stało?! Nie odbierasz, nie odpisujesz, nie ma cie w szkole, ani w domu?! Gdzie ty jesteś?!- krzyczała na mnie zdenerwowana.

-Mel, wszystko jest ok. Musiałam...wyjechać na jakiś czas. Wrócę za niedługo do szkoły, uwierz mi- odparłam.

-Gdzie ty jesteś?- zapytała nadal zdenerwowana.

-U...babci, długo jej nie odwiedzałam, a obiecałam jej, że w najbliższym czasie to zrobie, a w dodatku zapomniałam ładowarki, a sklep był kawał drogi od nas- powiedziałam wymyślając na bieżąco. Źle się z tym czuję. Musiałam jej skłamać. Nie może się dowiedzieć prawdy, choćby, że jest moją przyjaciółką.

-Oh, no dobra..- po tych słowach do pokoju wparował Nathan, ze wszklankąz przezroczystą cieczą i limonką naciętą na szklankę.

-Muszę..ja muszę kończyć, bo muszę babci pomóc w ogródku- westchnęłam- jak będę mogła to napiszę do ciebie- uśmiechnęłam się do samej siebie.

-No, ok...cześć- mruknęła i rozłączyła się, a moje sumienie dawało znaki.

-Co jest?- zapytał Nathan stawiając szklankę na stolik nocny i patrząc na mnie pytająco.

-Musiałam skłamać Melanie- przetarłam twarz dłonią.

-Wiem, że jest trudno, ale...wiesz jak jest, Rose- powiedział smutno czarnowłosy, kładąc się obok i wtulając się w mój bok, przy okazji oplatając moją talię reką.

-Niestety.

Nagle do naszego pokoju wparował Chris. Gdy ujrzał nas pojawiło się lekkie zawstydzenie tym momentem.

-Nathan, jest problem. Musisz go rozwiązać, bo chłopacy skaczą sobie do gardeł- powiedział blondyn. Na te słowa czarnowłosy warknął na samego siebie i wstał z łóżka. Poczułam okropną pustkę. Jedno z najgorszych uczuć.

-Zaraz wrócę- dał mi buziaka w czoło, a potem wyszedł.

Aż naszła mnie chęć napicia się czegoś. Chyba nie pogniewa się, jak napiję się jego picia...

Kim Ty Jesteś? [[ZAKOŃCZONE]]Onde as histórias ganham vida. Descobre agora