Peleryna Niewidka

4.1K 331 67
                                    

    Kilka następnych dni było dla mnie katorgą, Harry’ego spotykałem tylko podczas niektórych posiłków i zajęć, a i wtedy był odgrodzony ode mnie tłumem Gryfonów. Wyglądało na to, że on nie chciał lub nie mógł się wyrwać swojej straży. Wydawało się też, że pogodził się z przyjaciółmi, no, a przynajmniej cały czas znikał gdzieś z Hermioną. Nie byłbym Ślizgonem gdybym nie odkrył gdzie się podziewają, właściwie nie trzeba specjalnego sprytu by zgadnąć, gdzie panna Wiem-To-Wszystko może spędzać czas wolny, ale co Harry robił w bibliotece?

    Peleryny niewidki to był dość rzadki i drogi towar, ale w końcu byłem arystokratą, załatwienie jej zajęło mi niecały tydzień. Gdy w końcu podczas środowego śniadania nadeszła upragniona przesyłka porzuciłem jedzenie i zaszyłem się z nią w moich komnatach. Była równie wspaniała jak ta Harry’ego, różniła się tylko wyraźnie nowocześniejszym krojem i dbałością o takie szczegóły jak choćby nazwisko właściciela wyszyte na odwrocie. Zarzuciłem na siebie wodnisty materiał i spojrzałem w lustro. To naprawdę dziwne uczucie wiedzieć, że powinno się tam być, a jednocześnie nie widzieć swojego odbicia. Nie zwlekając wymknąłem się ze swoich komnat.

    Wiedziałem, że Harry nie ma jeszcze zajęć, czyli znajdę go w bibliotece. Dotychczas jako Ślizgon mogłem go obserwować tylko z daleka jak siedzi w dziale Historii Magii (najnudniejszy więc i najmniej uczęszczany) przy jednym stoliku z Granger. To było jedyne miejsce gdzie nie otaczał go wianuszek oddanych Gryfiaków, trzeba się tylko było pozbyć na jakiś czas panny Wiem-To-Wszystko.

    W drodze do biblioteki rozglądałem się uważnie w poszukiwaniu ofiary. Kevin Growth – blondwłosy pierwszoroczny Gryfon będący urodzonym ciamajdą był idealny do mojego celu. Wciąż ukryty pod peleryną wycelowałem w niego różdżkę i szepnąłem:

    - Imperio!

    Tak jak się spodziewałem nie było żadnego oporu, w ciągu sekundy dzieciak był całkowicie pod moja kontrolą, a ja jak rasowy Malfoy poczułem dreszcz przyjemności jaką dawała władza nad kimś. Jakoś opanowałem chęć zrobienia z Gryfiaka większego pośmiewiska niż stanowił dotychczas, nie to było moim celem, przynajmniej w tej chwili. Rozkaz był prosty i piękny w swej prostocie. Wślizgnąłem się za dzieciakiem do biblioteki i obserwowałem jak bezbłędnie kieruje się do działu Historii Magii. Miałem racje, w jego głębi siedziała Granger zupełnie pogrążona w lekturze jakiegoś grubego tomiszcza, a naprzeciwko niej Harry czytający niewiele cieńszą książkę. Kevin z płaczem podbiegł do tej chodzącej encyklopedii i jak zawsze w chwilach stresu zaczął się jąkać:

    - P-p-pani P-pr-prefekt bo j-ja… – z nosa chłopaka skapnął długi oślizgły smark wprost na czytana przez Granger książkę.

    Jeśli chodzi o niszczenie książek dziewczyna reagowała jak rasowa bibliotekarka –  natychmiast odsuwała przyczynę zagrożenia jak najdalej od bezcennych tomów. Kevin został uprzejmie, ale stanowczo wyprowadzony z biblioteki, chłopak wciąż płakał, smarkał i jąkając się próbował wyjaśnić sprawę z jaką przyszedł. Gdyby to mi zawracał głowę taki dzieciak odesłałbym go do stu diabłów najpierw strasząc tak by narobił w gacie, Naczelny Prefekt nie powinien zajmować się błahymi problemami. Granger była moim kompletnym przeciwieństwem, wiedziałem, że nie spocznie dopóki nie dowie się o co chodzi i nie pomoże chłopcu, a to dawało  mi czas do działania.

    Harry niespecjalnie przejęty odejściem dziewczyny zatrzasnął czytaną książkę i wstał najwyraźniej z zamiarem wybrania kolejnej z stosu piętrzącego się na stoliku obok. Wtedy zaatakowałem przypierając go do ściany i otulając nas obu peleryną niewidką. Bez specjalnych ceregieli wpiłem się w jego usta mocno i zaborczo. Mój ukochany natychmiast oddał pocałunek z równą żarliwością, wydawał się być spragniony bliskości. Objął mnie za szyje i przylgnął do mnie całym ciałem znacząco ocierając się biodrami, tak że nawet przez dzielące nas warstwy ubrania mogłem poczuć jak bardzo jest napięty. Nasze usta w końcu się rozłączyły dla złapania oddechu, Harry położył głowę na moim ramieniu i jęknął cicho wprost do mojego ucha, jego biodra po raz kolejny niekontrolowanie otarły się o moje ciało, a on zadrżał z podniecenia.

    - Harry… co ci jest? – zapytałem, choć doskonale wiedziałem co mu dolega i że mnie też zaczyna to męczyć.

    - Draco… – szepnął i polizał delikatnie moja szyje jakby się upewniając, że to ja. – Zabierz mnie do siebie… Zabierz… Ja już dłużej bez ciebie nie wytrzymam…

    - Maleńki… – odsunąłem jego głowę tak by móc spojrzeć w jego zamglone pożądaniem oczy. – Przecież ja jestem twój cały czas, co się stało, kochany mój?

Draco Malfoy Diary || DrarryWhere stories live. Discover now