12.

190 16 2
                                    

***
Steve

W oddali widziałem ląd. Brytyjski port nad kanałem La Manche. Jedyne miasto wolne od ludzi z agencji. Dover. Tutaj jeszcze nie dotarli. I mam nadzieję, że nie dotrą. Spojrzałem na Diane, które spała otulona w swój czarny płaszcz. Nie wiem czy była zdolna do walki. Niedawno oberwała. Może powinniśmy się gdzieś zatrzymać. Dać jej czas na odzyskanie sił.

Nagle ciemno włosa się obudziła. Podniosła się na równe nogi.

- Jesteśmy blisko? - spytała patrząc w tą samą stronę co ja. Pokazałem ręką na dość oddalony brzeg.

- Jeszcze kilkanaście minut. - oszacowałem a ona poprawiła włosy. Zaczęła zakładać swój diadem.

- Tam jest agencja, tak? - spytała sięgając również po miecz.

- Agencja jest w mieście Deal. Gdzie już w Walmer będziemy musieli zmierzyć się z ich żołnierzami. Teraz płyniemy do Dover. - powiedziałem dając jej do zrozumienia, że jeszcze nie będzie walczyła.

- Dlaczego tam? - spytała jakby z lekką złością.

- To jest jedyne miejsce wolne od tych ludzi. Tam będziemy bezpieczni. A powinniśmy poczekać aż twoje rany się choć odrobinę zregenrują. - wyznałem, a ona uniosła jedną brew i zaczęła odwijać bandaże. Wtedy ujrzałem zupełnie gładką i zdrową skórę. Żadnej dziury po kuli. Ani znaku.

- Coś mówiłeś? - spytała, a ja uchyliłem usta ze zdumieniem. Czego jeszcze nie wiem? Co jeszcze mi pokaże?

- Punkt dla ciebie, ale i tak musimy tutaj zacumować. - powiedziałem a ona westchnęła bezradnie. W końcu reszta również się obudziła. I wtedy właśnie dopłynęliśmy do brzegu. Wyszliśmy na pomost, a ja przywiązałem łódź do portu. Zaczęliśmy iść przed siebie. Dover to piękne miasto, z dosyć silną ochroną mimo, że większość terenu zajmują lasy i pola. Ale to tylko kwestia czasu zanim wszyscy zostaną wystrzelani, no chyba że Dianie faktycznie uda się coś wskórać. Inaczej przejmą zamek, port, wszystko. I kolejna część Wielkiej Brytanii będzie ich.

- No dobrze, czyli którędy musimy iść? - spytała Diana rozglądając się wokół. Wskazałem ręką na wielki klif ciągnący się po całym wybrzeżu aż do miasteczka Walmer, ale tam już będziemy musieli przedostać się siłą. Nie przejdziemy przez nie bez walki.

- Na samym końcu będą bramy do Walmer. Tam spotkamy się ze strażnikami. Rozpoznają mnie, a to oznacza że nie uda nam się przejść po dobroci. Nie będą się nawet zastanawiać. Będą chciali mnie zabić. I was również. - wyznałem czując się nieco winny temu wszystkiemu.

- No to będziemy walczyć. - powiedziała Diana bez namysłu. Uśmiechnąłem się lekko, jednak uważając, żeby nikt tego nie zauważył. Droga trwała kilkadziesiąt minut. W końcu weszliśmy do lasu. Na jego końcu się zatrzymaliśmy. Stąd już mieliśmy widok na bramę i kilku strażników.

- Sameer podaj mi ładunek. - powiedziałem zastanawiając się przez chwilę. Spojrzałem na Dianę. - Widzimy się po drugiej stronie. - stwierdziłem a ona kiwnęła głową i zrzuciła płaszcz, a plecak położyła obok drzewa.

Podszedłem jeszcze bliżej i się zamachnąłem, gdy tylko pocisk uderzył o bramę wybuchł dając nam możliwość przejścia. Nabrałem powietrza do ust po czym zacząłem biec przed siebie. Zaczęła się prawdziwa rzeź. Strzelali, ale my również. Samee co chwilę rzucał gdzieś ładunki i rozwalał większe grupy, które mogłoby nam być dosyć ciężko pokonać.

- Tutaj! - krzyknąłem wskazując na zakręt. Tędy mogliśmy się przedostać na drugą stronę miasta unikając śmierci.

- Steve! A gdzie jest Diana? - spytał Charlie.

Wonder Woman {ciąg dalszy} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz