Rozdział 2: Lunch

920 39 11
                                    

      Prawdę powiedziawszy, nie miałam bladego pojęcia, dlaczego zgodziłam się spędzić najbliższe godziny w towarzystwie Itachiego, może to sentyment z przeszłości nakazał mi tak postąpić, a może to ostatki człowieczeństwa nie pozwoliły mi pozostawić bruneta w obliczu przerażonych mieszkańców Konohy. Nie mniej jednak miałam swoje obowiązki, musiałam wrócić do szpitala, uzupełnić karty pacjentów, dojrzeć chorych i wiele innych rzeczy. Gdy przekroczyliśmy progi budynku, między nami panowała idealna cisza, którą niestety przerwał brunet, zrównując ze mną kroku.

-Mówiłaś, że serum jest w fazie doświadczeń, dlaczego zdecydowałaś się go użyć?- Zapytał, głos miał spokojny, a jego sylwetka pozostawała niewzruszona, „Zupełnie jak brat"przeszło mi przez myśl.

-Starszyzna poprosiła mnie o pomoc, a ja nie mogłam odmówić.

-Więc wybrałaś mniejsze zło?- Chwile zastanawiałam się, zanim postanowiłam odpowiedzieć brunetowi. Mam wrażenie, że zaczynam doceniać ignorancje młodszego Uchihy, on nie zadawał tylu pytań, ba ON w ogóle nie zadawał pytań. Spojrzałam na Itachiego, jego wyraz twarzy mówił wszystko. Mężczyzna domagał się odpowiedzi. Z wyraźną nie chęcią złożyłam te parę słów w mniej lub bardziej logiczne zdanie.

-Można tak powiedzieć.- Odparłam, jego upór zaczynał być nie do zniesienia. Dobrze wiedziałam, że serum nie jest niebezpieczne, sama je przetestowałam, wkuwając substancję do własnego układu krwionośnego. Dlaczego on o to pytał, przecież jest shinobi, miał styczność z Sasorim, mógłby się domyślić i przestać zadawać te błahe pytania. Nie mam czasu zaprzątać sobie tym głowy.

-Co to oznacza?- Zapytał ponownie, czułam jak wzbiera się we mnie wściekłość. Sakura uspokój się, Itachi jest twoim pacjentem, jesteś Ordynatorem szpitala, uczennicą V Hokage, nie daj się ponieść emocjom. Shannaro! Westchnęłam, a gdy poczułam, że moje emocje opadły, odpowiedziałam. Postanowiłam dać mu wyczerpującą odpowiedź, tak by zaspokoić jego ciekawość raz na zawsze.

-Uchiha, słuchaj uważnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać dwa razy. Substancja nie jest groźna dla ludzkiego organizmu, aczkolwiek jej skutki mogą być odczuwalne przez kolejne dwie doby, każdy organizm jest inny, więc może inaczej reagować na toksyny wprowadzone do układu naczyniowego. Dlatego dobrze by było, gdybyś odwiedzał mnie dwa razy dziennie w podobnych odstępach czasu. Mogłabym spisać reakcje ciała na usuwanie toksyn i zapisać to w twojej karcie. Możliwe, że w przyszłości pewne składniki serum mogłyby być użyte w innej, szkodliwej substancji, a wtedy miałabym już jakieś podstawy. -zakończyłam mój krótki wywód, o dziwo sama byłam zaskoczona moim chłodnym tonem, nie przypominał nawet już bełkotu lekarskiego, raczej mogłabym go postawić na równi z tonem głosu Sasuke. Chłodny i bezwzględny. Przecinający nawet powietrze. Zamarłam, znowu o nim myślę. Nie! Sakura weź się w garść, miałaś nie wracać wspomnieniami do Sasuke Uchiha. Zmieniłaś się. On więcej nie zniszczy ci życia.

-Rozumiem.- Oświadczył, dopiero jego głos przywrócił mnie do rzeczywistości, musiałam naprawdę wysoko zadrzeć głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. W tym momencie to ja zapragnęłam zadać karookiemu pytanie.

-Itachi?- Niepewnie wypowiedziałam jego imię, on jedynie kiwnął głową, na znak bym kontynuowała. -Czy on wie?- widziałam jak jego mimika, zmienia się na zdziwioną, a brew unosi się pytająco. Pod presją jego spojrzenia poczułam ogarniający mnie wstyd.- Zapomnij, nie było pytania.- Nie zrozumiem moich wahań, raz jestem oziębła, a raz niepewna. Bycie kobieta to twardy kawał chleba do zgryzienia.

       Przez resztę drogi żadne z nas nie przerwało ciszy, nie wiem, dlaczego nie odpowiedziałem na pytanie. Przyznam, zdziwiło mnie trochę, jednak jej reakcja zaintrygowała mnie bardziej niż same słowa. Jej oczy zwęziły się do rozmiaru szpilki, a oddech stał się nierówny, zupełnie jakby bała się odpowiedzi. Ukradkiem spojrzałem na różowowłosą, szła pewnym krokiem przed siebie, bezustannie odpowiadając na powitania. Widać, że w wiosce była szanowaną kobietą, nikt nie przeszedł obok niej obojętnie, każdy zwracał się z szacunkiem, witali się i pytali o zdrowie. Zawsze odpowiadała tak samo, a na jej twarzy widniał perfidnie sztuczny uśmiech, którego nikt nie rozpoznawał. A może mieszkańcy się przyzwyczaili i nie przykuwają do tego uwagi? Zadałem pytanie sam siebie. Tak to na pewno to bo, gdy tylko ich wzrok wędrował na mnie, po chwili uciekali spojrzeniami na każdą inną strone niż moja osoba. Nawet udało mi się dosłyszeć kawałek rozmowy, gdzie grupa mężczyzn po czterdziestce gratulowała Haruno odwagi do "przetransportowania zdrajcy i zabójcy" po chwili temat zmienił się na jej sylwetkę. Przyznam, że na początku nie zwróciłem uwagi na jej ciało, ale jeśli się przyjrzeć to bez zająknięcia mogłem potwierdzić, że jest naprawdę piękną kobietą. Włosy w kolorze wiśni miała związane w dwie kitki, które luźno opadały na jej plecy, oczy miała duże koloru zgaszonej zieleni, nos lekko zadarty a usta pełne w kolorze malin, górna część jej garderoby składała się z zielonego bezrękawnika sięgającego do połowy ud oraz czerwonego topu, który posiadał rozcięcie po obu stronach, jego lekko rozsunięty zamek ukazywał kawałek dekoltu, jej dolna część garderoby składała się ze zwykłych czarnych leginsów a, na stopach miała czarne buty na lekko podwyższonym obcasie, dopiero teraz zauważyłem, że kobieta zdjęła swój kitel i przez całą drogę niosła go w dłoni. Nim się spostrzegłem, dotarliśmy do szpitala, w tym czasie połowa Konohy usłyszała wieści o moim przybyciu.

|Sasusaku| Każdy Kwiat Rozkwita.Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang