Jak pozbyć się Mopsa

5.2K 362 127
                                    

Ze snu wyrwało mnie walenie do drzwi i znajomy irytujący pisk:

    – Dracusiu! Dracusiu! Wpuść mnie to ważne!

    – Odpierdol się Pansy! – warknąłem głośno wciąż nie do końca obudzony.

    – Ale Dracusiu profesor Snape cię wzywa! – odparła nadąsanym tonem.

    Imię opiekuna Slytherinu wystarczyło bym pozbył się resztek snu, momentalnie wyskoczyłem z łóżka i sięgnąłem po uprzednio porzucone bokserki i spodnie. Z irytacja stwierdziłem, że moja koszula jest cała pomięta, ale w końcu sam w niej zasnąłem, musiałem ją zmienić, uczesać włosy i zawiązać równo krawat. To wszystko zajęło mi ponad piętnaście minut, przez które Pansy niestrudzenie waliła drzwi jednocześnie dąsając się, że nie chce jej wpuścić. Dlaczego ona nigdy nie mogła pozostać na mnie obrażoną przez dłuższy czas, albo najlepiej na wieczność? Zaraz gdy tylko otworzyłem drzwi uwiesiła się na mojej szyi i chyba chciała mnie pocałować, ale zdążyłem ją odepchnąć. Znów się obraziła i całą drogę męczyła mnie swoja naburmuszoną miną, wyglądała wtedy gorzej niż McGonagall z tymi swoimi zmarszczkami.

    Sprawa dla której wzywał mnie profesor Snape dotyczyła zobliviatowania Cabble’a i Goyle’a, jako Prefekt Naczelny miałem pomóc w sprawdzaniu różdżek. Najpierw oczywiście sprawdzono moją i tak jak się spodziewałem niczego nie odkryto, jako „kumpel” tych goryli nie byłem nawet na liście podejrzanych. Zresztą takowej listy nie było, Cabble i Goyle byli za głupi by mieć wrogów, nawet profesor Snape podejrzewał, że ktoś po prostu chciał poćwiczyć przeczytane gdzieś zaklęcie i obrał tych idiotów za cel. Jakoś pominięto szczegół, że zaklęcie było za dobrze wykonane jak na laika z pamięci obydwóch nie zostały nawet strzępy. W końcu nie znajdując winnego śledztwo umorzono, a poszkodowanych odesłano do Munga, gdzie najprawdopodobniej spędzą resztę życia. Wspaniale ratując Harrego pozbyłem się tych dwóch goryli z mojego życia! Zastanawiałem się czy nie zobliviatować jeszcze Pansy, ale to byłoby już za bardzo podejrzane. Zawsze to jednak dwie zmory mniej.

    Ani tego dnia ani następnego nie miałem już okazji spotkać Harrego, znaczy widziałem go, ale zwykle z daleka otoczonego większą niż dotychczas grupką „przyjaciół”. Najwyraźniej Gryfoni podwoili straże po jego krótkim zniknięciu, zaczęło mnie to irytować. Był w końcu moim chłopakiem, to co, że mieliśmy nie ujawniać naszego związku, chciałem po prostu znów poczuć, że jest blisko, że tamto nie było tylko snem lub jednym z urojeń mojej bujnej wyobraźni. W poniedziałek rano Pansy mi łaskawie „wybaczyła” moje wcześniejsze zachowanie i radośnie świergocząc poszła ze mną na śniadanie. I bez tego byłem rozdrażniony, ale jakoś nie miałem ochoty na jałowe dyskusje z nią i po prostu ją ignorowałem. Posiłki to była jedyna pora kiedy mogłem spokojnie przyglądać się Harremu, o ile akurat nie zasłaniał mi ktoś z jego ochrony. On wciąż nic nie jadł i przedtem jakoś nie bywał w wielkiej sali podejrzewam, że też przychodził tylko po to by na mnie popatrzeć. Tym razem musiałem skończyć śniadanie wcześniej i to nie z powodu obowiązków Prefekta tylko tej irytującej Pannie Mopsowatej, która zamiast jeść lepiła się do mojego boku i głaskała mnie po nodze, obawiałem się, że za chwilę może się na mnie rzucić, albo, że raczej ja nie wytrzymam i wydłubie jej oko widelcem.

