11.

34 2 0
                                    

Reszta dnia minęła spokojnie. Chociaż dziwnie się czułam, że gdzieś wśród nas chodzi ktoś kto piszę ten blog. To może być każdy. Wychodząc ze szkoły kieruję się w stronę autobusu, który czeka na wyznaczonym miejscu. Za nim do niego wsiądę żegnam się z Jess, która dziś przyjechała z Ethanem. 

- Napiszę później. - mówię wsiadając do pojazdu. Przyjaciółka kiwnęła jedynie głową i pomachała. Chwilę później wyjechaliśmy na główną drogę. Robert siedział dziś z jakimś znajomym z klasy. Rzadko miałam okazję z nim rozmawiać poza domem. Czasami wydawało mi się jakby mnie odtrącał. Dziwnie się wtedy czułam. Od śmierci mamy nasze kontakty się zmieniły. Robert w przeciągu paru miesięcy od jej pogrzebu zaczął mocniej zajmować się sportem, ciągle nie było go w domu. Wolny czas spędzał na boisku do piłki nożnej. Ja zajęłam się czytaniem i całe dnie nie wychodziłam z własnego pokoju. Oboje zamknęliśmy się na świat i siebie samych. Kiedyś należeliśmy do najbardziej rozgadanych dzieciaków w okolicy. Wszystko się zmieniło cztery lata temu. Nawet kontakt z tatą był inny. Nie wychodził z własnej firmy do późnego wieczoru. Każdemu było ciężko. W podobnym czasie zaczęli się również kłócić rodzice Ethana i Jess. Mama naszych przyjaciół była wtedy w trzeciej ciąży z Casperem. Od tego się zaczęło. Ich ojciec uważał, że jego żona musiała się puścić. Nienawidził Caspera. Za wszystko go obwiniał. Mały w dodatku urodził się chory. Nie widział na prawe oczko. Reszta rodziny go pokochała. Jasnym było, że to dziecko państwa Isabell i Thomasa, rodziców mojej przyjaciółki. Mały był podobny do ojca. Lecz Pan Thomas nie chciał w to uwierzyć. Zaczęły się kłótnie, rzucanie szkłem, a nawet do rękoczyny. Ethan z Jess bronili w zaparte matki co jeszcze bardziej denerwowało ich ojca. Wpadał w furię za każdym razem. Ich rodzina powoli się rozpadała. Jakieś dwa lata temu zaczęło szwankować również w rodzinie Harrego. I chociaż za nim nie przepadam to współczułam mu jakiś czas. Jego rodzice wzięli rozwód, bo jego tata zachorował na Parkinsona w dość młodym wieku. Ich mama nie chciała wieść życia u boku męża, który za niedługo może wylądować na wózku i odeszła. 

Te myśli tak zajęły moją głowę, że nawet nie zauważyłam, że już prawie dojeżdżam do mojego przystanku. Powoli wstaję z swojego siedzenia i zmierzam do wyjścia. Już prawie jestem gdy autobus mocno hamuje. Ląduje w przejściu i uderzam mocno głową o podłogę. Podnosząc się z ziemi limit mojego gniewu na dziś został przekroczony. Kierowca to jakiś niedojebany debil? Oglądam się za siebie i widzę, że Robert też się przewrócił. Rozglądam się po siedzących. O dziwo się ze mnie nie śmieją. Raczej są przerażeni. Odwracają wzrok gdy na któregoś spojrzę.

- Chodź. Wychodzimy. - Robert chwyta mnie za ramiona. Jego dotyk mnie uspokoił. Wysiedliśmy z tego przeklętego  mechanizmu. Z wkurwieniem na twarzy ruszyłam w stronę domu. Robert ledwo dotrzymywał mi kroku. 

- Wszystko w porządku? - zapytał.

- Tak.

Chwilę później już wbiegałam po schodach do pokoju. Zamknęłam się w nim i rzuciłam na łóżko. Nawet nie wiem kiedy sen objął mnie w swoje ramiona.

*** 

JESS POV:

Wchodząc do domu czułam dziwne napięcie. Mama była w kuchni i kończyła obiad. Dziadek siedział w salonie i oglądał wiadomości. Młody bawił się na wykładzinie klockami.  Ethan do niego dołączył. Ja szybko odłożyłam rzeczy do swojego pokoju i pomogłam mamie.

- Jak było dziś w szkole? - zapytała, a ja sobie przypomniałam o całej przerwie obiadowej. 

- Tak jak zwykle. - raczej nie opowiem własnej rodzicielce o całym zajściu z nauczycielem, bo już nigdzie mnie nie wypuści.

Dobranoc Auroro.Where stories live. Discover now