Rozdział 11: Sen czy jawa.

659 39 8
                                    


Czy wiesz, jak to jest stra­cić wszys­tko, stanąć na granicy gdzie nie ma już nic, co po­może wziąć od­dech?
Wyzbyć się człowieczeństwa.
Pod­dać się, tak jak­by nic już nie było pot­rzeb­ne. A samo istnienie doprowadzało jedynie do furii.
W takiej sytuacji znalazł się niegdyś mały chłopiec, który mając zaledwie 4 lata, stracił całą swoją rodzinę.
W tamtym momencie ten mały chłopiec w geście rozpaczy obrał sobie za cel pomszczenie swoich bliskich poprzez zabicie mordercy swojego klanu, co sprawiło, iż odizolował się od innych, wybierając samotność.

Młody Uchiha, bo właśnie o nim mowa, będąc w rozpaczy, pragnął siły pozwalającej mu stoczyć pojedynek, który miał pomieścić jego rodzinę. Z każdym sukcesem jego czyny stawały się coraz bardziej wymagające i nieracjonalne, a jego serce zawładnęła ciemność, przysłaniając logiczne myślenie. To pokierowało go do zdrady wioski, wielu morderstw i działaniu na korzyść zła.
A co mogło stać się klęską w tak krótkim życiu?
Gdy już nie pot­ra­fisz być sobą, gdy zaczy­nasz miotać się po­między przeszłością, teraźniejszością, a kreującą się dopiero przyszłością?

To marzenia, marzenia mogą stać się twoja największą klęską.
Ponoć niespełnione marzenia nie jednokrotnie potrafią odbić się na psychice człowieka. Marzenia o powrocie do młodości, zatrzymaniu czasu czy wiecznym szczęściu nie mają szans na spełnienie.
Życie zawsze toczy się dalej, nie bacząc na wybory, które
doprowadzają do momentu, w którym twoją duszę dręczy jedynie martwa cisza ofiar.

„Moje marzenia nie leżą w przyszłości, moje marzenia to przeszłość... tylko o niej śnię.”

Mężczyzna rozejrzał się wokół, ogarniając wzrokiem ostatni raz pokój. Spojrzał na zegarek. Było już po dziewiątej, co oznaczało, że nadszedł już czas.
-Pora ruszać.
-Więc na serio to zrobisz?-zapytał, właściciel prostych białych włosów, nieco znudzonym głosem.
Sasuke podniósł wzrok na swojego kompana i spojrzał mu w oczy.
-Tak, to już postanowione. Wracamy do Konohy.
Karowłosy podniósł torbę i ostatni raz rzucił spojrzenie na pusty pokój, porzucając przy tym wygodne posłanie na co najmniej tydzień wędrówki.
-Idziesz czy zostajesz?-zapytał, będąc w progu drzwi, nawet nie racząc się odwrócić do rozmówcy.
-Idę, co się tak pieklisz? -zapytał, fiołkowooki, jednak w odpowiedzi natknął się jedynie na warknięcie przyjaciela, co skomentował cichym śmiechem. -Idę, idę.- dodał po chwili pod nosem, odbijając się od oparcia, które w tej chwili było zwykłą ścianą.

Od wyruszenia z poprzedniego miejsca dwójka młodych shinobi nie zrobiła żadnego postoju aż do zachodu słońca. Droga do lasów oddzielających Konohe minęła im w idealnej ciszy i bez zbędnych komplikacji, które opóźniałyby podróż. Mężczyźni, będąc coraz bliżej miejsca postoju, zwolnili tępa, po chwili zaskakując na ziemię. Pierwszy odezwał się karooki, odwracając się do towarzysza.
-Idę poszukać jakiejś rzeki, by uzupełnić wodę, po drodze zbiorę chrust na opał, a ty rozejrzyj się czy nie ma w pobliżu wrogów. Następny postój zrobimy kilka kilometrów od Liścia, by zastanowić się, co robić dalej.-powiedział hebanowłosy, po czym nie czekając na odpowiedź, skoczył na drzewo i zaczął zmierzać w głąb lasu w poszukiwaniu wodopoju.

