rozdział 14

1K 96 5
                                    

Wciągając walizkę po schodach prowadzących do jej mieszkania, nieźle się zmęczyła. Wygrzebała z torebki mały kluczyk i otworzyła drzwi. Uśmiechnęła się, mogąc wreszcie być w tak dobrze znanym jej już miejscu. Odstawiła swój ciężki bagaż w kąt i rzuciła się na kanapę, pisząc Lenie, że jest już w Monachium. 
Dalej nie otrzymała żadnej odpowiedzi od Stephana, była to jedyna rzecz jaka ją martwiła przez całą podróż. Zastanawiała się nawet, czy nie powinna do niego zadzwonić, ale jednak strach przed tym, że Stephan znowu się zdenerwuje, powstrzymał ją przed tym. 

W międzyczasie dostawała wiadomości od Anže z którym zaczęła się naprawdę dobrze dogadywać. Wielokrotnie przepraszała go za to, co zrobił Stephan. Słoweniec twierdził jednak, że nie gniewa się na niego, bo widział w jakim był stanie. Tylko czasami skarżył się na wciąż bolący nos.  

Dziewczyna wykończona po podróży postanowiła wziąć orzeźwiający prysznic i przygotować się do przyjścia Leny, która nie mogła doczekać się, żeby usłyszeć o wszystkim, co się wydarzyło. Klara naturalnie relacjonowała jej wszystkie wydarzenia poprzez wiadomości. Dziewczyna chciała jednak usłyszeć wszystko jeszcze raz. Ponadto musiała wreszcie odebrać autograf dla Bastiana.

*

Stephan wracał do hotelu, zaczynało się już ściemniać. Był pewien, że wszyscy jego koledzy są już w drodze do domów. 

Po tym jak przeczytał wiadomość od Klary, nie miał ochoty na nic. Odizolował się od wszystkich i znalazł jakiś bar, kiedy zaczęło robić mu się zbyt zimno. Przesiedział tam kilka godzin, myśląc o wszystkim, co się wydarzyło. Był zły. Nienawidził siebie za to, co zrobił w ciągu ostatnich dni. Sprawiał przykrość wielu osobom, czego bardzo żałował. 

Chciał sięgnąć do kieszeni po telefon, żeby poinformować Andreasa, że dalej żyje, ale przypomniało mu się, że jego telefon prawdopodobnie dalej leży na podłodze w ich pokoju. Przyspieszył kroku, mając już dość uciążliwego mrozu. W pewnym momencie zaczął nawet truchtać, żeby się ogrzać. 
Po kilku minutach znalazł się pod hotelem.

Nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy zbliżył się do pokoju 717. Na walizkach przed drzwiami siedział Andreas, przeglądając coś w telefonie. Nie zauważył go do momentu, kiedy Stephan znalazł przed nim. 

- Wreszcie. - Powiedział i wstał z walizek, chowając telefon do kieszeni. - Jesteś taki nieodpowiedzialny, wychodzisz z pokoju bez żadnego słowa, zachowujesz się jak... - Nie dokończył, bo Stephan zadał mu pytanie.

- Czemu nie wróciłeś jeszcze do domu?

- Czemu nie wróciłem do domu?! No nie wiem, w przeciwieństwie do ciebie staram się być dobrym przyjacielem. Wiem, że ty byś mnie tu zostawił, nawet się nie wypieraj Stephan. Każdy się o ciebie martwi, a ty nikogo nie doceniasz. Może otworzyłbyś wreszcie oczy i przestał myśleć tylko o sobie, o tym co ty czujesz? Znoszę to już tyle lat, ale w ostatnim czasie przesadzasz. Zdecydowanie przesadzasz, Steph. - Zatrzymał się na chwilę, żeby uspokoić oddech. - Wiem, że jesteś naprawdę wartościowym człowiekiem, ale cholera, ogarnij się, bo niedługo stracisz wszystkich... - Po tych słowach stali przez chwilę, po prostu się na siebie patrząc. Po policzkach Stephana spłynęło kilka łez. Czuł się przez te słowa jeszcze gorzej, ale zdawał sobie sprawę, że sam na to zapracował. 

Andreas zrobił krok w jego stronę i go przytulił. Był na niego wściekły, ale chciał być dla niego wsparciem. Wiedział przez ile rzeczy w ciągu życia musiał przejść Stephan, rzeczy o których mówił tylko jemu. Był on najbliższą osobą dla Stephana i chciał, żeby jego problemy wreszcie dobiegły końca.

Miał ogromną nadzieję, że pojawienie się Klary w jego życiu, da mu trochę szczęścia. Teraz jednak coraz bardziej w to wątpił. 

Trwali w uścisku przez dobrą minutę, w końcu Stephan odsunął się, wycierając w rękaw bluzy mokre policzki. Wiedział, że musi wyglądać żałośnie. 

- Możemy już wracać do domu? - Zapytał Andreas.

- Możemy? Wracasz ze mną? 

- Chyba śnisz, że zostawię cię samego w takim stanie. - Powiedział blondyn i uśmiechnął się delikatnie. Z początku miał w planach powrót do własnego domu, ale nie sądził, że tak wszystko się potoczy. 
Wzięli więc wreszcie wszystkie rzeczy i skierowali się do samochodu Stephana. Andreas nie pozwolił mu wsiąść za kierownicę, twierdząc, że w takim stanie nie da mu prowadzić. Sam usiadł więc za kierownicą i po kilku minutach znaleźli się już poza Willingen. 

Do domu Stephana dotarli chwilę po północy. Obaj byli wykończeni i zaśnięcie nie zajęło im dużo czasu. 

Następnego dnia Andreas wstał jak zawsze szybciej, żeby pójść pobiegać. Nie budził przyjaciela, bo wątpił, żeby chciał do niego dołączyć. Wyszedł z domu i nie przebiegł nawet stu metrów, kiedy zadzwonił jego telefon. 

Klara.

Zatrzymał się i natychmiast odebrał.

- Cześć...mam nadzieję, że cię nie obudziłam... - Powiedziała zmęczonym głosem. 

- Cześć, Klara! Właśnie szedłem pobiegać. - Po drugiej stronie telefonu nastąpiła zbyt długa cisza. - Uhm, dlaczego dzwonisz?

- Nie wiem...Po prostu chcę wiedzieć, czy Stephan jest bardzo na mnie zły? Do tej pory mi nie odpisał. 

- Nie, nie jest zły. Z pewnością nie. On po prostu...Oh, Klara, po prostu mu na tobie zależy i pewnie boli go to, że zostawia go kolejna ważna osoba. 

- Kolejna? - Zapytała niepewnie.

- To...To naprawdę nie jest moja sprawa i nie powinienem o tym mówić. Klara, przepraszam, że to powiem, ale strasznie namieszałaś. - Czekał na odpowiedź, ale nie usłyszał nic. Dziewczyna rozłączyła się. Nie była zła o to, co powiedział. Wiedziała po prostu, że ma rację.
Gdyby nie pojawiła się w życiu Stephana, nic by się nie stało i żyliby teraz tak, jak wcześniej. Bez żadnych problemów. Przynajmniej Klara. 

When we were young [Stephan Leyhe]Where stories live. Discover now