21.

19 0 0
                                    

ETHAN POV:

Poddaję się. Co z mną jest nie tak? 

Spoglądam na śmiejących się ludzi przy tym cholernym stoliku. Jess dławi się prawie tym naleśnikiem, Robert ma ten swój krzywy uśmieszek, a Gregor z Auri wtuleni w siebie śmieją z jakiegoś żartu, który opowiedział nam Ian. Jedynie ja udaję, że mnie to bawi? Od niedzieli nie mam humoru. Patrzę na Megan, która siedzi trochę dalej od mnie. Kiedyś zrobiłbym dla niej wszystko. Była moim oczkiem w głowie. Teraz? Mam ją za zwykłą szmatę. 

- Ej, Ethan. - znów wracam do rzeczywistości, do której wciąga mnie Gregor.

- Co jest? - pytam i spoglądam na kumpla.

- Mecz jest piątek, zabierasz się z mną? - kiwam głową jedynie. - Okej. Wbijacie dzisiaj do mnie na piwo? 

- Po treningu. - Robert jak zawsze jest poważny. Zerkam na Gregora i Auri. Zakochani. Jestem ciekawy jak ona zareaguje na wieść, że za kilka miesięcy nasza trójka wyrusza do wojska. Gregor na pilota, Robert do Marines, a ja do zwykłej służby. Na pewno dla niej i Jess będzie to ciężkie. Nawet nie słucham o czym wszyscy rozmawiają. 

Susanne. Nie wiem o niej nic. Jak ma na nazwisko, gdzie chodzi do szkoły, gdzie mieszka. Nic. Zero. I dlaczego nie chciała się spotkać? 

Nie ogarniam kobiet. 

***

JESS POV:

Nie wiem czemu zgodziłam się siedzieć z tą wariatką na ich treningu. Naprawdę nie mam zielonego pojęcia. Ona i tak wgapia się tylko w Gregora, a ja co? Na Ethana nie, bo to mój brat, na Roberta nie mogę, bo chociaż nie brzydki, to Auri wydrapie mi nogi. Reszta drużyny to może i nawet nie są źli, ale nie w moim typie. 

- Idę do łazienki. - mówię do przyjaciółki, ale ta siedzi jak zaczarowana i nawet Lucyfer gdyby próbował nad nią przejąć kontrolę i przypadkiem zasłonił jej widok na Gregora to ona zrobiłaby mu gorsze mordobicie niż Jezus. 

Idę w stronę toalet, które są przy szatniach pod trybunami. Wchodzę do niedużego budynku i wchodzę do środka łazienki. Robię to po co tu przyszłam i wychodzę z kabiny. W tym momencie ktoś chwyta mnie za szyję i przyciska do ściany. 

- A teraz przyszłaś sobie piłkarzyków oglądać z swoją przyjaciółeczką? - chociaż twarz ma przykrytą kapturem to wiem, że jest to Dorian. 

- Co ty robisz kurwa!? Jestem tu z Auri, bo ona czeka na swojego chłopaka, a ja na brata. - tłumaczę się, a on poluźnia uścisk. Ja nie należę jednak do milusich i uderzam go kolanem w kroczę. Dorian skula się i puszcze mnie. Popycham go do tyłu i chwytam za włosy. 

- Myślisz, że możesz z mną tak robić chuju? Miał być tylko seks, a ktoś tu jest zazdrosny. - wypowiadam te słowa z uśmiechem suki. Jestem na niego wściekła. 

- Tak jestem. 

- To na razie też sobie nie poruchasz. Nara. - wychodzę i wracam do Aurory. Postanawiam na razie nic jej nie mówić. Ma wystarczająco zmartwień na głowie. Spoglądam na nią. Jej wzrok jest wlepiony w Gregora. Ehhh... Jak ja bym chciała taki normalny związek. Dorian odwala jakieś jebane szopki zazdrości. W sumie to trochę mnie to podnieca, że się tak zachowuje. Może trochę mu na mnie zależy. Ja do niego chyba nic nie czuję oprócz pociągu seksualnego. Trener drużyny odgwizduje koniec treningu i każdy z chłopaków zaczyna kierować się do szatni. Gregor podbiega do Auri i zaczyna wypytywać jak mu idzie.

