Godność więźnia

3.7K 248 39
                                    

maraton 7/7

    Wrzasnąłem przeraźliwie, gdy uderzyło wemnie zaklęcie. Ból momentalnie ogarnął całe moje ciało niczym rozpalone doczerwoności szpilki wbijające się w każdy nerw. Nigdy wcześniej nie czułemtakiego bólu! Nie wiem, czy zaklęcie Czarnego Pana było silniejsze, czy poprostu wspomnienia klątw, jakimi obrzucał mnie ojciec zbladły. Mogłem się tylkowić w bólu wrzeszcząc na całe gardło i modląc się o utratę przytomności. Nictakiego niestety nie nastąpiło, ale zaklęcie, jak każde inne, musiało siękiedyś skończyć. Różdżka przestała we mnie celować, a ja skuliłem się jeszczeciaśniej niż przedtem na posadzce kwiląc cicho jak małe dziecko. Miałem jużdość, a wiedziałem, że to dopiero początek.

    Moment przerwy w torturach pozwolił miodpłynąć myślami do Harry’ego, co choć na moment ukoiło ból. Martwiłem się oniego, jeszcze wczoraj obiecałem, że zabiorę go z Hogwartu z dala od tychwszystkich ludzi chcących go wykorzystać do walki z szaleńcem. A dziś… zostałtam sam, znów na łasce Dumbledore’a i „przyjaciół” z Gryffindoru. Musiał być,przerażony gdy nie wróciłem… Pewnie już znaleźli ciało Brada i śladyśmierciożerców, a Harry jest teraz chroniony, przez oddanych Gryfonów, lepiejniż Gringrott. Może to i dobrze, jeszcze coś głupiego by mu przyszło do głowy,a tak przynajmniej nie musze się o niego martwić. Jest bezpieczny dopóki niekażą mu walczyć z Voldemortem, a tego zapewne nie dożyje…

    Z rozmyślań wyrwał mnie kopniak w brzuchokutym metalem butem. Zakrztusiłem się i ledwo powstrzymałem odruch wymiotny.Spojrzałem gniewnie na tego, kto to zrobił, musiała to być mina godna Malfoy’a,gdyż Petter Pettigrew cofnął się o kok wyraźnie spanikowany. Niestety niemogłem nic więcej zrobić, a z chęcią wydłubałbym mu te szczurze oczka. Mójojciec może i płaszczył się przed Lordem, ale przynajmniej czasem coś znaczył,a ten szczur był szmatą pod nogami każdego śmierciożercy, powiedziałbym nawet,że wielu więźniów miało więcej godności niż on.

    - Plugawy sprzedawczyk – syknąłem, leczgardło miałem tak zdarte, że nikt nie mógł tego usłyszeć.

    W tym momencie postanowiłem jedno. Jeślijuż mam umrzeć, to umrę z godnością, w końcu należę do szlachetnego roduMalfoy’ów. Może nie wszyscy jego przedstawiciele są godni, by mienić się„szlachetnymi”, lecz ja nie zamierzam przynieść wstydu temu prastaremu rodowiczystej krwi czarodziejów. Nie dam oprawcom tej satysfakcji, nie będę jużkrzyczał, a już na pewno nie będę błagał o litość… no przynajmniej spróbuje.

    Pettigrew wyciągnął różdżkę i wycelował wemnie, skuliłem się i zacisnąłem zęby w oczekiwaniu na ból. Poczułem tylko mocneszarpnięcie i już wisiałem w powietrzu, przyczepiony niewidzialnymi sznurami zanadgarstki do sufitu, stopami nie dotykałem ziemi. Zadrżałem wiedząc co sięszykuje. Kątem oka już widziałem mojego ojca wybierającego najodpowiedniejszybicz z bogatej kolekcji. Na moment poczułem się znów dzieckiem katowanym przezojca, na moją twarz wypełzł grymas przerażenia, a w kącikach oczu zaszkliły sięłzy. Szybko jednak się opanowałem, musiałem być twardy. Pokażę, że nie każdyMalfoy jest takim liżącym buty ścierwem jak mój ojciec.

    Już przy pierwszym ciosie zobaczyłemmroczki przed oczami, gdy stalowe pazury na końcu bicza rozorały mi skórę. Mimobólu zacisnąłem tylko mocniej zęby zdeterminowany, by nie wydać z siebie nawetdźwięku. Poczułem satysfakcję słysząc zdziwione warkniecie mojego ojca,niewielka to była nagroda, ale zawsze jakiś sukces, poczucie przewagi nadoprawcami. Następny cios mimo, że silniejszy, zniosłem równie dumnie milcząc.

    - No, no, no, kto by się spodziewał –usłyszałem drwiący glos Voldemorta. – Szczenięciu odebrało głos. Mam nadziejeLucjuszu, że uda ci się wydobyć z niego jeszcze jakiś dźwięk, zaczyna się robićnudno.

Draco Malfoy Diary || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz