Rozdział 4: Monotonia życia w wiosce.

606 35 6
                                    

       Nie mogę uwierzyć, że Itachi zgodził się, na zakupy szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że będzie to dla mnie chwila wytchnienia i czas na przemyślenia, a niestety moja harmonia zostanie zaburzona obecnością Uchiha. Nie dość, że Uchiha to jeszcze brat tego dupka. Chcąc nie chcąc z przesadzonym entuzjazmem odpowiedziałam
-To świetnie, chodź.- zaraz po tym kierując się w stronę drzwi frontowych, jednak dobiegający zza mnie głos Itachiego nie dawał mi spokoju.
-Sakura może zrobimy listę zakupów?-zapytał, idąc tuż za mną. Na litość boską, jeszcze listy zakupów mu się zachciało.
-Jasne moglibyśmy, tylko najlepiej będzie kupić wszystko, w mojej lodówce świecą pustki. Mało kiedy jadam w domu. Nigdy nie mam czasu na zrobienie porządnych zakupów.-wyjaśniłam szybko, w tym czasie wkładając buty i nie czekając na odpowiedź Itachiego, otworzyłam drzwi z zamiarem wyjścia.
-Idziesz czy nie?- Zapytałam, odwracając się do karookiego.
-Ide.- Mruknął pod nosem, także zakładając obuwie.

Od godziny stałam w miejscu non stop zagadywana przez starsze panie, ilekroć chciałam zrobić krok w stronę kolejnego stoiska, pochodziła do mnie inna kobieta, zagadując lub mówiąc o swoich chorobach.
Teraz już wiem, czemu moja lodówka świeci pustkami, a ja nie mam na nie czasu, robienie zakupów w moim przypadku to prawdziwa udręka. Jako lekarka i uczennica V nie mogę przejść, ignorując mieszkańców. Muszę podziękować Itachiemu, tak naprawdę to on zrobił większość zakupów. Już dawno zauważyłam, że wielu facetów nie lubi chodzić na zakupy, jednak widocznie Itachi należał do wyjątków, bez żadnego sprzeciwu i marudzenia kupował potrzebne nam produkty, jedynie co jakiś czas mi je przynosząc i tak stałam w jednym miejscu, więc nie przeszkadzało mi to. Ukradkiem spostrzegłam, jak chłopak podchodzi do stoisk, wypytuje, ogląda, wybiera. To był pierwszy raz, gdy widziałam tak zaangażowanego mężczyznę w jakiekolwiek zakupy.
Stojąc już zirytowana od piętnastu minut, starałam się wyśledzić wzrokiem Itachiego, jednak Pani Shun skutecznie nie pozwalała od siebie odejść, natarczywie mnie zagadując. Szczerze? Chcąc już skończyć tę rozmowę, starałam się znaleźć pierwszą lepszą znajomą mi twarz, jednak jak na złość znikąd pomocy. W chwale boga na szczęście po chwili stoisko obok przystanął Itachi, spoglądając na mnie, chwile późnej usłyszałam jego lekko ochrypły głos.
-Sakura chodź, zobacz te pomidory, będą idealne na przecier.- zawołał mnie. Shannaro nareszcie. Pomyślałam uradowana, następnie zwracając się do kobiety, podziękowałam za rozmowę i uciekłam w stronę Itachiego
-Masz rację, mam nawet pomysł jak je wykorzystamy. Potrzebuje jeszcze suszoną żurawinę. - Powiedziałam, na tyle głośno by starsza kobieta nas usłyszała, a następnie prawie niesłyszalnie podziękowałam chłopakowi. Do domu wróciliśmy niedługo po tym zdarzeniu, zaraz po powrocie wypakowałam zakupy i zabrałam się za gotowanie.
-Przypominasz mi moją mamę, zawsze krzątała się po kuchni, nucąc jakieś piosenki.- Usłyszałam głos Itachiego, który od dłuższej chwili przyglądał się moim poczynaniom.
-Dziękuję, potraktuje to jako komplement.- Zachiotałam pod nosem sama nie wiedząc czemu, Itachi otaczał ludzi tak ciepłą aurą, zupełnie jak Naruto.
-Moja matka była wspaniałą kobietą.
Właściwie to znałaś moją matkę.-powiedział, a widząc moją zdziwioną minę, dodał.- Dawno temu nasi rodzice się przyjaźnili.
-Naprawdę?-Zapytałam niedowierzając jego słowom.
-Tak zaraz po twoich narodzinach rodzice zabrali mnie do ciebie, mówiąc, bym się tobą opiekował, bym nie pozwolił cię nikomu skrzywdzić. Byłem tobą zauroczony, miałaś duże zielone oczy, które z zaciekawieniem patrzyły na świat. Gdy podrosłaś, byłem zły, jako trzylatka ciągle bawiłaś się z moim głupiutkim braciszkiem,-Opowiadał, a ja słysząc wzmiance o Sasuke, lekko drgnęłam, szybko mu przerywając.
-Itachi, przepraszam, możemy wrócić do tego kiedy indziej?
-Zdenerwowałem cię?
-Nie ja ..
-Nie musisz nic mówić. -Odpowiedział, reszta dnia minęła nam w ciszy, po kolacji pozmywałam naczynia wyjaśniłam Itachiemu, gdzie jest jego tymczasowy pokój, a następnie udałam się do siebie dokończyć papierkową robotę ze szpitala. Przez dzisiejsze wydarzenia musiałam zabrać prace do domu, czego naprawdę nienawidzę. W domu muszę biegać, szukając papierów albo wcale nie mogę ich znaleźć i muszę robić z pamięci, w domu zostaje mi tylko moja wiedza kilka medycznych zwoi i ksiąg, a w gabinecie mam wszystko pod ręką. Jak się można było spodziewać, tej nocy nie zmrużyłam oka, musiałam wcześnie udać się na dyżur, więc z samego rana zostawiłam Itachiemu jedynie kartkę, że wrócę późno i żeby na mnie nie czekał.

|Sasusaku| Każdy Kwiat Rozkwita.Where stories live. Discover now