5

9.8K 640 29
                                    

Poczułam na sobie czyjeś ręce. Na całym ciele miałam opatrunki, przy nawet najmniejszym ruchu czułam potworny ból. Mimo to obróciłam się, to Alaric! Wyczuł, że się poruszyłam, więc mruknął coś cicho i przyciągnął mnie bardziej do siebie. Co tu się odwala?!, pomyślałam i zaczęłam się  powoli wycofywać. Usiadłam na skraju wielkiego łoża, a świat zaczął  niebezpiecznie szybko wirować. Złapałam się za głowę, a  gdy spojrzałam w dół zobaczyłam, że byłam w samej bieliźnie. W środku aż gotowałam ze złości, jeśli uważa, że będę jego zabaweczką, to się bardzo myli.  Na końcu pokoju, na krześle leżały moje ubrania. Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu. To było jego biuro. Na szarych ścianach wisiały czarno - białe zdjęcia gór. Skradając się na paluszkach, zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam jak połączenie mumii i Frankensteina. Na ramionach i brzuchu miałam założone szwy, a głowę całą w bandażach. Niech ja tylko dostanę się do broni... Na biurku zauważyłam swój pistolet. Oczywiście pusty. Warknęłam po cichu i przeglądałam swoje ubrania, były do niczego.

— Gdzieś się wybierasz ? —  odezwał się za mną Alaric. Jego ciepły oddech owiał mój kark. Poczułam przebiegające po moim kręgosłupie dreszcze. Wyciągnął z mojej ręki porozrywaną i zakrwawioną bluzkę, i rzucił ją gdzieś za siebie.  — Lepiej się dziś czujesz ? — przytulił mnie od tyłu.

—  Puść mnie — chciałam się wyrwać, ale jego mięśnie były jak skały. — Czego chcesz?

— Mówił ci ktoś, że bardzo seksownie wyglądasz w tej czarnej bieliźnie? —  skubnął skórę na mojej szyi zębami, a rękami zaczął masować mój brzuch, uwalniając nową falę dreszczy.

— Czego chcesz Alaric? — warknęłam przez suche gardło i obróciłam się w jego ramionach. Stykaliśmy się klatkami, dzieliło nas ledwie kilka centymetrów. Mierzyliśmy się wzrokiem, ja ostrym, on uważnym.

—  Skoro znasz moje imię, to ja powinienem znać twoje. Nie sądzisz?— odparł po dłuższej chwili, nie przestawiając mnie dotykać. To było obrzydliwe, ledwo powstrzymywałam się od puszczenia pawia —  Nie znalazłem żadnych dokumentów.

Zaśmiałam mu się w twarz, chociaż bardziej to przypominało rechot. On naprawdę nie wiedział, kim jestem, a mówią, że uważa się za Boga.

— Cień Śmierci.

— To wiem. Chcę tylko poznać twoje prawdziwe imię i tego głupka, który cię na mnie nasłał — nie mogłam dłużej wytrzymać tego dotyku. Udało mi się uwolnić się z jego objęć i poszłam jak najdalej od niego. Przy każdym kroku zaciskałam zęby w bólu. Szukałam jakiejkolwiek rzeczy, która pomoże mi się bronić. Wtem coś błysnęło, na szufladzie pomiędzy dokumentami leżał mój sztylet. Wzięłam go i wycelowałam w niego. Podszedł do nie z rękami w górze i uśmieszkiem na twarzy, bardzo chciałam mu go zetrzeć.

— Wypuść mnie — zatrzymał się dopiero, wtedy gdy stykał się z ostrzem.

— Stąd nie ma wyjścia. Nie zastanawiasz się, może, dlaczego żyjesz? Czemu nie rozkazałem cię rozszarpać? I co najważniejsze: dlaczego spaliśmy razem?—  podniósł pytająco brew. Na samą myśl co mógł mi robić, trząsłam się z obrzydzenia. Owszem, chciałam znać odpowiedzi na te pytania. Opuściłam trochę ostrze. Uśmiech na jego twarzy się powiększył, wyminął ostrze. Spróbowałam go zranić, ale szybkim ruchem wyciągnął mi broń i położył na blacie. Chwycił mnie delikatnie za brodę. Otworzyłam oczy z przerażenia, po głowie chodziło mi tysiąc myśli. Zbliżył swoją twarz do mnie i zamiast coś powiedzieć, zaczął mnie całować. Od szyi w górę. Trzymał mnie za biodra, bym mu nie uciekła. Stałam tam i pierwszy raz od śmierci rodziców nie wiedziałam co robić.

—  Bo jesteś moja — szepnął, gdy dotarł do ucha.

Dłuższy rozdział i na razie więcej nie będzie.😂

Mam nadzieję że bez większych błędów😊

W klatce torturWhere stories live. Discover now