30. Tylko ja na ciebie zasługuję.

2.5K 279 83
                                    

Caitlyn

- Ile razy mam ci powtarzać, że to nie mój samolot? - rzucam, przewracając oczami. - Przecież nawet nie wylatywałam z tego lotniska!

Rozumiem to, że Niall się o mnie martwi, pewnie przesiaduje sam w mieszkaniu i odchodzi od wszelkich zmysłów, ale cholera, powtarzanie tego samego pytania z jakieś dobre pięć razy i tysiące nieodebranych wiadomości to lekka przesada.

- Martwię się, Lyn! - wykrzykuje. - Daję ci już spokój, ale gdy załatwisz wszystko z Fosterem, to błagam cię, zadzwoń.

- Tak jest, panie kapitanie - kończę, po chwili się rozłączając. Mrużę delikatnie oczy, stając po chwili przez ogromnym ogrodzeniem białego domu w północnej części Los Angeles. Coś ściska mnie w środku i nie mam pojęcia czy to zwykła tęsknota, czy może uczucie, że za cholerę nie chcę tam iść.

Prawie nic się w tym miejscu nie zmieniło. Mimo zimnej, grudniowej pory, w ogrodzie nadal przeważa kolor zieleni, a przy kostkowanym chodniku, który prowadzi prosto pod wielkie, wejściowe drzwi, jak zwykle znajdują się moje ulubione białe róże, na których znajdują się aktualnie jedynie pojedyncze, drobne listki. Rozglądam się dookoła, dokładnie widząc, że zniknęły stąd już wszystkie ogrodowe krzesła, a taras jest o dziwo pusty.

Głośno wzdycham, przy czym czuję, jak moje serce przyspiesza tempa. Momentalnie przyciskam dzwonek i spuszczając swój wzrok, stukam jedną ze swoich nóg w podłoże.

To chore, że boję się wejść do budynku, który kiedyś uważałam za własny dom. Boję się zachowania Aidena i tego, co zrobi, gdy wyjawię mu całą prawdę. Potrafi być naprawdę nieprzewidywalny.

- Caitlyn? - Nagle dostrzegam, jak brązowe drzwi się otwierają, po czym spoglądając delikatnie w górę, patrzę na zdezorientowaną twarz mojego narzeczonego. - Co ty tutaj robisz?

- Przyleciałam, nie widać? - mamroczę, wchodząc momentalnie do środka. Ściągam z nóg niewygodne buty i odkładając swój ciemny płaszcz na wieszak, podążam w głąb mieszkania.

- W takim stroju? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zaliczyłaś już jakiś klub? I gdzie twoja walizka?

- Zbyt dużo pytań, Aiden - jęczę, łapiąc się po chwili za głowę. - Daj mi odpocząć, błagam.

- Wiedziałem, że do mnie wrócisz, kochanie - ciągnie w momencie, gdy zaciskam usta w prostą linię. Przyciąga mnie do siebie i mimo, iż tego nie chcę, przytulam go. - Byłabyś naprawdę głupia, gdybyś tego nie zrobiła.

- Musimy porozmawiać - rzucam, odpychając go od siebie. Czuję, jak jego słowa ranią mnie wewnętrznie, jednak powstrzymuję się od wypuszczenia z siebie jakiejkolwiek łzy. Staję przed nim i patrząc na jego rozkapryszoną buzię, czuję, jak ogarnia mnie przerażenie. - Nie potrafię tak dalej żyć, Aiden.

- O co ci chodzi? - pyta, podchodząc bliżej mojej osoby. Stoję jak wryta i zamykając na chwilkę oczy, odczuwam, jak dotyka swoją zimną dłonią mojego rozgrzanego policzka. - Kochanie, wytłumacz mi to.

Wzdrygam się, jednak po chwili ogarnia mnie wielki strach. Zaczynam się trząść, po czym ponownie od niego odskakuję. Z moich oczu wydobywa się prawdziwe morze łez, a kiedy je otwieram, dostrzegam przed sobą obcego człowieka. To nie jest Aiden, którego poznałam kilka lat temu.

Jego oczy przepełnione są nienawiścią, a zaciśnięta szczęka świadczy tylko o tym, że coś nie idzie po jego myśli. Natomiast lodowate dłonie w ogóle nie przypominają rąk Shawna, który na zawsze pozostanie w moim sercu. Jego dotyk jest wyjątkowy i cholera, nadal do mnie nie dochodzi, że więcej go nie doznam.

Boję się. Boję się chłopaka, który właśnie przede mną stoi i z którym miałam spędzić całe swoje życie.

- Posłuchaj mnie, proszę - szepczę, splatając ze sobą swoje dłonie. Delikatnie się pochylam, po czym opieram o nie swoją brodę. - Chcę to skończyć. Miałam zrobić to już dawno temu, bo się męczę, rozumiesz? Nie chcę, żeby cię to zabolało, jednak pewnie zaboli, ale nie kocham cię i błagam, nie odbierz tego źle.

