Osiemnaście

947 30 10
                                    

Wypuściłeś piłkę ze smukłych palców, dostarczając ją do Łomacza, który zdecydował się wystawić ci na prawe skrzydło. Gdy żółto-błękitna Mikasa znalazła się w najwyższym pułapie wzbiłeś się kilka metrów nad parkietem i oparłeś ją o blok, kiwając subtelnie i obserwując jak opada ona w zielone pole. Twoją twarz rozjaśnił delikatny uśmiech, a twoje włosy zostały zmierzone przez kolegów z drużyny. Roześmiałeś się i powędrowałeś w kierunku linii dziewiątego metra. Nadal ciężko ci uwierzyć, że tutaj jesteś, że znajdujesz się w szeregach jednego z najlepszych zespołów na świecie, należysz do kadry narodowej, która przyprawia tysiące ludzi o palpitacje serca, że już niebawem być może wybiegniesz z orzełkiem na piersi, zapisując w kartach swojej biografii debiut w reprezentacji Polski. Mimo to nie byłeś w pełni szczęśliwy. Starałeś się jednak cieszyć i czerpać ile się da z obecnej chwili, tak jak nauczyłeś tego brunetkę. Po mimo tego, że do szczytu euforii brakowało ci tak niewiele, gdyż tylko i wyłącznie Grabowskiej, to szczyt tej piramidy wydawał ci się niezwykle odległy. Po raz pierwszy w życiu się poddałeś. Odpuściłeś i zbierałeś za to niesamowite baty ze strony przyjaciół. Masłowski kręcił z dezaprobatą głową, widząc w jakim jesteś stanie, a Kochanowski i Filip non stop wygłaszali ci mowy, abyś w końcu ruszył swój kościsty tyłek i zawalczył o względy niepełnosprawnej. Ty jednak nie dostrzegałeś sensu tego wszystkiego. To twoja matka stała za rozpadem twojego związku. To nie ty popełniłeś błąd. Jedyne co mogłeś zrobić to zapewnić Laurę o tym, że nigdy więcej nie wejdzie ona z butami w wasze wspólne życie, ale rana jaką zadała jej blondynka była zbyt głęboka. Dziewczyna nie umiała już żyć z tobą przy boku z myślą, że będzie musiała znosić twoją matkę po tym co wypowiedziała tego pamiętnego popołudnia. Westchnąłeś głośno, zagłębiając długie palce w ciemnych, gęstych włosach i drepcząc w kierunku wyjścia z sali. Miałeś dość tej pustki w sercu. Toczyłeś wieczną plątaninę myśli, nie mając pojęcia jak postąpić. Chciałeś coś zmienić. Zapobiec przemijaniu kolejnych dni i nocy na bezsensownym wpatrywaniu się w ścianę czy badaniu nierówności na suficie podczas odpoczynku między kolejnymi treningami czy siłownią,

Wtargnąłeś do wnętrza stołówki i po nałożeniu na tackę wybranego posiłku zasiadłeś przy jednym ze stolików, bawiąc się widelcem w talerzu. Dziwiłeś się, że Vital jeszcze nie zdecydował cię usunąć ze zgrupowania. Nie kryłeś się przecież z tym, że pochłaniałeś znikome ilości posiłków, a wylewałeś z siebie siódme poty, co mogło na dłuższą metę odbić się na twoim zdrowiu. Masłowski wypuścił powietrze ze świstem i uderzył dłonią z całej siły w stół, przywołując tym na siebie twój wzrok.


-Dość tego! Jedź do niej w tej chwili!-warknął wyraźnie podirytowany twoim stanem.


-Daj mi spokój.-mruknąłeś.-Wszystko jest w porządku.-upiłeś łyk herbaty w białym kubku.


-Nie nie jest w porządku i przestań wreszcie udawać.-dołączył się do rozmowy Kochanowski.


-Zaraz ocipieję! Nie mogę na ciebie patrzeć! Stałeś się jakimś wrakiem, wywłoką, a nie człowiekiem!-poddenerwowany libero gromił cię wściekłym wzrokiem błękitnych tęczówek.


-Zrozumcie w końcu, że nie jestem w stanie nic zrobić!-poderwałeś się z miejsca, prawie strącając talerz.- Przepraszałem ją, zapewniałem, ale nic z tego bo tutaj zawiniła moja matka! Czy to tak ciężko zrozumieć?!-twoje opanowanie poszło w zapomnienie, ustępując miejsca puszczeniu nerwów.


-I myślisz, że jak będziesz tak siedział jak kutas to ją odzyskasz?!-prychnął Mateusz, a jego słowa roznosiły się echem po wnętrzu stołówki.

Uwięziona II Tomek Fornal Where stories live. Discover now