         Obudziłam się zadowolona, spoglądając na tego maleńkiego chłopca obok mnie. Na sam widok słodko śpiącego dziecka na moje usta wpełzł niemały uśmiech. Od momentu, gdy mały zamieszkał z nami, minął tydzień.
Pamiętam, jak pierwszej nocy mało co spałam, wiedziałam, że dzieci wstają w nocy i muszę się pożegnać z przespanymi nocami, jednak mały już pierwszej nocy dostał kolkę, przez którą nie mógł usnąć. Na zmianę z Itachim nosiliśmy Toshiro, widać było, że chce spać, ale nie może zasnąć. Po tej nocy wiele razy dziękowałam Itachiemu za pomoc i za to, że nie był zły. Dobrze wiedziałam, że następnego dnia miał misje od Hokage, a on mimo tego spędził ją, że mną uspokajając chłopca. Wracając. Spojrzałam na zegarek, dochodziła już godzina dziesiąta. Najostrożniej jak umiałam, wstałam z łóżka, wychodząc do łazienki, starałam się wykonać wszystkie poranne czynności przed tym, jak Toshiro się obudzi, dziś w planach miałam mamy spacerek po mieście, musiałam kupić sobie kilka ciuchów, przecież nie mogę już do końca życia pożyczać ubrań, od Uchiha.

        Z samego rana poinformowałem Suigetsu o moim krótkim rozeznaniu się po liściu, chłopak nieco zaspany przyjął to jedynie kiwnięciem głowy, powracając do poprzedniej czynności, którą oczywiście był sen. Razem z moim towarzyszem wczorajszej nocy dotarliśmy do wioski, osadzając się w lesie tuż przy niej. Postanowiłem poobserwować obiekt mojego przyszłego zamieszkania w wiosce.

Od dłuższej chwili bez celu skakałem po dachach, starając się zostać niezauważonym. Jednak gdy tylko poczułem dziwne wibracje, zatrzymałem się. Wyczułem ją, odkąd pamiętam, dziewczyna miała specyficzną jednostajnie płynąca chakre. W młodości imponowało mi, że mimo braku umiejętności dziewczyna z taką precyzją kontrolowała przepływ chakry, a teraz świetnie potrafiła ją wykorzystać, niosąc pomoc innym.
Rozejrzałem się, próbując odnaleźć różowowłosa, a gdy to zrobiłem, od razu pożałowałem. Moje oczy zwęziły się na ten widok.

Wypatrywana przeze mnie kobieta szła z dzieckiem w wózku, mając na sobie sukienkę, ze znakiem MOJEGO klanu. Zaraz po tym dostrzegłem idącego w jej stronę brata, któremu uśmiech nie schodził z twarzy. Pocałował dłoń młodej kobiety, następnie odbierając wózek, skierował się w stronę jakichś sklepów.
-Więc to ona była kobietą, dla której kupił podarek.- łypnąłem sam do siebie, zaciskając swoją pięść jeszcze mocnej. Jeszcze przez chwile obserwowałem parę, a po chwili sam zniknąłem w kłębie dymu.

