12

7.6K 526 13
                                    

Obok mnie siedział przygarbiony Alaric. Mimo bladego siniaka na czole nadal był niezwykle poważny. Gdy spojrzałam na jego rękę na mojej dłoni, zabrał ją.  Nie spodziewałam się go tu, ja nawet nie wiedziałam, jak trafiłam do szpitala. Rozpiął górny guzik koszuli, skanując mnie swoim przenikliwym wzrokiem. 

— No i na co ci przyszła ucieczka? — spytał głucho. Nie odpowiedziałam, to pytanie zawisło nad nami w idealnej ciszy.

— Co z Blackrosem? — odparłam po dłuższej chwili. Westchnął zmęczony, przeczesując włosy palcami.

— Właśnie wracam od niego. Miałaś rację, przetrzymywał ich w opuszczonej fabryce kilka kilometrów za miastem i...doszliśmy do porozumienia. Twój dziadek razem z innym mężczyzną są teraz w bezpiecznym miejscu, chronią ich moi najlepsi ludzie. Ale to nie koniec niespodzianek — dodał pozbawionym emocjami głosem ostatnie zdanie. Gdy usłyszałam, że dziadek jest bezpieczny, miałam ochotę wyściskać go i całując go mówiąc, że mogę, zrobić dla niego wszystko za to zrobił. Jeszcze nie słyszałam, by wilkołak poświęcił się dla człowieka, a już nie mówię o łowcy. To był naprawdę wielki czyn. — Gdy wyjdziesz ze szpitala, na lotnisku będzie czekał na ciebie i twoich bliskich samolot do Kanady. Podobno macie tam zapewniony lokum — zesztywniałam na te słowa. Całość wyglądała, jakby przedstawiał mi propozycję adwokata, a nie plan jak się mnie pozbyć. Powinnam się cieszyć, że od niego wyjadę, ale tak naprawdę robiło mi się smutno na myśl, że go już nie zobaczę. Wstyd mi się przyznać, ale spodobało mi się z nim strzelać. Jeszcze nigdy nie czułam takiego współgrania, porozumiewaliśmy się bez słów. Ale w tym wszystkim nie pasowała mi jedna rzecz.

— Mówiłeś porozumienie. O co konkretnie chodziło? Co dałeś w zamian?  — zauważyłam jego zdziwienie. Po chwili znowu przybrał maskę obojętności.

— Nic co dotyczyło by ciebie. Dostaniesz to, o czym marzyłaś odkąd się spotkaliśmy, wolność — otworzył usta, chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale nic nie mówiąc, wstał i wyszedł. Gdy dotarł do drzwi, otrząsnęłam się z jego słów i wstałam. Różne rurki i kable krępowały mi ruchy, chciałam je zerwać, ale powstrzymała mnie ręka Alarica. Zastanawiałam się, co musiało się wydarzyć, że stał się taki oziębły. Teraz nie był miłym chłopakiem, który chciał przekonać mnie do siebie, ale bezwzględnym alfą, który nie cofnie się przed niczym.

— Powiedz — rzuciłam, patrząc mu prosto w oczy. Mierzyliśmy się wzrokiem, jego ręka zaczęła gładzić moje ramię. To było miłe, nawet bardzo. Myślałam, że nie odpowie, ale to zrobił.

— Oddałem mu mój najbardziej dochodową restaurację, akcje i zatrudnił mnie na pewien okres służby — odparł szeptem. Ścisnęło mnie w piersi na te słowa — Niczym nie musisz się martwić — pocałował mnie w czoło i wyszedł, tym razem na dobre.

W klatce torturWhere stories live. Discover now