30

4.9K 339 26
                                    

...zrobiła coś za co się ginie wedle zasad stada. Wstałem nie mogąc już znieść widoku Katji i wyszedłem na korytarz. Jakaś karetka przyjechała wywołując poruszenie wśród reszty. Zignorowałbym ich gdybym nie wyczuł zapachu pewnej suki. Wyminął tłum gapiów wchodząc bezpośrednio do wnętrza samochodu. Zamknąłem drzwi czując jak przetaczają się we mnie fale gniewu. Sabina leżała w kącie cała we łzach trzymając się kurczowo za brzuch. W tamtej chwili nie była moją żoną, czy Luną mojego stada, była po prostu śmieciem na którego widok chciało się rzygać. Wyczuwając moją obecność otwarła oczy wybuchając nową falą szlochu.

— Alaricku — zakwiliła wyciągając do mnie rękę. — Straciłam je. Straciłam nasze dziecko.

Niemal cieszyłem się że zostaliśmy sami bo, cholera, roznosiło mnie doszczętnie. Złapałem ją za gardło. Rozpacz ustępowała przerażeniu, które ogarniało już całą jej twarz.

— Kogo było to dziecko? Z kim mnie zdradziłaś?!

— Z nikim. — wychlipiała, próbując wydostać się z mojego stalowego uścisku.

— Nie pieprzyliśmy się ostatnio jak pamiętam. — syknąłem, rozluźniając nieznacznie uścisk by mogła odpowiedzieć.

— Nie pamiętasz wtorku w zeszłym miesiącu? Wpadłeś do mojego pokoju i rzuciłeś mnie na łóżko. Kochaliśmy całą noc, w każdej pozycji i w każdym możliwym miejscu aż upadliśmy z wyczerpania. Od zawsze wiedziałam Alaricku, że mnie kochasz, a w tamtej pamiętnej nocy udowodniłeś mi to po raz kolejny. — w jej oczach zamigotały iskierki. Położyła swoją dłoń na mojej ręce — Ta walka, ta bezczelna Rosjanka to wszystko musiało na ciebie wpłynąć. Ale mimo to, nie rozumiem dlaczego uważasz że cię zdradziłam.

Puściłem ją całkowicie. Przełknąłem z trudem ślinę. Pamiętam, a raczej nie do końca. Przypominałem sobie tą noc. Otrzymałem wtedy wiadomość od jednego ze zwiadowców o pewnym łowcy, który był powiązany z Katją. Niemal poczułem wtedy zapach jej skóry. Byłem zły na siebie że jednak nadal jesteśmy związani. Żeby oderwać się od myśli od niej udałem się do Sabiny by zapracowała na miano mojej kobiety.

— Alaricku. — jej słaby głos przywrócił mnie do rzeczywistości. — Proszę, przytul mnie — jak ogłuszony spełniłem jej prośbę. Przylgnęła do mnie jakby chciała się ze mną stopić w jedno. Jej gorące łzy wsiąkały w materiał mojej koszulki. Mimowolnie pogłaskałem ją po długich włosach.

Miałem dziecko. Przez ten krótki czas byłem ojcem. Mogłem stworzyć rodzinę, o której marzyłem.

— Nie zostawisz mnie, prawda? Już nigdy? — zignorowałem jej pytanie. Brzydziłem się sobą. Mówią, że kobiety doprowadzą do zniszczenia wszystkiego co żywe. Całkowicie się z tym zgadzam, świat byłby lepszy gdyby nie było tych pięknych istot, zdolnych do zawładnięcia najbardziej zimnym sercem mężczyzny.

Myślałem, że jestem silny, zdolny do przetrwania każdej rzuconej mi przeszkody. Stoczyłem wiele brutalnych walk, gdzie krew i łzy lały sił strumieniami pomiędzy moimi palcami. Odbierałem cud życia nic nie wartych istot. Ale poległem przy istocie swojego egzystowania. To co miało dać mi siłę i wiarę w swoje siły, niszczy mnie, każdego dnia odbierając mi kawałek duszy. Bałem się, że pewnego dnia obudzę się i poczuję się pusty. Niezdolny do niczego.

— Alfo. — jeden z moich strażników otworzył drzwi. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Spiąłem wszystkie mięśnie gotowy na wiadomość. — Lekarz powiedział, że nastąpiły komplikacje. Podnadto ktoś z zewnątrz zwrócił na nas uwagę i czeka na parkingu, podobno macie wspólnego znajomego.

W klatce torturWhere stories live. Discover now