8.

210 19 5
                                    

***
Diana

Punktualnie o szóstej zjawiłam się pod starym warsztatem. Weszłam do środka rozglądając się wokół.

- Steve! - krzyknęłam, a wtedy nagle i niespodziewanie mężczyzna pojawił się tuż za moimi plecami. Wzdrgnęłam się nieco.

- Przestraszyłeś mnie. - powiedziałam marszcząc brwi. Steve uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Podałam mu torbę, pełną broni i amunicji. - Weź coś sobie. - szepnęłam klepiąc go lekko w ramię. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Zaczął przeglądać broń.

- Wybaczcie za spóźnienie. - usłyszałam nagle dobrze znany mi już głos. Odwróciłam się, gdzie ujrzałam Sameego, Charliego i Wodza. Pokręciłam głową niezrozumiale.

- Co wy tu robicie? - spytałam czując jak Steve przygląda mi się uważnie.

- Chciałaś iść na wojnę bez nas, złotko? - spytał Charlie z żalem, a ja tylko się uśmiechnęłam.

- Skądże. - mruknęłam kierując się do wyjścia. Czułam, że cała czwórka podąża za mną, dlatego nie zatrzymywałam się nawet na moment.

- To... Jak daleko jest ta agencja, właściwie? - spytał Sameer spoglądając na Steve' a.

- Kilka dni drogi stąd. - powiedział mężczyzna wzruszając ramionami. Nie zwlekając zaczęłam iść tuż za nim.

- A co z samochodem? Nie możemy nim pojechać? - zdziwił się Charlie, na co Steve westchnął.

- To zły pomysł. Namierzą nas. Pieszo mamy trochę większe szanse, żeby zostać nie zauważonymi. - oznajmił brunet.

***

Steve razem z resztą panów szli na przodzie. Ja natomiast zostawałam z tyłu, ze względu na bezpieczeństwo, ale też dlatego, że nie chciałam zbytnio rozmawiać ze Steve' em. Nie miałam z nim wspólnych tematów. Już nie.

Zrobiło się ciemno. Gwiazdy schowały się pod osłoną ciemnych chmur. To nie wróżyło nic dobrego. Tak jak sądziłam, po kilku minutach zaczął padać deszcz.

- Powinniśmy się zatrzymać. - powiedział Steve spoglądając w moją stronę.

- Jasne. - mruknęłam poprawiając włosy. Zapowiadało się na burze. Dlatego też dalsza podróż byłaby nie rozsądna. - Może tutaj. - stwierdziłam pokazując ręką na jakąś knajpke po naszej prawej. W środku świeciło się światło, co oznaczało, że jest jeszcze otwarta. A przynajmniej powinna.

Bez zbędnych dyskusji, cała nasza piątka udała się do środka. Gdy już byłam w budynku zauważyłam kilku mężczyzn. Czyli mogliśmy spokojnie wejść. Chyba. Udałam się do pierwszego lepszego stolika, który był wolny. Cała przemoczona usiadłam na krześle i poprawiłam włosy.

- Ja to bym się czegoś napił. - powiedział Charlie z rozbawieniem. Przewróciłam nieco oczami.

- Nie ma takiej możliwości. Jak tylko przestanie padać idziemy dalej. - poinformowałam z przekonaniem w głosie. Nie mogliśmy zwlekać.

- Już późno, Diano. Nic się nie stanie jak wyruszymy nad ranem. - stwierdził Sameer ewidentnie popierając pomysł Charliego.

- To wykluczone. - powiedziałam mimo iż faktycznie czułam zmęczenie. Szliśmy od kilkunastu godzin bez przerwy.

- Zaraz wracam. - mruknął Steve i na kilka minut zniknął.

- Musimy tam być jak najszybciej. Nie mamy czasu do stracenia. - powiedziałam z lekkim wyrzutem. Nie wiedziałam na czym im właściwie zależy... Czy oby napewno na tym na czym mi? Nagle Steve wrócił. Był zadowolony.

Wonder Woman {ciąg dalszy} Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang