22.

37 1 0
                                    

Wchodząc do budynku szkoły nadal czułam zapach tej cholernej farby. W dodatku na polu nie jest zbyt ciepło i sucho. Całą noc lało jak cholera. Od Gregora wróciliśmy gdzieś po północy. Ja poszłam spać od razu, ale mój sen nie trwał zbyt długo. Znów mi się śnił wypadek. Miałam dwa tygodnie spokoju od tego koszmaru, ale on wrócił. Ludzie dookoła się uśmiechają do siebie, rozmawiają, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Myślałam, że wszystko już idzie ku dobremu, ale jak zawsze ten jebany sen wraca jak bumerang. Podchodzę do swojej szafki i ją otwieram. Do plecaka biorę podręcznik z matematyki i angielskiego i parę zeszytów. Sprawdzam telefon i widzę, że mam wiadomość od Jess. Piszę, ze jej dzisiaj nie będzie. No super. Ta się pewnie nie wyspała. No nic przeżyję. Ruszam korytarzem przed siebie w stronę sali 21 gdzie ma być przedmiot stworzony przez samego szatana zwany matematyką. Ehhh.... Czemu tyle ludzi tutaj jest? Jest tak ciasno, że ja pierdzielę. Od wczoraj nie widziałam Gregora. Nawet nie wiem, czy jesteśmy parą, bo żadne z nas tego nie potwierdza gdy ludzie pytają, ani nie zaprzeczamy. Chciałabym wiedzieć, czy tak, czy nie. 

- Cześć Auri. - chwilę przed dzwonkiem zatrzymuję mnie Phoebe z tym swoim uśmiechem wielkości banana.

- Hej? - odpowiadam i dziwi mnie, że ona ma na tyle odwagi się do mnie odezwać.

- Musimy pogadać. - to zdanie wprawia mnie w osłupienie. 

- Ja z tobą? O chuj ci chodzi? - pytam lekko wkurzona, bo wiem, że za jakieś pięć minut zadzwoni ten cholerny dzwonek.

- Odpuść go sobie. -wypowiada te trzy słowa nadal się do mnie szczerząc. 

- Co!?

- To co słyszałaś. Gregor jest idealny dla Cecil, a nie dla takiej dziwki jak ty. Co ty chcesz mu zaoferować? Małe cycki? Włosy, które objętością przypominają wełnę? A może swoją piękną przeszłość? Co? Dobrze, że twoja mama nie musi patrzeć na to jak się pogrążasz. - w tej właśnie jebanej chwili rozejrzałam się po korytarzu. Wszyscy dookoła stali w ciszy, a my stałyśmy w środku tego cyrku. Phoebe stoi z skrzyżowanymi rękami. Podnoszę wzrok na nią i widzę, że na moje spojrzenie uśmiech zaczyna schodzić z twarzy. 

 Nie odpowiadam nic. Na słowa o mamie moje serce zamarło. Czułam łzy pod powiekami. Co jest z mną źle? Co ja mam zrobić, żeby się przypasować? Omijam ją i wchodzę do klasy. W środku są jedynie dwie osoby. Zajmuję ostatnią ławkę. Dzwonek ogłasza w tym momencie początek zajęć. Mija dziesięć minut i w pomieszczeniu pojawia się Pan Egerton. 

- Trzy osoby? Świetnie! - widać niezadowolenie na jego twarzy. Sama nie mam zielonego pojęcia dlaczego jest nas tylko tyle. Nauczyciel zabiera nas do biblioteki i zostawia nas tam samych. Siadam pomiędzy regałami z fantastyką i wyciągam telefon. Mam dwie wiadomości. Pierwsza jest znowu od Jess, w której prosi, żebym zadzwoniła jak skończę tą lekcję. Druga jest od Gregora.

Od: Gregor  ♥  

Widziałem całe zajście na korytarzu. Nie przejmuj się tym. Załatwię to. 

Nie mam sił mu nawet odpisać. Łzy zaczynają spływać po moich policzkach. Ledwo się trzymam, a jedyne co mam w głowie to jej słowa "Dobrze, że twoja mama nie musi patrzeć na to jak się pogrążasz." Przypominam sobie mamę i jej wielki uśmiech chwilę przed wypadkiem. Ściągam bransoletkę od niej i zaczynam się nią bawić. Szare kamyczki, które lekko błyszczą na srebrno przypominają mi o niej w takich momentach. Gdyby ona tu teraz była wiedziałaby co mam zrobić. Ona nie pozwalała sobą pomiatać. Wytarłam twarz z łez i wyciągnęłam z plecaka kosmetyki i lusterko, aby poprawić makijaż. Na szczęście nie było tragedii. Wstałam i chwyciłam pierwszą lepszą książkę z półki. Usiadłam przy stoliku, ale długo lekturą się nie nacieszyłam, bo do biblioteki wrócił Pan Egerton.

Dobranoc Auroro.Where stories live. Discover now