DWADZIEŚCIA PIĘĆ

873 30 8
                                    

Tym razem nikt nie wygra

Chcę Cię tylko odzyskać

Biegnę w Twoją stronę

Machając moją białą flagą

Moją białą flagą


Zadarłeś głowę ku górze i zamglonym wzrokiem omiotłeś otaczające cię twarze bliskich. Oczekiwałeś na jakikolwiek ruch, reakcje z ich strony. Twoja rodzicielka opadła obok mężczyzn spoczywających na kanapie. Z przerażeniem wpatrywałeś się w jej bladą twarz, z której odpłynęła krew. Jej tak bardzo podobne do twoich, prawie identyczne oczy zaszły się łzami, a nim wykonałeś mrugnięcie zanosiła się głośnym szlochem, mocząc łzami koszulkę Janka. Brat utkwił pusty wzrok w twojej sylwetce, kręcąc z niedowierzaniem głową. Zupełnie tak jakby próbował odrzucić od siebie wypowiedziane przez ciebie słowa. Natomiast ojciec beształ cię spojrzeniem pełnym gromów i po mimo, że milczał wiedziałeś, czułeś, że już niedługo eksploduje. Podszedłeś do nauczycielki i wtuliłeś się w jej plecy, szepcząc słabym głosem wprost do jej ucha:

-Przepraszam, mamo.

-Przepraszam?! Myślisz, że to wystarczy?! -warknął mężczyzna podnoszący się z sofy.-Jesteś rozwydrzonym bachorem! Gówniarzem! Miałeś siatkówkę, sukcesy, ale widocznie miałeś za wiele i się w tym pogubiłeś! Nie wierzę, po prostu nie wierzę! Twój brat miał mniej i jak widzisz wyrósł na odpowiedzialnego człowieka.-cedził przez zaciśnięte zęby wprost w twoim kierunku, patrząc ci prosto w oczy.

-Marek uspokój się.-złapała go za dłoń żona, patrząc na niego błagalnie.

-Tato, ale to był wypadek. Ja nie chciałem. Spanikowałem. Nie wiedziałem co robić. Do teraz nie wiedziałem nawet, że to Laurze to zrobiłem, że zabiłem jej chłopaka...-mówiłeś drżącym głosem, czując zbierające się w kącikach oczu łzy.

-Nie usprawiedliwiaj się.-rzucił ostro twój ojciec.- To nie zmienia faktu, że spieprzyłeś z miejsca wypadku! Nie zachowałeś się jak na mojego syna przystało! Nie pomogłeś im! W przeciwieństwie do Janka nie doceniłeś tego co dostałeś od losu, od nas! Spieprzyłeś sobie życie, Tomek!-jego słowa raniły cię jak pociski z karabinu maszynowego.

-Ale tato, to był szok...-odparłeś bezsilnie.

Sparaliżowany jego zachowaniem nie wiedziałeś jak się przed nim bronić. Nigdy nie miałeś jeszcze okazji widzieć go w takim stanie. Na szczęście nie musiałeś przygotowywać się na kolejny cios z jego strony wymierzony w postaci słów, a raczej obelg, bo zirytowany opuścił dom, trzaskając za sobą drzwiami. Skrzywiłeś się znacznie na hałas jaki rozniósł się po wnętrzu budynku. Skierowałeś głowę w stronę rodzicielki i popatrzyłeś na nią smutnymi oczami, błagając tym wzrokiem o jej przebaczenie. Nie chciałeś jej zadać bólu. Nigdy nie chciałeś tego zrobić. Byłeś z nią zbyt mocno zżyty. To przecież własnie jej zawdzięczałeś to gdzie jesteś teraz. To dzięki jej mobilizującym cię słowom, kiedy wracałeś podłamany po nieudanym treningu czy meczu powracałeś ze zdwojoną siłą, patrząc przeciwnikom prosto w oczy z niesamowitą pewnością siebie. To ona uświadomiła ci swoją wartość, to na ile cię stać, jeśli w pełni poświęcisz się ciężkiej pracy. To ona męczyła się niemiłosiernie, chcąc cię wydać na świat. To ona była zawsze, kiedy inni odchodzili. Kochałeś ją i nie potrafiłeś patrzeć na to jak cierpi. Krajało ci się serce.

-Mamo, proszę cię przestań.-wypowiedział łagodnym głosem 22-latek.-Oboje nie chcemy patrzeć na to jak cierpisz. Tomek to silny gość i z tego wyjdzie.-posłał tobie i jej pokrzepiający uśmiech.

Uwięziona II Tomek Fornal Where stories live. Discover now