23.

5.2K 339 25
                                    

Wdech. Wydech. Wskazówka starego zegara zaraz wybije pełną godzinę, a ja zamiast patrolować teren, stałam sparaliżowana i wpatrywałam się przed siebie. W całym moim życiu jeszcze nikt mnie o to nie poprosił, wszyscy wiedzieli, że to nigdy nie kończy się dobrze. W każdej chwili do pokoju mogła wejść Kira i zauważyć, że coś jest nie tak. Ręce drżały mi przy każdym kroku, na plecach zebrała mi się maleńka warstwa potu. Byłam gotowa uciec w każdej chwili i nie patrząc na nikogo ukryła się na siłowni.

— Katja, wzięłaś już Thomasa na ręce? Znalazłam jego ulubioną zabawkę więc mogę go ubrać. — zawołała Kira z drugiego pokoju. Dziecko patrzyło na mnie z łóżeczka swoimi dużymi ciekawskimi oczami. Bałam się dzieci, ich wrzasków, które mogą zniszczyć niejedną watahę wilkołaków. Słysząc kroki młodej matki szybko wzięłam na ręce jej syna. Był jak bomba podczas rozbrojenia, jeden zły ruch i już po tobie. — Daj, ja go wezmę.  — dziewczyna wzięła ode mnie dziecko i odeszła śmiejąc się z mojego zachowania. Nie mogłam pozbyć się myśli, że gdybym nie odeszła od Alarica pięć lat temu już dawno siedziałabym w domu z gromadką dzieci. Alaric. To jedno słowo, a budzi we mnie tyle sprzecznych emocji. Po moim odejściu przygarnął mnie Francuski Oddział Łowców, który na szczęście nie zadawał wielu pytań. Nie utrzymywałam kontaktu z nikim, nawet z dziadkiem, który umarł miesiąc po moim zniknięciu. Tak więc mieszkam obecnie w jednym z domków na obrzeżach Paryża i czekam na kolejną misję. Łowcy w ostatnich latach ponieśli najgorszą z możliwych porażek. Dopuściliśmy się do wydostania informacji o wilkołakach, teraz każdy na świecie wie, że takie istoty istnieją. Mało tego, oni zaczęli nami rządzić. Dawniej to my trzymaliśmy ich w ryzach, ale role się odwróciły, żyjemy w wiecznej niepewności. Już w pierwszym tygodniu we Francji zaprzyjaźniłam się Kirą, której mąż zginął na jednej z misji, płakała, gdy dowiedziała w się tym samym czasie o ciąży. Ja nigdy nie lubiłam dzieci, prędzej wpadłabym w sam środek watahy bez broni niż miała z własnej woli zaopiekować się dzieckiem.

Zadzwonił telefon z charakterystycznym dźwiękiem oznaczającym, że to centrala, która zaraz przekaże mi informacje o nowym celu.

— Tu Katja Vasylia. Słucham?

— Tu dowódca grupy Grom, Rick Downert. Mam zaszczyt zaprosić panią na jedną z naszych akcji. Jedna z zagranicznych watah zaatakowało jedno z naszych filii na południu Francji. Osobiście przejrzałem pani osiągnięcia i muszę przyznać, że są imponujące. Czy zgadza się pani do nas dołączyć na pewien okres czasu, a być może później na dłużej?

— Oczywiście.  — odpowiedziałam machinalnie. Nie potrafiłam uwierzyć,  że dzwonił do mnie sam dowódca Gromu! Słuchałam jak mówił o wartościach swojej grupy bojowej, ale potrafiłam się na nich skupić. Pomyślałam o dziadku, zawsze chciał bym rozwijała się jako łowca i czułam, że był by ze mnie dumny.

—... za godzinę przyjedzie do pani samochód,  który zabierze Cię do naszej siedziby — po tych słowach zamilkł,  a  ja zauważyłam, że się rozłączył. Nawet nie zorientowałam się, że obok mnie od dłuższego czasu stała Kira i patrzyła z podejrzliwością na mój uśmiech.

— Co się stało? Zrobili w końcu wyprzedaż w Holdzie?

Nie, zadzwonił do mnie Rick Downert i poprosił bym uczestniczyła w jednej z jego akcji. Chyba spodobały mu się moje akta.

— No, no. Zawsze wiedziałam, że daleko zajdziesz.

— Będą tu za godzinę.

W tej samej chwili telefon zawibrował oznajmiając, że dostałam SMS.

R. D

Poniżej wysyłam Pani zdjęcie naszego głównego celu.

Zjechałam na dół wiadomości i ujrzałam...

A jednak kolejny rozdział istnieje! Kto się cieszy?

Trochę zrobiło mi się żal, ale naprawdę chciałam zakończyć na wcześniejszym rozdziale. Kolejny za co najmniej tydzień( to nie Alaric  jest na zdjęciu). Podoba się rozdział?

W klatce torturWhere stories live. Discover now