    Gdy zmierzałem ku wyjściu z wielkiej sali dostrzegłem, że Harry też wstaje podrywając za sobą pół stołu Gryfonów chcących mu towarzyszyć. Odwróciłem wzrok nie mając ochoty patrzeć na to jak łaszą się do mojego chłopaka. Zrobiłem zaledwie kilka kroków gdy ktoś z całej siły wpadł na mnie przewracając mnie na podłogę i lądując na mnie. Znajomy zapach mile podrażnił moje nozdrza:

    – Harry – szepnąłem.

    – Mówiłem, że nie chce jej widzieć koło ciebie – szepnął wprost do mojego ucha drażniąc je oddechem. – Daj mi szlaban – dorzucił szybko gdyż koło nas już zrobiło się zamieszanie.

    – Harry nic ci nie jest! – usłyszałem irytujący głos Granger

    – Pewnie, że jest, wpadł przecież na tego oślizgłego blondasa – Weasley, aż prosił się o szlaban, ale ten wieczór i kilka następnych już ktoś inny sobie zarezerwował.

    Harry został ze mnie podniesiony przez liczne usłużne ręce „przyjaciół”, chłopak szybko wyrwał się z ich uścisków i odsunął się poza krąg mnie otaczający. Widziałem, że był blady i drżał, najwyraźniej wciąż nie znosił dotyku i bliskości innych. Ja musiałem samodzielnie podnieść swoje arystokratyczne cztery litery i nad zgromadzonym tłumem krzyknąć:

    – Potter tygodniowy szlaban za celowe zaatakowanie Prefekta Naczelnego, masz się stawić dziś o dziewiętnastej przed Wielką Salą!

    – Ty oślizgły gadzie on nie wpadł na ciebie specjalnie!

    Po raz kolejny zignorowałem błaganie Weasleya o szlaban i z godnością opuściłem Wielką Salę. Czyli Harry był o mnie zazdrosny, nie powiem podobało mi się to, ale z drugiej strony to wokół niego wciąż się ktoś kręcił, do mnie zbliżała się tylko Pansy bo była za głupia by zrozumieć słowo „nie”. Mimo wszystko musiałem obmyślić jakiś sposób by się jej pozbyć na dobre dla własnego spokoju i ukojenia zazdrości mojego ukochanego. Pomysł wpadł mi do głowy całkiem niespodziewanie na widok Blaise Zabiniego, jednego z nielicznych ludzi z którymi mogłem czasem pogadać, nie był moim przyjacielem już raczej kumplem, jednym z bardzo niewielu.

    – Hej Zab mam do ciebie sprawę – zaczepiłem go przed wejściem do pokoju wspólnego.

    – Draco? – zdziwił się lekko. – No wal!

    – Chodzi o Pansy, ostatnio zaczyna mnie coraz bardziej wkurzać, muszę się jej pozbyć…

    Zgodził się i to z wyraźną ochotą widać jego też denerwowała rządząca się Mopsowata Księżniczka. Zgodnie z planem czekaliśmy w korytarzu prowadzącym do pokoju wspólnego Slytherinu, Pansy mogła nadejść w każdej chwili, ale przewidywanie wystawiliśmy czujkę. Z zza rogu wybiegło małe świetliste łasico podobne stworzonko – patronus, to był znak, że ona się zbliża, a więc przedstawienie czas zacząć.

    Zabini oparł się o ścianę, a ja złapałem jego dłonie w swoje splatając nasze palce i rozkładając jego ręce szeroko, kolano wsunąłem między jego nogi i oparłem się całkiem o jego ciało. Nasze usta dzieliło kilka centymetrów, ale nic więcej nie było już potrzebne, jego długie czarne włosy i moje krótsze zasłaniały nas tak, że z boku wyglądaliśmy jak złączeni w namiętnym pocałunku. Zabini posunął się nawet o krok dalej i gdy usłyszał stukot obcasów na korytarzy jęknął rozkosznie:

    – Taaak Draco! Jesteś wspaniały!

    Tylko dzięki wyćwiczonej przez lata sile woli zdołałem powstrzymać śmiech, chłopak tylko wyszczerzył się szeroko do mnie wydając kilka kolejnych rozkosznych jęków. Zduszony pisk i oddalający się stukot obcasów obwieściły sukces planu, Pansy uciekła! A my mogliśmy oderwać się od siebie kończąc tą namiętną pozę.

Draco Malfoy Diary || DrarryWhere stories live. Discover now