Widzę, jak na jego twarzy pojawia się zdziwienie, jednak po chwili jego oczy strasznie się rozszerzają. Rozchyla usta i jak gdyby nigdy nic, próbuje się zaśmiać. Chyba nie jest tak źle, jak myślałam.

- Żartujesz sobie, prawda? Nie możesz mi tego zrobić, Caitlyn, nie możesz! - wykrzykuje, podnosząc do góry swoje dłonie. Zaczyna gestykulować, wprowadzając mnie przy okazji w jedno wielkie przerażenie. - Mieliśmy być zawsze razem i musi tak być, rozumiesz?

- Uspokój się, proszę!

Nagle czuję na swojej twarzy jego ogromną dłoń. Trzask i pieczenie skóry. Głośny ryk z jego strony i wielki ból. Spoliczkował mnie.

Do moich oczu ponownie napływają łzy, po czym wydając z siebie cichy syk, bezradnie na niego spoglądam.

- Po co to zrobiłeś? - łkam. - Zrozum, że nie chcę mieć w tobie wroga, a tak będzie lepiej i tobie, i mnie.

- Nigdy więcej tak nie mów - szepcze, zaczynając się nerwowo śmiać. - Pamiętaj, że jesteś tylko moja i nikomu cię nie oddam. Tylko ja na ciebie zasługuję, Caitlyn, nigdy nie będziesz tak bardzo szczęśliwa jak ze mną, zrozum to.

- Zostaw mnie! - krzyczę, wyrywając mu się. Uciekam na schody, ciągle za siebie spoglądając. Patrzę na niego kątem oka, a serce ma wyskoczyć mi przez gardło, przysięgam. - Jesteś chory, Aiden, nie dam ci dłużej rządzić moim życiem!

Biegnę po schodach na górę, gdzie zamykam się w jasnej sypialni. Przekręcam klucz w zamku i ściągając z ogromnej szafy niewielkich rozmiarów walizkę, pakuję do niej resztę swoich rzeczy, które leżą tutaj nieruszone od września.

Myliłam się co do Aidena. Jest gorszy, niż mi się wydawało i dopiero teraz utwierdza mnie to w przekonaniu, że Shawn miał na jego temat całkowitą rację. Tęsknię za nim i jego słowami, które zawsze próbowały wspierać mnie na duchu. Tęsknię za nim w całej okazałości.

Podczas lotu miałam dużo czasu na wszelkie przemyślenia i szczerze, nie mam pojęcia czy kiedykolwiek będę potrafiła mu to wybaczyć. Dla jednych to nic takiego, jednak ja przejmuję się każdą, durną błahostką. Mimo, iż kocham go nadal całym swoim sercem, wiem, że nigdy nie będziemy mieli okazji powtórzyć naszej miłości, a kiedy nie będziemy się spotykać i codziennie widywać, moje uczucia do niego z czasem ochłodną. Wtedy będzie już prościej. Wtedy będę umiała na nowo zacząć żyć.

Jedyne czego się boję to to, że nigdy o nim nie zapomnę. Że w przyszłości, kiedy być może będę miała męża i gromadkę dzieci, on nadal będzie w moim sercu, a miłość, którą go darzę, mimo iż nie powinnam, przetrwa najgorsze zło.

Wstaję z podłogi i prostując się, uchylam delikatnie drzwi. Biorę do ręki czarną walizkę, która wcale nie jest tak ciężka, jak mi się wydawało, po czym schodzę najciszej jak potrafię po schodach.

Nie chcę na niego trafić. Nie chcę, by mnie zobaczył i coś mi zrobił.

Nie, nie, nie.

Spoglądając po raz ostatni na dom, kręcę głową. Nie mam cholernego pojęcia, gdzie jest w tym momencie Foster, ale w ogóle mi to nie przeszkadza. Chcę zapomnieć. Nie chcę pamiętać o żadnym momencie tego toksycznego i chorego związku, który był jedną wielką fikcją.

Odwracając się na pięcie, zatrzaskuję za sobą wejściowe drzwi. Przekraczam furtkę ogrodzenia, po czym podążam do domu moich rodziców, który znajduje się naprawdę niedaleko.

Teraz zostaje przekazać im tylko moją decyzję i zacząć nowe życie w Nowym Jorku. Nowe, bez miłości oraz z czystą kartką.

***

nie lubię tego rozdziału :c

myślicie, że wszystko skończy się happy endem? do końca zostały jedynie dwa rozdziały ;c

przepraszam za błędy i mocno was kocham!  zostawiajcie coś po sobie!

buziaki, Jo x

Always | Shawn Mendes ✔Where stories live. Discover now