22. „Poradzę sobie"

56 3 0
                                    

Renesmee

Atmosfera była napięta, jednak starałam się o tym nie myśleć. Skupiłam się na tym, co działo się wokół mnie, raz po raz powtarzając sobie, że na wątpliwości i żale dopiero nadejdzie odpowiednia pora. Musiałam przynajmniej udawać, że wszystko jest w porządku, by inni uwierzyli w to, że faktycznie jestem dość silna, żeby poradzić sobie ze wszystkim, co nas czekało. Już i tak spodziewałam się burzy, aż nazbyt świadoma tego, że to, iż udało mi się owinąć sobie wokół palca Demetriego, wcale jeszcze nie znaczyło, że problem został rozwiązany, a ja mogę odetchnąć. Moi najbliżsi nie zdawali sobie sprawy z tego, jak wiele zmieniło się przez te pół roku i co takiego miało miejsce, kiedy byłam w Volterze, nie wspominając o wydarzeniach z celi – o tym, że mogłabym zabić Jane. W zasadzie nie miałam pewności, czy w najbliższym czasie w ogóle miałam znaleźć w sobie dość odwagi, by chociaż słowem zająknąć się na ten temat.

Dłonie Demetriego z wolna przesunęły się wzdłuż mojego ciała, ostatecznie lądując na biodrach. Niechętnie pozwoliłam na to, żeby odsunął mnie od siebie, aż nazbyt świadoma tego, że nie mogliśmy przez resztę wieczności trwać w bezruchu, na dodatek spleceni ze sobą w uścisku. Poczułam się dziwnie, kiedy pomiędzy naszymi ciałami na powrót pojawił się dystans, ale nie skomentowałam tego nawet słowem. Miałam złe przeczucia, choć i tego usiłowałam nie okazywać. To nic takiego, warknęłam na siebie w duchu, za wszelką cenę usiłując przekonać samą siebie, że nie mam powodów do niepokoju. Jasne, że się martwiłam i że wszyscy nadal byliśmy zagrożeni, ale pomimo tego myślenie o tym, że jeśli tylko odsunę się od tropiciela, wszystko po raz kolejny się skomplikuje, nie miało sensu.

W milczeniu powiodłam wzrokiem dookoła, ledwo powstrzymując sfrustrowany jęk w odpowiedzi na liczne, skoncentrowane na nas spojrzenia. Wciąż z uporem ignorowałam Jacoba, co przychodziło mi zaskakująco wręcz lekko, choć chyba powinnam była mieć do siebie o to pretensje. Tchórz!, tłukło mi się w głowie, ale nawet to nie robiło na mnie wrażenia. To przerażające, jak łatwo przychodziło mi teraz „wyłączanie" niektórych emocji, jednak uznałam, że tym mogłam zamartwiać się dużo później. Teraz najważniejsze było przetrwanie, więc każdy sposób był wystarczająco dobry, żeby spróbować to osiągnąć.

– To co robimy? – zapytałam wprost, jak gdyby nigdy nic decydując się przejść do rzeczy. Nigdy nie miałam się za przywódcę, jednak sytuacja wręcz wydawała się tego ode mnie wymagać. Z drugiej strony, być może to była kolejna zmiana, która nastąpiła we mnie – a także coś, czego zdążyłam nauczyć się przy Demie, Felixie i Hannie. – Na co czekacie? Mala miała was przenieść, więc się pośpieszmy – ponagliłam i najwyraźniej moje słowa zabrzmiały dość sensownie, bo w końcu doczekałam się jakiejkolwiek reakcji.

– A co ze mną? – zapytała Mala, a ja na moment zesztywniałam, bo zwróciła się bezpośrednio do mnie. – Czy kiedy wszystkich przeniosę, powinnam tutaj wrócić? Potrafię walczyć – oznajmiła z powagą, wprawiając mnie w konsternację, bo nie miałam najmniejszego pojęcia, co takiego powinnam jej powiedzieć.

Otworzyłam i zamknęłam usta, w ostatniej chwili powstrzymując się przed zaprzeczeniem. Być może nie byłam już taka, jak ona, tym bardziej, że jad Kajusza w dość znaczący sposób wpłynął na mnie i moje ciało, ale i tak nie najlepiej zabrzmiałoby, gdybym to właśnie ja zaczęła mówić o kwestiach bezpieczeństwa. Nie chciałam wyjść na hipokrytkę, nie wspominając o dostarczaniu tacie argumentów, choć podejrzewałam, że i bez tego miał na poczekaniu wymienić mi dość własnych.

– Nie ma potrzeby, żebyś to właśnie ty ryzykowała życiem. Już i tak zrobiłaś dość – oznajmił Demetri, w porę przychodząc mi z pomocą. Swoją drogą, jak na niego, to było już całkiem miłe, nie wspominając o tym, że niewiele brakowało, żeby posłużył się o podziękowania. – Wynoście się, a resztą zajmiemy się my. Po pierwsze, powinniśmy ustalić, ilu tak naprawdę ich zostało. Młode wampiry zabija się łatwo, o ile nie pozwolić im na element zaskoczenia – stwierdził, a ja i bez patrzenia na Jaspera wiedziałam, że miał rację.

THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA III: UKOJENIE]Where stories live. Discover now