- Na meczu w piątek będziesz nie do przebicia. - mówi i daje mu całusa w czoło. Fuuujj, w takie spocone? Nie ogarniam zakochanych. On się uśmiecha i biegnie do szatni gdzie cała drużyna już jest. 

- Jedziesz z nami do Gregora? - Auri odwraca się bardziej w moją stronę.

- OO! Ty mówisz!? 

- Bardzo śmieszne. Jesteś zła?

- O to, że w końcu chodzisz z tym debilem? Nie, nie jestem. O to, że się ślinicie do siebie jak szczeniaki? To już tak.

- No przepraszam.

- Wybaczam. I tak, jadę z wami. 

- To bosko. - jej uśmiechem jest niesamowicie prawdziwy. Ciekawe jak ona to robi? 

***

Jakieś czterdzieści minut później wszyscy siedzimy w domu u Gregora. Chłopak mieszka na obrzeżach miasta, a jego dom należy do tych dosyć przytulnych. Chyba jako jedyny z naszej paczki ma obojga rodziców, którzy się nie kłócą, nie są po rozwodzie, albo jedno nie żyje. Jego mama zaparza mi i Auri herbatę, chłopcy już dawno rozwalili się w salonie i grają w tą głupią fifę. 

- Co tam u was dziewczynki? - Elizabeth, a przyszła teściowa Auri siada razem z nami przy kuchennym stole z wielkim uśmiechem na ustach. Pod jej oczami widać worki co oznacza, że była na nocnej zmianie w szpitalu.

- Cóż trzeba jakoś żyć. - odpowiadam i również się uśmiecham. - A u pani?

- Ehh... życie pielęgniarki też do najłatwiejszych nie należy. Aurorko może przyjdziesz do nas na sobotni obiad? - pytanie jego mamy zaskakuje nas obie. Auri robi oczy wielkości talerzy z niedowierzania i ja robię to samo co ona. - Oh no proszę Cię. Nie jestem ślepa. Może stara, ale na pewno nie ślepa. Przecież widzę co się dzieje i bardzo się z tego cieszę, że mój syn w końcu wziął sprawy w swoje ręce.

- Ja.... Zaskoczyła mnie Pani... - Aurora chyba sama nie do końca jest pewna co się dzieje. 

- Żadna Pani. Do ciebie też mówię. - wskazuje na mnie palcem. - Jestem Eli. - jak ta kobieta potrafi tak zarażać uśmiechem.

- Mamo serio? - o framugę drzwi opiera się Gregor, który musiał od dłuższej chwili przysłuchiwać się naszej rozmowie. 

-No co? Ty byś jej nigdy nie zaprosił. - chłopak podchodzi do Auri i kładzie swoje dłonie na jej ramionach. Porzygam się od tej ich czułości.

- Przyjdę. - Auri mówi z uśmiechem, a ja wywracam oczami. 

***

ETHAN POV:

Wygrałem mecz z Gregorem! Jeest! 

- Tak to się robi! - zbijam z nim w piątkę.

- No masz. Raz. 

- Pffff. - oddajemy pady Robertowi i młodszemu bratu Gregora, Lucasowi.

- Macie, wasza kolej. - chłopaki zaczynają mecz. Czuję, że dostałem smsa. Wyciągam telefon z kieszeni spodni i otwieram skrzynkę. Jeden jest od mamy, żebyśmy wrócili na noc, bo jutro szkoła, a drugi jest od Megan.

 Od: Megan.

Spotkamy się jutro?

Do: Megan.

Nie.

Wiem czego ona chce. Zawsze do mnie pisze i liczy na numerek. Mam jej dość. Niech sobie idzie do tamtego. Blokuje telefon i oglądam jak chłopaki zmagają się w meczu. 



Dobranoc Auroro.Where stories live. Discover now