25.

202 15 2
                                    

Diana

Powrót do Paryża był czymś czego wyczekiwałam od dawna. Szczególnie, że teraz Steve był przy mnie. Pomimo tego, że wciąż był nieprzytomny liczyło się dla mnie to, że żyje. Nie wiem jak, ale znajdę sposób na to, aby się obudził. Lekarze kazali dać mu czas, więc to też zamierzałam zrobić. Cieszyłam się, że w końcu zaznamy spokoju.

Sameer, Wódz i Charlie wrócili do Orleanu. Chris, Chloe, Will, Lily, Jamie i Mia postanowili zostać razem z nimi. Ja jednak zabrałam Steve' a do Paryża. Nie wiem czy tego by chciał, ale mam nadzieję, że tak. To jest mój dom, a więc i jego. Chciałam nad nim czuwać. Mieć pewność, że wszystko w porządku. Udostępniłam mu swoje łóżko. Kupiłam kilka par ubrań. Każdego dnia go przebierałam. Spałam tuż obok. Co wieczór przyglądałam się mu uważnie. Modliłam się do Zeusa, żeby oddał mi go z powrotem. Prosiłam wszystkich bogów.

Po dwóch tygodniach postanowiłam wrócić do pracy. Udałam się do biura gdzie o dziwo zastałam Filipa. Gdy mnie ujrzał, był zły, szczęśliwy, zdziwiony i nie wiem co jeszcze. Miał mętlik w głowie. I absolutnie mu się nie dziwiłam. Zniknęłam bez słowa na ponad miesiąc. Założę się, że miał w głowie ten najgorszy scenariusz. Każdy by go miał.

— Bałem się, że nie wrócisz. — powiedział z niesamowitą ulgą i przytulił mnie mocno. Sztywno, ale odwzajemniłam uścisk.

— Nie mogłabym zostawić świata bez opieki. — wyznałam z lekkim uśmiechem i odsunęłam się od niego. Usiadłam na swoim fotelu.

— A więc nie wyjawisz mi, gdzie się podziewałaś przez ten cały czas? — spytał brunet zakładając ręce na klatkę piersiową, a ja westchnęłam.

— Załatwiałam pewne sprawy. — powiedziałam, a on kiwnął głową rozumiejąc, że nie chcę o tym zbytnio opowiadać.

— Cieszę się, że już jesteś. — szepnął z powagą, a ja kiwnęłam głową.

— Ja też. — odparłam rozglądając się po gabinecie. Tęskniłam za tym miejscem. — Jeszcze jedno. Dzisiaj przyszłam do biura, ale w najbliższym czasie chciałabym pozostać w domu. W razie czego możesz dzwonić, ale nie mogę tu narazie zostać. — powiedziałam po chwili namysłu, a on kiwnął głową.

— Co tylko zechcesz. — szepnął i po chwili ciszy wyszedł z pomieszczenia. Po kilkunastu minutach wstałam z krzesła i wyszłam z budynku. Wsiadłam do swojego auta i wróciłam do domu. Od razu udałam się do sypialni. Steve leżał w tej samej pozycji w której go zostawiłam.

— Jak Ci minął dzień? — spytałam cicho podchodząc do bruneta. Pocałowałam go w czoło i obeszłam łóżko. Położyłam się obok niego. Przytuliłam się do jego piersi i wysłuchałam w jego bicie serca. Jakby coś się zmieniło. Rytm. Nie był taki równomierny. I trochę szybszy.

— Czy my umarliśmy? — usłyszałam cichy głos, a wtedy szybko się podniosłam. Spojrzałam na mężczyznę. Miał uchylone oczy. Nie mogłam uwierzyć, że się obudził. Po tak długim czasie.

— O boże! Steve. — powiedziałam ze łzami w oczach i podniosłam się do pozycji siedzącej. Położyłam dłonie na policzkach mężczyzny i przyciągnęłam go do siebie. Jego usta były dość suche, ale nie przeszkadzało mi to. Nic mi nie przeszkadzało. — Żyjemy. — szepnęłam po odsunięciu.

— A więc zabiłaś tą wiedźmę i w dodatku udało Ci się uratować mnie. — powiedział mężczyzna patrząc mi w oczy.

— Sama nie mogę w to uwierzyć. — powiedziałam zgodnie z prawdą i położyłam dłoń na jego klatce piersiowej.

— Mówiłem Ci, że się uda. Jesteś wyjątkowa. To ty kazałaś mi wrócić. Jestem tu dzięki tobie. — szepnął patrząc mi głęboko w oczy. Zrobiłam to samo. Nie byłam pewna o czym mówi, ale to nie miało znaczenia.

Wonder Woman {ciąg dalszy} Where stories live. Discover now