18. Nie ma mowy.

2.8K 267 120
                                    

2/3

upewnij się, że przeczytałeś/aś poprzedni rozdział!

Nucąc pod nosem lecącą wokoło piosenkę, przeglądam wiszące na wieszakach ubrania. Rozglądam się, szukając eleganckiej sukienki na kolejny bankiet i przeszukując dosłownie pół sklepu, nie potrafię nic znaleźć.

To chore, że od trochę ponad trzech miesięcy nie byłam na żadnych zakupach. Mieszkając w Los Angeles, uwielbiałam chodzić godzinami po różnych butikach i właściwie dlaczego nie robię tego również tutaj, za żadne skarby nie wiem. Może to po prostu przez brak czasu lub napięty grafik, którego przy boku Aidena nie miałam w ogóle.

Przeglądam mnóstwo półek i wieszaków, chadzając po sklepie już dobre pół godziny. Szczerze, tracę nadzieje na znalezienie czegokolwiek. Wszystko, co można tutaj kupić, jest albo nie w moim stylu, albo po prostu nie w moim rozmiarze. Jak zwykle.

Głośno wzdychając, przemieszczam się między wieloma ludźmi. Zrezygnowana, wychodzę na ogromny hol galerii, gdzie w jednej z kafejek kupuję sobie moje ulubione francuskie ciastko. Maszerując długim, a zarazem szerokim korytarzem, rozglądam się w poszukiwaniu jakiegokolwiek sklepiku, w którym mogą znajdować się sukienki na wieczór spędzony wśród współpracowników.

— Wie pani, gdzie jest mój wujek? — Nagle czuję, jak ktoś szarpie za moją nogę i spoglądając momentalnie w dół, widzę śmiejącego się od ucha do ucha małego chłopca. Jest idealnym odzwierciedleniem małego przystojniaka, wymuszając tym samym cichy chichot u mojej osoby. Pochylam się i przysiadając tuż obok niego, unoszę kąciki swoich ust ku górze.

— Jak masz na imię, kochanie?

— Jayden! Obiecałeś, że nie będziesz uciekał! - Słyszę natychmiastowo donośny męski głos i padający na podłogę cień wysokiego mężczyzny, który podąża w naszą stronę. — Bardzo panią przepraszam za niego - kończy, gdy podnoszę do góry wzrok. Moje oczy momentalnie się rozszerzają i rozchylając lekko usta, dostrzegam pojawiające się na twarzy bruneta zakłopotanie. — Gwendolyn? Co ty tutaj robisz?

Oszalałem na twoim punkcie. Oszalałem na twoim punkcie. Oszalałem na twoim punkcie.

Czuję, jak moje serce automatycznie przyspiesza, natomiast na policzki wkrada się czerwony rumieniec, który oblewa całą moją twarz. Zagryzam delikatnie wargę i prostując swoje ciało, zarzucam do tyłu włosy.

— Powiedz mi jedną rzecz — zaczynam, układając usta w wąską linię — czy ty naprawdę zawsze musisz być w tym samym miejscu, co ja?

Parska śmiechem, łapiąc za rączkę małego chłopca. Są niemalże identyczni — ten sam kolor włosów, brązowe oczy, rysy twarzy i przede wszystkim uśmiech, który strasznie mnie urzeka. Delikatnie unoszę kąciki ust ku górze i spoglądając na twarz Mendesa, zakładam ręce na piersi.

— Obiecałem mojemu chrześniakowi lody, wybacz — prycha. — Mój brat chciał wyjść dzisiaj ze swoją żoną do teatru, więc ktoś musiał się zająć tym małym szkrabem, nie? Jay, powiedz cioci Lyn, że z wujkiem jest najlepiej — kończy, biorąc małego bruneta na ręce.

— Naprawdę próbujesz mnie poderwać na tego słodziaka?

Podnosi do góry lewą brew, utrzymując na twarzy cwaniacki uśmieszek.

— To raczej on próbuje poderwać cię na mnie, ale powiedziałem mu już, że jesteś dla niego za stara — śmieje się, patrząc na mnie kątem oka. — Młody, masz ochotę na jakiś park zabaw, czy coś? — zwraca się do niego.

— Nie — mówi donośnym głosem chłopiec, kiedy wybucham śmiechem. Zatykam sobie dłonią usta i gdy widzę malujące się na twarzy Shawna zakłopotanie, chichoczę zdecydowanie głośniej, niż powinnam.

Always | Shawn Mendes ✔Where stories live. Discover now