Po powrocie do naszego obozowiska nie odezwałem się słowem do białowłosego, musiałem ochłonąć.
Nawet nie spostrzegłem się, gdy minął dzień, od godziny drzemałem, leżąc na ziemi po drugiej stronie paleniska, do momentu, gdy mój towarzysz przerwał ciszę jednym nieodpowiednim do tej pory pytaniem.
-Dlaczego akurat ona?-zapytał, białowłosy dokładając jakieś patyki do paleniska. Przez chwilę zastanawiałem się, czy mu odpowiedzieć, a może lepiej byłoby, gdybym udał, że śpię. Kim właściwie jest dla mnie różowowłosa, że to właśnie ona ma stać przy mnie do końca życia. Po chwili ciszy postanowiłem mu odpowiedzieć, podparłem się na dłoni i powiedziałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.
-Potrzebuje jej.
-Jesteś tego pewien?-zapytał, a ja nie dokonać mogłem go zrozumieć. Suigetsu chyba widząc mój pytający wyraz twarzy, dodał.- Widocznie twój brat się nią zajął. -Moje oczy zalśniły w ciemności, a z nich biła już tylko wściekłość.
-Jeszcze zobaczysz, będzie tylko Moja.- ryknąłem groźnie, zbierając się z posłania, wstałem na proste nogi. -Idę się przejść.- mruknąłem na odchodne, uderzając pięścią w pierwsze lepsze drzewo. Gdy wróciłem do naszego prymitywnego obozu, fiołkowo oki, spał przy dogasającym palenisku.

Odetchnełem z ulgą, kładąc sie na przeciw mojego kompana. Krzyczałem, ze snu zbudził mnie koszmar ten sam, który od roku nie dawał mi przespać całej nocy. Otworzyłem oczy, chcąc odgonić sen, w którym zabijam moją rodzinę, a zaraz po tym wszyscy moi bliscy w zemście zabijają mnie.

Czyżby to moje sumienie nie dawało mi odpocząć? Czy to kara za wszystkie moje przewinienia? Czyli już do końca życia będę budził się w środku nocy z mordem wpisanym w oczach?

       Sasuke zesztywniał, po raz kolejny po nie przesłanej nocy postanowił udać się w celu śledzenia zielonookiej, jak wcześniej zdążył wywnioskować, Sakura mieszkała w jego rodzinnym domu, wraz z jego starszym bratem i małym chłopcem. Właśnie w tej chwili stojąc na jednym z drzew, jego oczy skupiły się na noszonym przez zielonooka dziecku. Była szczęśliwa, uspokajając chłopca, co chwile coś do niego mówiła, zaraz po tym wyszedł czarnowłosy właściciel posesji z tak samo ciemnymi oczami wyrażającymi w tej chwili jedynie troskę, dziewczyna, podchodząc do niego, podała mu dziecko i całując na odchodne w policzek, zostawiła, by nakarmił go butelka mleka. Młody spadkobierca ponownie nie wytrzymał widoku, który zastał, to było dla niego nie do pojęcia kobieta, która miała zostać jego żoną, opiekuje się dzieckiem wraz z jego bratem. Tego było zbyt wiele, musiał się dowiedzieć o niej wszystkiego, a w tym pomoże mu jego białowłosy kompan. Właśnie takim postanowieniem ponownie udał się do tymczasowej kryjówki.
-I co zrobisz?
-Porozmawiam z nią.
-Myślisz, że to pomoże, podjedziesz do niej i powiesz: Hej, kopę lat na mocy przysięgi naszych rodziców zostaniesz moją żoną. Ach i jeszcze jedno, potrzebuje cię do zniszczenia starszyzny.
Między dwójka zapanowała cisza.
-No nie mów, że miałeś taki plan.
- Nie do końca nie wspomniałbym nic o zniszczeniu wioski.
-Jesteś nienormalny.- kruczowłosy posłał mu wrogie spojrzenie.- Oczywiście wiesz, że będę Cię wspierał, jednak myślę, że powinieneś to przemyśleć. Nie chciałbym, żeby w ataku paniki użyła na którymś z nas swojej siły.-obaj mężczyźni wzdrygli się.
____
Przepraszam, przepraszam rozdział nie najlepszy ale starałam się to dodać w terminie. Oczywiście na ostatnią chwilę.
Jest już coraz więcej Sasa powiem wam że strasznie opornie idzie mi pisanie z jego punktu widzenia.

Je hebt het einde van de gepubliceerde delen bereikt.

⏰ Laatst bijgewerkt: May 22, 2019 ⏰

Voeg dit verhaal toe aan je bibliotheek om op de hoogte gebracht te worden van nieuwe delen!

|Sasusaku| Każdy Kwiat Rozkwita.Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu