13

7.8K 496 7
                                    

Przez następne dni leżałam, jadłam i spałam. W głowie cały czas kołatała mi myśl, że Alaric żartował i zaraz przyjdzie do mnie, biorąc z powrotem do siebie. Nadal nie potrafiłam uwierzyć w jego poświęcenie. W pewien sposób to było...słodkie. Wiedziałam, że więź jest świętością dla wilkołaków i każdy osobnik musi ją respektować. Coraz częściej budząc się moje myśli biegły do niego, a nie do dziadka. Po dziewiątym dniu przestałam, liczyć kolejne. Każdy dzień był taki sam, to samo paskudne jedzenie, ta pusta samotność, ta bezczynność. Pewnego dnia przyszedł lekarz z wiadomością, że mój stan na tyle się poprawił, że mogłam już wyjść. Po wypełnieniu wszystkich formularzy wreszcie stałam przed szpitalem na niemal pustym parkingu z lśniącym czarnym samochodem. Przed nim stał umięśniony chłopak, który nie do końca potrafił się pogodzić ze zdjęciem garnituru. Kilka razy starał się poprawić nieistniejący krawat. Kiwnął głową mi na powitanie i otworzył drzwi samochodu. Od razu widać było, że to wilkołak. Mimowolnie spięłam się i analizowałam jego ruchy, szukając w głowie możliwe chwyty. Potrząsnęłam głową, starając się wyrzucić te myśli. Zauważyłam, że zaczęłam ufać Alaricowi, przerażała mnie sama myśl, że kiedyś będę swobodnie się przy nim czuć. Od dawna słuchałam wiadomości o brutalności wilkołaków i teraz nie mogłam pojąć w ich dobre czyny względem ludzi. Usiadłam na obitym skórą fotelu. Chłopak zasiadł za kierownicą, włączając się do ruchu. Szyby przyciemniono dla prywatności pasażerów, ciekawie było bezkarnie przyglądając się mijanym przechodniom. Przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się nad pewnym pomysłem.

- Jesteś człowiekiem Alarica czy Blackrose'a? - spytałam bruneta, który cały czas rozglądał się wokoło w poszukiwaniu niebezpieczeństwa.

- Alarica, Luno - zesztywniałam na te słowa. Nie odpowiedziałam, przez co wilkołak spojrzał na mnie pytająco we wstecznym lusterku. Czułam jak rumieniec wstydu, powoli spowija mi policzki. - Powiedziałem coś złego?

- Co? Nie, tylko że...nie czuję się waszą Luną - odpowiedziałam niepewnie.

- To dobrze. - zmarszczyłam zdezorientowana brwi.

- Nie rozumiem.

- Za przeproszeniem tak naprawdę nie jesteś Luną. Może jesteś przeznaczoną alfy, ale nie zasługujesz na ten tytuł.

- Rozwiń - spojrzał na mnie, jakby nie wiedział czy mówić, czy się zamknąć. - Mów.

- Z doświadczenia wiem, że Luną jest kobieta, która wspiera partnera i opiekuje się nim gdy wszystko jest przeciw nim. Takie osoby stanowią jedność. A ty raczej nie jesteś kimś takim. W ostatnim tygodniu doprowadziłaś do wielkiego przewrotu w naszych szeregach. Musieliśmy oddać nasze największe osiągnięcia a co najgorsze zgięliśmy kolano przed naszymi największymi wrogami. I to wszystko na rzecz ludzkiej dziewczyny, która niszczy naszą rasę. Alaric stał się jej niewolnikiem, pociągając na dno całe stado...- przestał, przypominając sobie, że nie jest sam a osobą, na którą wyzywa, jestem ja. Mruknął ciche przepraszam i na resztę drogi zamilknął. A mój pomysł diabli wzięli.

Na lotnisku czekał na mnie prywatny samolot Alarica. Na płycie startowej obok niego stali uzbrojeni po zęby dziadek i jego przyjaciel. Na ich widok od razu rzuciłam się mu w objęcia. Zapach prochu na jego ubraniach przypominał mi dom, w którym się wychowałam. Spojrzałam na niego, szukając obrażeń, ale na szczęście nic nie znalazłam. W kącikach jego oczu widziałam jego łzy.

- Katja co się z tobą działo? Wilkołaki odcięły mnie od ciebie. Dzięki Bogu uciekłaś. Porwali nas i związali, później przyszedł jakiś nowy kundel - za sobą usłyszeliśmy ciche warczenie - i nas wykupił. Tak się tutaj znaleźliśmy. Katja, w co się wpakowałaś? - jego głos był przesiąknięty troską, a mi słowa ugrzęzły w gardle.

- W nic się nie wpakowałam. - posłałam mu wymuszony uśmiech.

- To, co lecimy? - spytał dziadek, patrząc na stojących wokół nas wilkołaków.

Zapraszam na  Prawda o przeznaczeniu

W klatce torturحيث تعيش القصص. اكتشف الآن