Nadajnik

3.9K 331 61
                                    

Harry nie odpowiedział tylko sięgnął ręką do włosów i odgarnął te zasłaniające jego lewe ucho. Moim oczom ukazał się niepozorny, okrągły złoty kolczyk z jakimiś drobnymi literami wygrawerowanymi na obwodzie. Nawet wyglądało to ładnie, dodawało Harry’emu przekorności, tylko to zaczerwienienie i opuchlizna wokół niego psuły efekt. Sięgnąłem dłonią do jego ucha, lecz gdy tylko go dotknąłem szarpnął się i syknął z bólu, w oczach pojawiły się łzy. Przez chwile wydawało mi się, że ucieknie jak zraniony dziki zwierz, ale on tylko wtulił się we mnie mocniej i powiedział lekko łamiącym się głosem:


    - To nadajnik, dzięki niemu zawsze wiedzą gdzie jestem, dlatego nie mogłem się z tobą spotykać, pelerynę niewidkę też mi zabrali… – teraz to już zaczął rozpaczliwie płakać mocząc łzami rękaw mojej szaty.

    - Uspokój się, skarbie, proszę nie płacz – tuliłem go kołysząc lekko jak małe dziecko. Kilka dni wystarczyło by zniszyć to na co pracowałem przez ostatnie miesiące, Harry znów był wrakiem człowieka. – Kto ci to zrobił, maleńki?

    - Hermiona – odpowiedział cicho gdy już się uspokoił. – Na prośbę Dumbledore’a, dla mojego dobra, bym się nie zgubił.

    - Zabiję sukinsyna! – warknąłem mając głęboko gdzieś to czy ktoś mnie usłyszy czy nie. – Wypruje mu wszystkie flaki i porozwieszam na okolicznych drzewach!…

    - Nie! – stanowczy choć cichy rozkaz przerwał moje złorzeczenia. – Zostaw go, zostaw ich, po prostu zabierz mnie stad, gdzieś daleko poza ich zasięg, gdzieś gdzie będziemy tylko ty i ja, gdzie nikt nigdy nas nie znajdzie. Nie chce być już Złotym Chłopcem, chce być wolny…

    - Dobrze – odparłem spokojnie. – Zabiorę cię z dala od tego wszystkiego, ale najpierw musimy się pozbyć tego nadajnika…

    - Próbowałem już wszystkich zaklęć, chciałem sobie nawet odciąć ucho, ale to mnie kontroluje jak Imperius nie pozwala na zrobienie sobie krzywdy.

    - Znam kogoś, kto może pomóc, chodź – objąłem go ramieniem okrywając nas szczelniej peleryną.

    - Ale namierzą mnie dokądkolwiek pójdę.

    - Zanim się zorientują, że cię nie ma nadajnik będzie zniszczony.

    Harry posłusznie dał się wyprowadzić z biblioteki, choć właściwie nie miał innego wyjścia, byłem silniejszy. Zaraz za progiem przybrał minę wystraszonego zwierzątka, czyżby aż tak się bał, że nas znajdą? Merlinie, jak mogli mu cos takiego zrobić? I to jego tak zwani „przyjaciele”, a już było dobrze, już był tym samym… no może trochę odmienionym na lepsze Gryfiakiem, już był szczęśliwy, a oni to wszystko zniszczyli. To kolejny dowód, że Dumbledore właściwie niczym się nie rożni od Voldemorta, no może tylko tym, że Czarny Pan nigdy nie wmawia swoim ofiarom, że to dla ich dobra. W tej chwili nienawidziłem ich obydwu z całej siły, bo skrzywdzili najdroższą mi osobę, byłbym zdolny ich zabić gdyby tylko zdarzyła się taka możliwość i gdybym miał dość siły!

Nie mogłem zaprowadzić Harry’ego całkiem do komnat Ślizgonów, Kevin jeszcze powinien zajmować Granger, ale nigdy dość ostrożności. Zostawiłem więc go schowanego pod peleryną niewidką w jednej z opuszczonych sal na parterze, a sam poszedłem po osobę, która jak sądziłem mogła nam pomóc.

    Tak jak się spodziewałem Zabiniego znalazłem na jednej z kanap w Pokoju Wspólnym, po raz kolejny przeszkodziłem mu w obmacywaniu Brada. Po drodze zastanawiałem się czy ufam mu na tyle, by zdradzić jak bliski mi jest Harry. Dotychczas nigdy mnie nie zawiódł i właściwie mogłem go nazywać przyjacielem, poza tym nie miałem wyjścia, musiałem pomóc mojemu ukochanemu.

    - Blaise mam sprawę – bezceremonialnie ściągnąłem go z Brada.

    - Draco?! Czego znów chcesz, nie widzisz, że jestem zajęty?! – warknął.

    Miałem ochotę złapać go za gardło i siłą zaprowadzić do Harry’ego, jednak rozsądek wziął górę:

    - Jeśli przerwiecie na chwilę to tylko wzrośnie wam apetyt – powiedziałem uśmiechając się przebiegle.

    Zabini przez chwilę myślał, aż w końcu uśmiechnął się porozumiewawczo i powiedział:

    - Dobra, o co chodzi?

    - Bawiłeś się kiedyś zaklęciami namierzającymi i takimi zabaweczkami jak nadajniki, prawda?

    - Taa…

    - Potrzebuje pomocy w rozwaleniu takiego jednego.

    - Dobra zrobię to dla ciebie, ale pamiętaj, będziesz miał u mnie dług – powiedział złowieszczo po czym zwrócił się do Brada – Poczekaj na mnie w pokoju, albo lepiej w łazience, pod prysznicem.

    Westchnąłem tylko widząc jak lubieżnie oblizuje usta wywołując rumieńce na twarzy młodszego chłopaka. Nie dałem im czasu na dłuższe pożegnania, złapałem Blaisa za rękę i wyciągnąłem z kwater Ślizgonów.

    - Więc co to za nadajnik? – zaciekawił się.

    - Posłuchaj Blaise, jesteś moim kumplem od lat i ufam ci, inaczej nigdy bym ci nie zdradził tej tajemnicy. Pamiętaj wszystko co zobaczysz ma zostać między nami, a szczególnie tożsamość osoby, z której ściągniesz nadajnik.

    - Jasne Draco, dla ciebie wszystko – odpowiedział szczerze, a ja odetchnąłem z ulgą pozbywając się resztek nieufności.

    - To tu – wpuściłem go do sali, w której uprzednio zostawiłem Harry’ego.

    Zabini rozglądał się po pomieszczeniu zaskoczony, oczywiście nie mógł dostrzec mojego ukochanego ukrytego pod peleryną, właściwie ja sam przez chwile zastanawiałem się czy on tu jest, aż niewidzialne ciałko przytuliło się do moich pleców, usłyszałem cichy szept:

    - To Ślizgon, co on tu robi?

    Odwróciłem się obejmując jedną ręką niewidzialna osobę w pasie, a drugą sięgając do kaptura peleryny, który powoli zsunąłem odsłaniając głowę Harry’ego.

    - Spokojnie to mój przyjaciel, pomoże nam – powiedziałem uspokajająco i pocałowałem go delikatnie w usta.

    - A niech mnie Draco! Ty i Potter! To jakiś żart?! – Blaise zareagował dość gwałtownie, aż Harry podskoczył ze strachu.

Draco Malfoy Diary || DrarryWhere stories live. Discover now