10.

187 19 7
                                    

***
Diana

Grali już od jakiejś godziny. Przyznaję, że lista gier była naprawdę długa i kolorowa. Każda z nich była inna, ale do każdej wystarczyło jedno i to samo. Talia kart.

- Miło było, ale chyba już się położę. - powiedziałam wstając z ziemii. Oczy same mi się zamykały.

- Dobrej nocy. - powiedział Steve spoglądając na mnie.

- Widzimy się rano, piękna. - dodał Sameer, ale nie zwróciłam już na to uwagi. Weszłam do namiotu i opuściłam zasłonę. W środku miałam do dyspozycji dwa koce. Zdajęłam zbroję i ubrałam się w samą koszulkę. Na to nałożyłam ciepły płaszcz. W końcu się położyłam i przykryłam kocem. Zastanawiałam się ile minęło czasu. Głosy w końcu ucichły. A ja mimo iż jeszcze niedawno odczuwałam zmęczenie, nie mogłam za żadne skarby usnąć. Przewracałam się z jednej strony na drugą. Minęło już sporo czasu, a ja usłyszałam jakieś dźwięki dochodzące z zewnątrz. Podniosłam się czujnie i chwyciłam za sztylet. Uważając, żeby nie zwrócić na siebie uwagi skierowałan się do wyjścia. Odsłoniłam zasłonę i wyjrzałam. Zobaczyłam jak Steve siedzi przy ogniu i przygląda mu się zwyczajnie. Odłożyłam narzędzie do obrony i wyszłam na zewnątrz. Cholera...

- Nie możesz zasnąć? - spytałam zwracając na siebie jego uwagę. Brunet uśmiechnął się lekko spoglądając na mnie.

- Cóż... Sameer strasznie majaczy. W dodatku zajmuje cały namiot. - odparł mężczyzna ponownie przyglądając się płomieniom. Usiadłam obok niego uśmiechając się prawie nie zauważalnie. - A ty? Myślałem, że jesteś zmęczona. - spytał po chwili.

- Faktycznie. Starałam się zasnąć, ale w mojej głowie kłebi się zbyt wiele myśli. Nie potrafię przestać choćby na chwilę. - powiedziałam zgodnie z prawda. Steve spojrzał na mnie niepewnie.

- O czym, jeśli można wiedzieć? - spytał z ciekawością a ja opuściłam głowę i wbiłam spojrzenie w ziemię. Myślę o tym, że gdybyś mnie pamiętał wszystko wyglądałoby inaczej... I o tym, jak by to właściwie wyglądało. Tylko, że nie powiem Ci tego.

Westchnęłam.

- O tym, że przez tak długi czas nie miałam o niczym pojęcia. Nie miałam pojęcia o tej agencji. Nadal nie rozumiem jak to możliwe, że nie została ona odnaleziona. Powstrzymana... - wyznałam załamanym głosem, gdy nagle poczułam jego dłoń na mojej dłoni. Przełknęłam ślinę zastanawiając się co to ma oznaczać.

- Też się nad tym zastanawiałem... - przyznał po chwili niezręcznej ciszy między nami. - I myślę sobie, że skoro istnieją tacy ludzie jak ty. To mogą też istnieć tacy, tylko, że z innymi zamiarami. Ci źli. - powiedział zamyślając się nad tym. Mogą. I istnieją. A raczej istnieli. Tak myślę.

- Przybyłam na ziemię tylko w jednym celu. Chciałam powstrzymać wojnę. Byłam pewna, że za tą sprawą stoi Ares. - przypomniałam, a on zmarszczył brwi.

- Ares to bóg wojny, tak? - spytał dla pewności, a ja kiwnęłam głową. Tak wyglądały nasze początki.

- I tak po części było, tyle, że gdy już go zabiłam, to wciąż zdarzały się różne incydenty. Ludzie nadal się kłócili. Nadal stawali przeciwko sobie. - wytłumaczyłam ze smutkiem w głosie. Steve zmarszczył nieco brwi.

- A co jeśli ty i Ares nie byliście jedyni?- spytał mężczyzna z intrygą. Pokręciłam szybko głową. To nie może być prawda. To znaczy. Wszyscy bogowie umarli i zostały tylko Amazonki. No i ja. - Jeżeli wraz z jego śmiercią ktoś inny przejął władzę. - dodał z miną zadowolonego z siebie chłopca.

- Nie, Steve. To nie jest możliwe. - powiedziałam trochę podniesionym glosem kręcąc przy tym głową przecząco.

- Pewnie masz rację. Ja po prostu nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. - stwierdził Steve robiąc tym razem obojętną minę. Wzruszył ramionami spoglądając na mnie.

Wonder Woman {ciąg dalszy} Where stories live. Discover now